Piątek, 2011-06-03:
Urywam się z pracy tak szybko, jak to tylko jest możliwe. Jednak nie na tyle wcześnie, aby zdążyć na wernisaż "Le Darinier Cri", który odbył się o 13:00. Nie udaje mi się także załapać na otwarcie "Krótkich historii", ale myślę sobie, nic straconego. Pewnie będę miał jeszcze okazję, aby przejść się do "Głośnej" i może akurat zastanę Romana, to sobie z nim chwilę porozmawiam.
EAST COVER Ligatura Pitching 2011
EAST COVER Ligatura Pitching 2011
Idea "pitchingu" polega na spotkaniu, zetknięciu ze sobą artystów komiksowych z wydawcami, redaktorami i innymi osobami, które są żywo zainteresowane promocją, rozpowszechnianiem i publikacją komiksów. Zasadniczo twórcy prezentują swoje prace przed międzynarodową komisją. Jej zadanie polega na wytypowaniu jednego projektu, który w późniejszym terminie zostanie wydany drukiem w Polsce. Pomysł na tego typu spotkanie, tak przeprowadzone, wydaje mi się bardzo dobry, wręcz świetny.
Dodatkowym atutem "pitchingu" w Poznaniu miał być katalog, o którym wspominają organizatorzy na swojej stronie, pisząc tak: "Podczas Festiwalu Kultury Komiksowej LIGATURA będzie dostępny katalog EAST COVER Pitchings zawierający profile wszystkich wybranych do prezentacji artystów. Po Ligaturze, katalog będzie rozsyłany do wydawnictw i organizatorów festiwali w Europie i USA". Niestety katalogu nie dorwałem. Nie wiem, czy się już ukazał i czy był dziś dostępny, a ja go przeoczyłem, czy też dopiero się ukaże.
Michał Słomka po polsku przedstawił ideę "pitchingu" oraz w kilku słowach przybliżył międzynarodowe jury. Wypowiedzi Michała przełożone zostały przez tłumacza (z pomocą Michała) na angielski. Szkoda jednak, że autorzy prezentujący swoje prace i projekty nie mieli wsparcia tłumacza, ponieważ nie wszyscy z nich biegle posługiwali się językiem angielskim. W piątek zaprezentowała się pierwsza grupa, a następnego dnia kolejna. Osobiście z tego, co widziałem, najbardziej podobała mi się prezentacja Kamila Tatary, czyli projekt komiksu pod tytułem "Golden Boy", który z wielką pasją mówił o swoim bohaterze, a także o swoim sposobie rysowania i przygotowywania kolejnych plansz. Bez żadnych wątpliwości mogę powiedzieć, że całość była genialnie narysowana. Chętnie kupiłbym album Kamila. Podobał mi się również projekt "Perpetum mobile" Jakuba Sytego oraz Mikołaja Ratki. Komiks zbudowany z osobnych, krótkich i zabawnych historyjek, bardzo ciekawie kadrowanych. Obok wymienionych przeze mnie osób swoje prace przedstawiali jeszcze: Agata Dębicka, Jeroen Funke oraz Filip Bąk.
W sobotę nie byłem na drugiej "pitchingowej" prezentacji, ponieważ w tym samym czasie odbywało się spotkanie autorskie Aleksandara Zografa, w którym uczestniczyłem. Tak informacyjnie podaję, że laureatem EAST COVER Ligatura Pitching 2011 został Jay Wright z Wielkiej Brytanii.
Nie udało mi się wstać na tyle wcześnie, aby wyrobić się ze wszystkimi porannymi czynnościami i na 11:00 zdążyć do Biblioteki Uniwersyteckiej, żeby wziąć udział w panelu dyskusyjnym "Co z tym komiksem?". Teraz oczywiście żałuję. Bardzo jestem ciekaw co mówiono, kto mówił, o czym i czy rozmawiano, może postawiono jakąś diagnozę. Chciałbym porozmawiać z kimś, kto był na panelu, chciałbym usłyszeć relację, skoro sam na nim nie byłem.
Wykłady mistrzowskie: Aleksandar Zograf
Dotarłem do Uniwersyteckiej dopiero na spotkanie z Aleksandarem Zografem, czyli na promocję komiksu "Pozdrowienia z Serbii. Dziennik komiksowy z czasów konfliktu w Serbii". Album, wydany przez poznańską Centralę, miał swoją ogólnopolską premierę właśnie tego dnia. Spotkanie rozpoczęło się z delikatnym poślizgiem, prowadził je Michał Słomka. Chociaż autor komiksu okazał się samograjem, który w ciekawy (i nieśmiały) sposób opowiadał o swoich rysowniczych początkach, o swoich fascynacjach, o codzienności w czasie wojny, o fałszywym obrazie bałkańskiej wojny, który prezentowany był w międzynarodowych mediach. Bardzo spodobała mi się pewna jego wypowiedź, do tego stopnia, że aż ją sobie zanotowałem: "Niezależnie od tego w jakim jesteś mieście, to znajdziesz w nim historie, które to miasto chce ci opowiedzieć, tylko musisz być twardy i chcieć jej wysłuchać".
