"Blueberry" to kawał historii komiksu europejskiego, słusznie cieszący się statusem klasyka. Przez czterdzieści lat, od 1965 roku, wydano dwadzieścia osiem tomów, nie licząc szeregu odprysków - "La Jeunesse de Blueberry" ("Młodość Blueberry'ego"), "Marshall Blueberry" ("Porucznik Blueberry") i "Mister Blueberry" (hmm... "Pan Blueberry"?). W Polsce, pierwsze pięć albumów tej serii ukazało się nakładem wydawnictwa Podsiedlik, Raniowski i S-ka w latach 2002-2003, a potem "Blueberry" został przejęty przez Egmont, który w ramach kolekcji "Plansze Europy" zbiera po kilka tomów w jednym, opasłym tomie.
Autorami serii głównej byli scenarzysta Jean Michel-Charlier i jeden z najwybitniejszych rysowników komiksowych, Jean Giruad. Zanim urodzony we francuskim Nogent-sur-Marne artysta stał się eksperymentującym z formami graficznej narracji Moebiusem, był Girem, rzemieślnikiem rysującym w ramach konwencji realistycznej. Ale jak rysującym! Fantastyczna, filmowa niemal narracja, wzorowa kompozycja plansz, idealne wyważenie scen dynamicznych i statycznych. Znakomita komiksowa intuicja podpowiadająca, kiedy więcej, a kiedy mniej uwagi poświęcić detalom, a do tego fantastyczny styl, który jak wino z czasem nabiera szlachetnego smaku. Pomimo tych kilkudziesięciu lat na karku, pod względem graficznym "Blueberry" wciąż może służyć, jako podręcznik dla młodych rysowników, jak tworzyć komiksy i jak rysować w stylu realistycznym.
W swoich scenariuszach Charlier potrafił doskonale uchwycić legendę Dzikiego Zachodu, pionierskiego ducha Stanów Zjednoczonych drugiej połowy XIX wieku. Bez rewizjonizmu, ale też stroniąc od nadmiernej posągowości opowiada o amerykańskim micie. "Blueberry" przypomina westerny, które ledwo pamiętam z mojego dzieciństwa. Z fabułą przepełnioną akcją - pojedynkami, niekoniecznie o świcie, bójkami w saloonie, efektownymi strzelaninami, pościgami na koniach i starciami z Indianami. Jego bohaterowie to nie są nieskazitelnie szlachetni herosi w białych kapeluszach, lecz niestroniący od szklanki czegoś mocniejszego i dobrej bijatyki kowboje, którzy zawsze staną w obronie słusznej sprawy. Taki jest właśnie główny bohater tej opowieści, posiadający fizjonomię Jean-Paula Belmondo, porucznik Mike S. Blueberry, który tym razem zaplątał się w lada rozgrywkę między dwoma kompaniami kolejowymi.
Giruad jak nikt inny potrafił oddać piękno i dzikość amerykańskiego pogranicza. Linie kolejowe powoli przecinające krajobrazy Gór Skalistych, surowa uroda prerii i skalistych wąwozów. Małe miasteczka wyrosłe na środku pustyni z nieodzownymi saloonami, pełne zawadiaków i różnych podejrzanych typków. Indiańskie obozy, zamieszkane przez szlachetnych, choć bezwzględnych wojowników. Co ciekawe, w historii amerykańskiego komiksu brak takiego westernowego klasyka. Widać, za Oceanem autorów zajmowała bardziej fantastyka ("Prince Valiant" Hala Fostera), science-fiction ("Flash Gordon" Aleksa Raymonda) czy przygody pilotów ("Terry and the Pirates" Miltona Canifa), a Europejczycy zakochali się w egzotycznych przygodach kowbojów, czego dobrym przykładem, obok "Blueberry'ego", były spaghetti westerny i ko-produkcje niemiecko-jugosłowiańskie. Podobnie jak one, seria Charliera i Giruada trąci myszką, wydaje się trochę naiwna pod względem fabularnym, ale wciąż sprawdza się, jako wciągająca opowieść z Dzikiego Zachodu.
poniedziałek, 22 lutego 2010
#380 - Blueberry #2
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
"a potem "Blueberry" został przejęty przez Egmont, który w ramach kolekcji "Plansze Europy" zbiera po cztery tomy w jednym, opasłym tomie."
Pierwszy tom: 3 albumy.
Drugi tom: 4 albumy.
Poprawione :)
I oby trzeci tom też zbierał co najmniej 4 albumy i ukazał się jak najprędzej!
Prześlij komentarz