Po spotkaniu uznałem, że nie ma większego sensu iść do "Ósemek" na drugą część "pitchingów", ponieważ już trwały i właściwie za chwilę miały się zakończyć. Miałem wolne pół godziny, dlatego poszedłem do "Głośnej", aby pooglądać zgromadzone tam w ramach "Krótkich historii" prace. Byłem jedynym widzem. Dziwnie się z tym czułem. Bacznie obserwowany przez cztery osoby z obsługi wystawy i kawiarni. Przyznaję, że może i miałem ochotę zabrać sobie do domu jakieś rysunki, najchętniej Aleksandry Woldańskiej-Płocińskiej i Kamila Tatary, ale przecież i tak bym tego nie zrobił, nie starczyłoby mi odwagi i bezczelności. Przy okazji pooglądałem sobie, ale nie kupiłem, pierwszy numer "Gili-Gili prezentuje: Eyjafjallajokull".
Story Art Review of Ligatura 2011
W "Ósemkach" pooglądałem prace Mikołaja Tkacza oraz wziąłem bierny udział w ostatnim punkcie programu tegorocznej Ligatury. "Story Art.…" miało się rozpocząć o godzinie 18:30, czekałem i czekałem, o 19:01 padło wreszcie sakramentalne „To zaczynajmy, zapraszamy do środka”, po którym do środka weszło 31 osób. Jurorzy ogłosili wyniki w każdej kategorii. Dużo tego…
Po kilku dniach spis nagrodzonych pojawia się na stronie organizatora.
Po południu, gdy wracałem z pracy do domu na Garbarach natknąłem się Grzegorza Łuczyńskiego, z którym nie widziałem się od dnia naszego przypadkowego spotkania w Kinie "Muza" na wernisażu prac konkursowych "Silence". Okazało się, że był na kilku, innych niż ja, wystawach i wernisażach w czasie trwania Ligatury i dlatego nie było nam dane się zobaczyć. Mówił, że czytał moją relację z pierwszych dwóch dni na Kolorowych i dopytywał czy będzie druga część, odpowiedziałem, że po weekendzie. Wymieniliśmy opinię o całym festiwalu, a gdy wróciłem do domu, to pomyślałem, że właściwie mógłbym poprosić Grzegorza, aby napisał swój komentarz o Ligaturze. Napisał:
Ligatura z jednej strony jest wydarzeniem kulturalnym, które ma na celu pokazanie ludziom nieobytym ze sztuką komiksową, czym są opowieści graficzne. Pokazuje nieznane ogółowi prace zagranicznych oraz polskich artystów, jednocześnie mając na celu pokazanie artystycznej społeczności, że komiks to też sztuka… Niestety z drugiej strony twórcy Festiwalu zdają się nie zauważać, że polski rynek komiksowy jest bardzo malutki i hermetyczny. W naszym kraju historyjki obrazkowe czytane są tylko i wyłącznie przez świadomych fanów, a największą bolączką jest fakt, że niemal wcale nie pojawiają się nowi czytelnicy. Rynek przeżywa okres nadmiernej dojrzałości – publikowane są tylko i wyłącznie najlepsze dzieła najbardziej uznanych mistrzów gatunku. Młody czytelnik nie jest w stanie znaleźć nic dla siebie. W tym właśnie punkcie wzniosłe idee Ligatury napotykają na twardą barierę rzeczywistości. Obecni na atrakcjach są niemal tylko ludzie widoczni na każdym festiwalu komiksowym, więc pomysł szerzenia znajomości tej dziedziny sztuki wśród niezaznajomionych z nią ludzi upada. Nie sprawdza się też idea stawiania na Festiwalu na wystawy, gdyż niski poziom artystowskich (ciężko tu bowiem mówić o "artystycznych") prac dobieranych głównie ze względu na niszowość, nie zachwyca przybyłych na Ligaturę fanów, przyzwyczajonych do nieco wyższego poziomu rozpowszechnianych prac. Niestety czasy zafascynowania komiksem undergroundowym większość obecnych czytelników przeżyła w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku, natomiast działania takie jak Ligatura (mimo założonego celu) pokazują przez przypadek przybyłym młodym fanom, że komiks jako medium nie jest dla "ludzi", lecz dla "artystów".
Dlatego należy się zastanowić, czy działania takie jak Ligatura, które przypadkowym czytelnikom pokazują fałszywy obraz komiksu, natomiast zapalonych fanów rażą niskim poziomem wykonania organizatorskiego oraz merytorycznego, nie powinny przeobrazić się w coś zupełnie innego i promującego komiks wśród szerszego grona potencjalnych odbiorców.
27 komentarzy:
Relacje niepełne (co zostało wyjaśnione i usprawiedliwione) ale pokazują ogólny obraz festiwalu. Najciekawsza jest wyrazista pointa.
Żałuję, że nie mogłem się wybrać na Ligaturę. W przyszłym roku postaram się wpisać tę imprezę do mojego kalendarza.
Teoretycznie, jako osoba zaproszona do jury przeglądu story art i konkursu dla dzieciaków nie powinienem zabierać głosu, ale niektórych..wybaczcie... śmiechowych konkluzji Grzegorza Łuczyńskiego nie da się nie skomentować.
"Niestety czasy zafascynowania komiksem undergroundowym większość obecnych czytelników przeżyła w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego wiek" - a to dobre, czyli miłośnicy filmu nie powinni analogicznie interesować się kinem niezależnym?
"Nie sprawdza się też idea stawiania na Festiwalu na wystawy, gdyż niski poziom artystowskich (ciężko tu bowiem mówić o "artystycznych") prac dobieranych głównie ze względu na niszowość, nie zachwyca przybyłych na Ligaturę fanów, przyzwyczajonych do nieco wyższego poziomu rozpowszechnianych prac" - dobrze mówić za siebie, a nie za wszystkich. Naprawdę, wystawy to złe rzeczy są, le dernier cri, Sieńczyk to prace na niskim poziomie. A już wyjeżdżanie z tekstem "artystowski" to standardowy kompleks światka komiksowego względem sztuk wizualnych. Lepiej napisać , co się konkretnie nie podobało na konkretnej wystawie , zamiast uogólniać. A jeszcze ta "niszowość" - wystarczy w google w klepać kilka nazwisk i nieznane staje się znane.
"Dlatego należy się zastanowić, czy działania takie jak Ligatura, które przypadkowym czytelnikom pokazują fałszywy obraz komiksu, natomiast zapalonych fanów rażą niskim poziomem wykonania organizatorskiego oraz merytorycznego, nie powinny przeobrazić się w coś zupełnie innego i promującego komiks wśród szerszego grona potencjalnych odbiorców" - organizacja faktycznie w wielu miejscach leciała na pysk.Ale merytoryka? A poza tym... to bawi mnie najbardziej... jaki jest "prawdziwy obraz komiksu"? Komiks to jakiś monolit? Ma jedno "słuszne" oblicze?
W całym tym komentarzu pobrzmiewa echo tęskonty za 300 000 nakładami Kajka i Kokosza, Tytusa... Te czasy już nie wrócą. Dzieciaki mają w dupie komiksy, wolą gry video. Popularyzowanie komiksu ma sens wśród miłośników dobrej literatury i sztuk wizualnych, a nie na masową skalę.
Witam.
Wiele uwag trafnych. Mam swoje uwagi do relacji. Przede wszystkim - dzięki, że się ukazała.
Moje uwagi: Le Dernier Cri (a nie Le Darinier Cri), ale to drobiazg. W pierwszej relacji pojawił się zarzut, że w Muzie wisiało bardzo mało prac. Nie mogło wisieć więcej, ponieważ nie można tam w ścianę wbijać gwoździ, a instalacja do podwieszania prac umożliwiła ekspozycję tylko tylu, ile było pokazanych. Uwagę o braku ulotek dałbym jednak na końcu tekstu, bo to, czy gdzieś były czy nie, nie jest tak ważne, jak sama idea festiwalu (niedociągnięć organizacyjnych było trochę - zgadzam się - mam nadzieję, że z roku na rok będzie lepiej). I teraz najważniejsze - moje odczucia są zupełnie inne niż Grzegorza Łuczyńskiego, którego wypowiedź kończy relację. Sporów estetycznych nie będę toczył, choć jednak Le Dernier Cri, Last Match czy prac Macieja Sieńczyka na pewno nie nazwał bym artystowskimi, a jednak artystycznymi. Podobnie jak niektórych wystawionych na Krótkich Historiach (Jakub Woynarowski na przykład). Ten festiwal, jak mi się wydaje, właśnie ma być inny. Niekoniecznie skierowany do młodego czytelnika, by go zainteresować komiksem (czyli: by zaczął czytać wydawnictwa Egmontu, timofa, KG, Taurusa, Postu itd). Ten festiwal ma pokazywać także INNE możliwości wykorzystania i funkcjonowania komiksu. Inne drogi. Inne projekty. I właśnie dzięki temu jest cenny. Dlatego że ktoś (niech to będzie młody człowiek, choć nie tylko), kto interesuje się komiksem po wizycie na wszystkich ważniejszych festiwalach - obecnie MFKiG, FKW, BFK i Ligatura - może mieć w miarę całościowy (wiem, utopia) ogląd różnych możliwości i sposobów ekspresji za pomocą tego medium. Porównywanie Ligatury np. do MFKiG jest bez sensu, bo ten festiwal w samym zamierzeniu jest czymś innym. I nie ma w tym wartościowania. Wszystkie cztery festiwale są ważne i potrzebne. Choćby dlatego, że każdy z nich pełni rolę popularyzatorską, choć u innych odbiorców BFK a u innych Ligatura. I absolutnie się nie zgadzam, że "Obecni na atrakcjach są niemal tylko ludzie widoczni na każdym festiwalu komiksowym". Powiedziałbym nawet, że w tym roku było wręcz przeciwnie - ludzi ze środowiska komiksowego (polskiego) było niewielu (przynajmniej porównując do innych festiwali). Była za to inna publiczność. O zarzucie "niskiego poziomu merytorycznego" nie mogę dyskutować, bo nie wiem, co Grzegorz Łuczyński ma na myśli. Filmy wyświetlane w Muzie? Pitchingi? Wykłady Mistrzowskie (który był słaby i dlaczego)? Wystawy? (Które? - sam jestem ciekaw, bo były takie, które mnie zachwyciły (Sieńczyk, Last Match), jak i wyjątkowo słabe - jak ta, która wisiała u mnie w bibliotece). Story Art Review? (ok, ale dlaczego - pokaż słabe punkty, by możne je było poprawić w przyszłym roku). Relacja Macieja mi się podoba, choć nie wszędzie się zgadzam. Z relacją Grzegorza w ogóle się nie zgadzam. Tak czy inaczej - o to chodzi. Żeby rozmawiać. A zatem dzięki, że Wam się chciało zabrać głos. Pozdrawiam, Rafał Wójcik
Hm. Poklikałem w linki w komciach pod pierwszą częścią relacji (Gili-Gili, The Bath) i jednak pozostanę po swojej stronie tęczy. Powiedzmy, że tę stronę znam lepiej i jest mi na niej wygodnie.
@Seba - "Popularyzowanie komiksu ma sens wśród miłośników dobrej literatury i sztuk wizualnych, a nie na masową skalę".
Moneta wybita tylko z jednej strony nie ma żadnej wartości. Eksperyment nie istnieje bez głównego nurtu, bo musi istnieć do niego w opozycji. Główny nurt karmi się eksperymentem, poszerzając swoje ramy, inaczej zapadłby się w sobie.
To wszystko już było i stanie się jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz.
Zgadzam się ze Śledziem. Całkowicie. Dodałbym jeszczy tylko, że popularyzowanie komiksu ma sens ZARÓWNO wśród miłośników dobrej literatury i sztuk wizualnych, JAK I na masową skalę. Jedno drugiemu nie przeczy i nie przeszkadza. To są różne grupy docelowe, które wpływają na siebie nawzajem. Z tym, że ja uparcie będę dodawał do tego środowiska uniwersyteckie, bo jeśli będą zajęcia z komiksu, to przynajmniej część osób obojętnych lub negatywnie nastawionych do tej formy wypowiedzi może zmienić swoje nastawienie w trakcie studiów. pozdRaf
"Niestety czasy zafascynowania komiksem undergroundowym większość obecnych czytelników przeżyła w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku, natomiast działania takie jak Ligatura (mimo założonego celu) pokazują przez przypadek przybyłym młodym fanom, że komiks jako medium nie jest dla "ludzi", lecz dla "artystów"."
Jestem młodą czytelniczką, w latach dziewięćdziesiątych czytałam kaczora donalda, właśnie teraz znajduję "coś dla siebie" i nie czuję, żebym miała z tym jakiś straszny problem, bynajmniej nie przybyłam na ligaturę przez przypadek i w ogóle co to za Grzegorz Łuczyński i co to za PIERDOŁY
A do pana Sebastiana: nie docenia pan dzieciaków..
Przychylam posta Sebastianowi Frąckiewiczowi.
Co ciekawe cała ta relacja wydaje mi się kolejnym głosem w temacie poruszonym ostatnio przez Marka Turka : http://turucorp.blogspot.com/2011/06/bilans-strat.html , a ciągnącym się już od pleców konia poprzez komiks kobiecy, Tkaczoza który się skończył i.t.p. Chciałoby się ją nazwać dyskusją o granicach komiksu, choć niestety lepiej tutaj pasuje temat: "co nam się podoba". Nam czyli: "zapalonym czytelnikom", "młodym fanom", "obecnym czytelnikom", "świadomym fanom", "młodym czytelnikom" i co "naszym" zdaniem podobać się będzie także "przypadkowym czytelnikom".
Znamienną cechą owych "nas", jest to, że "my" nie sięgają po jakiekolwiek narzędzia krytyczne. Opierają się tylko na swoim głębokim przekonaniu o sile większości ("oni" nawet nie muszą oglądać wystawy by wiedzieć co o niej sądzić -patrz opis wernisażu Gili Gili w pierwszej części relacji).
Czas zatem na pytanie. Jeżeli (zdaniem "świadomych fanów") Ligatura pokazuje fałszywy obraz komiksu, poprzez prezentowanie prac na niskim poziomie, to inne festiwale, na które zapraszani są: Moebius, Manara, Bisley (a nie Zograf czy nikomu nieznany i nawet nie wymieniony w relacji Andrzej Klimkowski), a na wystawach można zobaczyć najnowsze prace Papcia Chmiela (a nie Macieja Sieńczyka) przypadkiem też nie przedstawiają fałszywego obrazu komiksu?
I jeszcze raz, bo mi się drwina włączyła.
"Popularyzowanie komiksu ma sens wśród miłośników dobrej literatury i sztuk wizualnych, a nie na masową skalę".
Czy w przypadku "miłośników dobrej literatury" masz na myśli gamoni, pokroju typa, który recenzując w Przekroju "Wrzątkuna" zastanawiał się czy ma do czynienia z komiksem? Cytując (bo pamiętam, pół roku się z tego śmiałem): "Chyba nie".
Albo autorka The Bath, "miłośniczka sztuk wizualnych" w końcu, która swoją pracę określa mianem "moja narracja" ("my narrative"). Zapewne po to, aby nie używać po raz kolejny słowa "comic" które pojawia się w tym samym zdaniu w nazwie festiwalu.
Jak dla mnie klasyczny syndrom "rozdwojenia jaźni", który każe komiksy Raczkowskiego nazywać "rysunkami satyrycznymi" a szorty czytane w sieci "tymi śmiesznymi obrazkami".
Ech. Może by tak jednak zacząć popularyzowanie komiksów w wymienionej przez ciebie grupie od oswojenia z samą nazwą gatunku (aja, aja). Bo jest z tym najwyraźniej problem.
Wyłączam drwinę.
Śledziu, Rafał:
Było już kilka prób popularyzowania komiksu na masową skalę i chyba niewiele z tego wyszło, skoro rynek wygląda, jak wygląda. Tym bardziej, że dziś w ogóle kultura, czytanie książek itp. "niepotrzebne bzdury" to w polskim społeczeństwie coś niszowego.
Dlatego wydaje mi się, że lepiej uderzać tam, gdzie komiks może spotkać się ze zrozumieniem: środowisko literackie, artystyczne, akademickie - dodałbym jeszcze pracę u podstaw w postaci komiksu w programach szkolnych.Nie mówiąc już o tym, że komiks dla dzieci leży i kwiczy. A książka obrazkowa dla dzieciaków przeżywa niesamowity rozkwit - jesteśmy w europejskiej, jeśli nie światowej czołówce na tym polu.
Frfcl - to nie jest tak, że nie doceniam dzieciaków, ale pewien - nazwijmy to poziom atrakcyjności - przesunął się z komiksu (lata 80 i początek, kolorowe, medium z zachodu) w stronę gier video (żeby nie było, sam gram) i fajerwerków kina 3D. I można się z tym pogodzić, albo nie. Jak ktoś ma otwartą głowę, to zawsze trafi na coś fajnego
Śledziu 2: A Twoja drwina mnie nie rusza. Marcin Sednecki strzelił babola. Wielu strzelało babole. Uprzedzenia są po dwóch stronach barykady. Czy ktoś nazywa komiks komiksem, powieścią graficzną czy narracją obrazkową - niech czyta i kupuje. Prędzej czy później i tak się zorientuje, że ma do czynienia komiksem.
Dlatego trzeba się z komiksem ładować na imprezy literackie, artystyczne, albo np. muzyczne, jak tegoroczny off.
Aha, zrobiłem czeski błąd - miało być Marcin Sendecki
Oho, ja tu widzę dziwną sytuację. Podsumował ją ładnie Śledziu pisząc o "swojej stronie tęczy". Mazol zaś dopierdzielił niczym Repek w dyskusjach o genderze, że z niedouczonymi ignorantami nie ma co gadać. I koniec dyskusji.
Ja zaś osobiście jako twórca czuję się jakbym siedział okrakiem.
Relacja jest napisana ewidentnie przez osoby, które uczestniczyły w Ligaturze pełne dobrej woli i z otwartymi głowami. Nie wiem skąd nagle wzięła się w komciach obrona szańców Świętej Trójcy?
Nie powiedziałbym, żeby Grzegorz Łuczyński miał otwartą głowę.
W moim odczuciu, Ty tez masz zakuty czerep, tylko w inną mańkę, Sebastianie. Vide Twoja rozmowa z Filipem o Bisleju.
Chodzi o to, aby pięknie się różnić i dyskutować. Ciężko to załapać?
- Maciej, mam nadzieję, że za rok się na "Ligaturze" spotkamy; ja będę, może przyjedziesz, tak jak piszesz;
- netowy katalog przedstawiający uczestników i jury "pitchingów" jest dostępny tu:
http://issuu.com/tranzyt/docs/ligatura_pitching_net
- zgadzam się z Sebastianem, popularyzować komiks należy w ramach kooperacji, moim zdaniem bardzo dobrze udał się mariaż literatury i komiksu w nowym numerze "Kofeiny"! więcej takich "wspólnych" akcji:
http://issuu.com/kofeina/docs/kofeina06
- nie powinno się bagatelizować "dzieciaków"; tych całkiem małych (komiks dla dzieci), ale i tych którzy nie załapali się na "różowe lata '90";
- Rafał, twoje uwagi co do tekstu znam, przyjmuję je, rozmawialiśmy o nich wczoraj, z wieloma się zgadzam;
Naprawdę? W przeciwieństwie do kolegi Łuczyńskiego nie napisałem, że fascynacja Bisleyem się skończyła w połowie lat 90., albo że nie powinno się Bisleya pokazywać, wydawać tylko, że "Biblia" mi się nie podoba. Chyba widzisz różnicę?
Ale może nie...
OK, no to po kolei.
Jeszcze raz - relacja Macieja mi się podoba. I bardzo żałuję, że nie był na wszystkich wydarzeniach, albo przynajmniej na jeszcze większej ilości. Bo pisze z sensem, a jego krytyka jest konstruktywna (nawet jeśli nie ma racji, jak w przypadku wystawy w Muzie).
@Sebastian
Nie wiem, czy Grzegorz Łuczyński ma otwartą głowę czy nie. Nie znam go osobiście(chyba). To, co nie podobało mi się w jego relacji, to brak poparcia krytyki argumentami. Myślę, organizatorom Ligatury (ja miałem w niej bardzo drobny udział) zależy na krytyce, bo pozwoli ulepszyć przyszłe edycje (jeśli będzie to polepszenie możliwe). Michał zresztą wielokrotnie podkreślał, że ceni słowa krytyczne. Ale za niego nie będę się wypowiadał.
@Maciej
Myślę, ze obrona wzięła się własnie z tego - braku poparcia krytyki argumentami w wypowiedzi Grzegorza. Zauważ, ze większość "obrońców" ma zarzuty do jego relacji, a nie do Macieja. Jesli Maciej pisał, że coś mu się (nie) podobało, to pisał również dlaczego. Natomiast to, co budzi opór (i poczucie niesprawiedliwości) to ogólniki użyte w poincie Grzegorza. A także to, że po przeczytaniu tego fragmentu pozostaje w czytelniku wrażenie, że Ligatura była porażką.
Rozumiem, że Maciej nie mógł pisać o wydarzeniach, na których nie był. Nie zmienia to jednak faktu, że na ogólny obraz Ligatury miały też wpływ takie wydarzenia jak filmy wyświetlane w Muzie oraz wykłady mistrzowskie z Andrzejem Klimowskim, Paulem Gravettem, Lucie Lomovą i Alexandarem Zografem - w moim odczuciu jeden z najmocniejszych punktów festiwalu. I boli mnie to, że w relacjach nie dostrzega się tego, że organizatorom udało się sprowadzić naprawdę niezwykłe osobowości.
@Śledziu
Napisałeś bardzo ważną rzecz - o oswajaniu z nazwą gatunku/medium. Wprowadzaniu tego do ogólego odbioru. I dlatego tak ważne mi się wydaje, że recenzje Sebastiana pojawiają się w Przekroju czy Polityce, że w Co Jest Grane co tydzień pojawia się recenzja z komiksu, czy w ogóle wśród recenzji z książek, gier, filmów pojawiają się też recenzje z komiksów. Nie przykładałbym jednak wielkiej wagi do tego, ze ktoś nazywa to medium narracją wizualną, historyjkami obrazkowymi, czy na różne sposoby próbuje obejść słowo "komiks". Dopóki się nie wykrystalizuje sama definicja tego pojęcia (a nie wiem, czy kiedykolwiek to nastapi), jest w moim odczuciu sprawa drugorzędną, jak się to nazywa. Minie jeszcze wiele lat, zanim to słowo w języku polskim przestanie być nacechowane infantylnością. Nie ma w tym niczyjej winy - zmiany w języku wymagają czasu. Sądzę, ze zamiast toczyc o to boje, warto po prostu używać tego słowa dokładnie tak, jak się używa słów "film", "książka", "rzeźba". W naturalny sposób oswajając z nim ludzi.
@Sebastian
Odnośnie popularyzowania na szeroką, masową skalę - wydaje mi się, że marzenie, żeby komiks stał się czymś równie masowym jak Idol, jest absurdalne. I nie o to chyba chodzi zarówno mi, jak i Śledziowi (Śledziu, popraw mnie, jeśli się mylę). Chodzi o wprowadzanie komiksu do powszechnego odbioru, co m.in. Ty robisz pisząc recenzje w takich a nie innych miejscach.
Natomiast te środowiska, które wymieniłeś jako główną grupę docelową - one są istotne o tyle, że są opiniotwórcze (wciąż jednak są, pomimo spadku poziomu edukacji, również uniewersyteckiej). I w moim odczuciu ich wpływ jest nie do przecenienia, choć nie będzie to wpływ natychmiastowy.
I teraz ogólnie - jestem z komiksem w sumie związany od niedawna. To, co bardzo mi się nie podoba, to podział na fanów i innych. Nie podoba mi się to, bo to zabija wyjście do szerszej grupy odbiorców. I sądzę, że to, na czym powinno zależeć osobom zaangażowanym w popularyzację komiksu, nie jest kreowanie kolejnych pokoleń fanów komiksu (których cenię, nawiasem mówiąc i podziwiam ich wiedzę - piszę bez ironii), ale sianie w świadomości społecznej poczucia, że komiksem warto się interesować ani mniej, ani więcej, ale tak samo, jak przeciętnie wykształcony i obcujący z kultura człowiek interesuje się literaturą, filmem, teatrem, wystawami itd. Tego uczę moje dzieci. Nie zależy mi na tym, by były fanami komiksu, ale by odbierały go tak samo jak inne dziedziny twórczości i w takim samym stopniu się nim interesowały.
I w tym wszystkim nie rozumiem jednej rzeczy - dlaczego, jak odnoszę czasem takie wrażenie, nie może być miejsca dla różnych dróg pokazywania różnego komiksu bez sporów a w zgodzie? Przyznaję, że przeczytałem dyskusję podaną przez mazola. I zgadzam się z czyjąś tam wypowiedzią - brak jest takich elementarnych spraw, jak kliknięcie w "lubię to" na fb, nawet jeśli ktoś się gdzieś nie wybiera. Jeśli współorganizuję Ligaturę, to cieszy mnie tez BFK, choć w tym roku nie mogłem tam pojechać. Ale mam znajomych w Gdańsku, więc może ktoś z nich tam się wybrał, gdy zobaczył, ze ja to polecam. To jest prosty sygnał - zależy mi na popularyzacji komiksu, zatem daję temu wyraz. To że nie byłem na żadnym Komiksofonie, to nie znaczy, ze nie cenię tej inicjatywy. Cenię, bo to są ludzie, którym się chce (jak wszyscy, którzy organizują jakiekolwiek imprezy w Polsce i poza nią).
PozdRaf
Macieju: Bynajmniej nie chciałem, żebyś tak mnie odebrał, w komentarzu skupiłem się głównie na metodzie jaką posługuje się pan Grzegorz, który wypowiada się w taki właśnie sposób, że z nim trudno dyskutować, albowiem pisze nie za siebie a za zbiorowość. Wiec skoro już nam (czyli i mnie) sie nie podoba, to chciałbym wiedzieć dlaczego; co to znaczy że prace są "artystowskie"? jakimi metodami ustalono że mają niski poziom? na czym polegały błędy merytoryczne na Ligaturze?
Moim zdaniem Poznański festiwal jest czymś czego do tej pory brakowało na rynku, stwarza nową przestrzeń dla komiksów eksperymentalnych, niszowych które zostaje przedstawione na tle ogólnoeuropejskim. I rzeczywiście wydaje mi się że nie ma co gadać, tylko się tym cieszyć.
Całkowicie zgadzam się z mazolem - tego samego mi brakowało w wypowiedzi Grzegorza i dlatego wzbudziła też we mnie opór. Brak uzasadnień.
@:Rafał, śledziu, sebastian
A mi nie wydaje się żeby eksperymenty mogły (nawet ambitnego) komiksowego laika zainteresować... wręcz odwrotnie. Przez to że komiks szuka ujścia poza fandomem jest tego mniej i króluje "powieść graficzna" (mówię to w tym złym, medialnym, bardzo literackim znaczeniu).
Żeby mieć czytelnika wyrobionego, trzeba go najpierw wychować/wyszkolić/przysposobić do obcowania z medium. Stąd ja bym takie dążenie nazywał raczej pseudoelitaryzmem i ściąganiem czytelnika "na snoba" .
Jak by to ujowo nie zabrzmiało to jest to bardzo potrzebne i innego wyjścia już chyba nie ma...
Wg mnie zaczynamy tkwić w miejscu w którym jest Opera (swoją drogą w swoim czasie popularna komercyjna rozrywka dla mieszczan - a dziś?)... ale nas, jeśli będziemy postrzegani jako goście wsadzający chuje w usta Chopina*, nikt nie będzie dotował.
Media i megaszkodliwe ekranizacje komiksów nie pomagają. A my musimy propagować komiks jako sztukę,bo innego wyjścia już chyba nie ma...Inaczej komiks nie wyląduje w miejscu w którym jest Opera tylko skończy jak Stereofotografia...
===================
*oczywiście taki obraz to nie wina twórców tego albumu a mediów.
Chłopaki, ale przecież każde "my" do którego się doczepiliście należy traktować tylko i wyłącznie jako "ja". Każda opinia to "moim zdaniem". Internetów nie umiecie?
Co do Bisleya, Seba - nie pisałeś, że Ci się nie podoba, tylko z tonem autorytetu że to kicz i te pe. Tak samo traktuj lapidarną relację Grzegorza - że on to widział, znał, nie jest to dla niego wyzwanie intelektualne, jedzie mu to dmuchaną sztuczką, artystowskim szalbierstwem. Ma prawo tak twierdzić. Podpisał się pod tym, mógł umotywować i wskazać przykłady. Tu się zgadzam. tym bardziej, że na Ligaturze nie byłem.
@Rafał - Odnośnie fanów komiksu. Ja uważam, że nie ma czegoś takiego jak "fan komiksu". To tak jakby powiedzieć, że jest się "fanem książek" albo "fanem seriali". Dlatego jestem za tym, aby komiks promować w różnych środowiskach dziełami, które mają szansę trafić do odpowiednich targetów. Z komiksem obyczajowym nie pójdę na zlot erpegowców itp.
Przychylam komcia w sprawie "lubisiów". Czasami wydaje się, że kliknięcie w głupiego lubisia to cholerne wyzwanie.
@Maciej - całkowicie się zgadzam co do wychodzenia do różnych środowisk z różną ofertą. Dla mnie jest to oczywiste. Natomiast jeśli chodzi o fanów - przychyliłbym się do tego, co piszesz, ale użyłem słowa, które pojawia się często w różnych wypowiedziach osób ze środowiska związanego z komiksem (m.in. w dyskusji przywołanej przez mazola). Nie jestem do tego słowa przywiązany, mogę je zastąpić innym :) PozdRaf
@Rafal - "marzenie, żeby komiks stał się czymś równie masowym jak Idol, jest absurdalne. I nie o to chyba chodzi zarówno mi, jak i Śledziowi (Śledziu, popraw mnie, jeśli się mylę)"
Nie ma potrzeby. Nie to, że nie chciałbym, bo chciałbym bardzo, ale już pogodziłem się z finiszem, podczas którego będę posiadał tylko tę, białą koszulę z którą mnie pochowają:)
Uszanowanie!
Czytałem relacje kilka razy, myślę, że ich najwazniejszy wymiar jest krytyczny (przy czym tekst Grzegorza Łuczyńskiego jest dla mnie integralnym elementem relacji). Lubię krytyczne teksty oraz krytyczne myślenie - ono wymaga dużo wiedzy i w dobrym wydaniu wpisane jest w nie przedstawianie argumentacji.
Może pozwolę sobie na nieco osobisty głos (jak najbardziej odżegnując się od jakichkolwiek my:)
Dla mnie osobiście sama relacja, jak oczywiście każda jest subiektywna. Retorycznie jej wymowa jest według mnie wyraźnie świadcząca o niezadowoleniu recenzentów z tego co widzieli (pomijam, że mało). Jest to jakaś informacja, komunikat dla osób, których nie było. Z mojej strony chcę to tylko skomentować tak: przyjedźcie za rok - będzie podobnie. Pewnie znajdą się jednak zaniesione programy w Meskalinie, Dragonie, zmniejszą się poślizgi z dwóch na np. jeden, ale będą inne niż na MFKiG, BFK czy KW wystawy, będa filmy, wykłady mistrzowskie, pitchingi po angielsku, dużo gości z zagranicy oraz - mam nadzieję - rzeczy o których wciąż marzymy ale jesteśmy dopiero na początku drogi i zwyczajnie potrzebujemy czasu.
Cieszy mnie, każdy głos na temat Ligatury, Centrali, Zeszytów Komiksowych, Poznańskiej Dyskusyjnej Akademii Komiksu czy ostatnio akcji Komiks Bękartem Kultury, każdy jest przecież świadectwem wrażliwości, punktu widzenia, doświadczenia.
Będąc z boku tzw. komiksowa kibicuję mu we wszystkim bo jest w tym pasja, praca, kawałek życia. Nie oceniam jednak jego artystowskich czy artystycznych dokonań, czytam komiksy, magazyny, książki które mnie zainteresują. Uważam, że nic nie promuje komiksu lepiej niż on sam.
Tutaj musi pojawić się liczba mnoga - robimy Ligaturę inaczej ale nie przeciw. To co na niej prezentujemy i robimy jest dla nas ważne i często bardzo dobrze znane, ba wręcz sławne ( Andrzej Klimowski, Aleksandar Zograf, Le Dernier Cri, Komikaze, Sieńczyk, Kus, Umelec, Paul Gravett ). Ale przecież to tylko kwestia zainteresowań i upodobań.
Podoba mi się pomysł na formę recenzji jako dziennika, bardzo lubię czytać dzienniki, podobnie zresztą jak biografie.
Dzięki za wszystkie głosy w dotychczasowej dyskusji oraz za relacje ! Ciągle gdzieś pojawiają się i powstają kolejne, zresztą tak jak dzienniki i biografie, taki już jest ten świat.
Michał Słomka
Prześlij komentarz