wtorek, 3 lipca 2012

#1069 - Epileptic

Michał Misztal redaguje dział komiksowy w "Kofeinie", regularnie współpracuje z Aleją Komiksu, jego teksty publikowane były w Grabarzu Polskim, Gildii Komiksu i ArtPapierze. Gdzieś w tym nawale pracy ma czas na prowadzenie autorskiego bloga Komiksofilia i na gościnny występ na Kolorowych Zeszytach.

Przymiotnikiem najbardziej pasującym do "Epileptic" Davida B, autora między innymi wydanego w 2009 przez Kulturę Gniewu komiksu "Uzbrojony ogród i inne historie", jest moim zdaniem sł owo "gęsty". Opisuje ono zarówno scenariusz, jak i przepełnioną czernią warstwę graficzną. Na stronach tej autobiograficznej opowieści jest wręcz duszno, co dla niektórych czytelników może okazać się wyjątkowo ciężkostrawne. W zbiorczym wydaniu "Epileptic", historii pierwotnie wydanej w sześciu tomach, David B. podjął się opisania wieloletnich zmagań całej swojej rodziny z chorobą Jeana-Christophe'a, jego starszego brata. Trochę przypomina to wydaną kilka miesięcy temu w Polsce "Parentezę", jednak jest o wiele trudniejsze w odbiorze i zdecydowanie bardziej przytłaczające.

Pierwsza scena: David B, scenarzysta i rysownik "Epileptic", w wieku trzydziestu pięciu lat odwiedza rodziców, u których niespodziewanie zastaje chorego brata. Jean-Christophe ma problemy z mówieniem, stracił kilka zębów, jego ciało pokryte jest masą blizn i strupów powstałych po upadkach spowodowanych atakami epilepsji. Poza tym jest otyły z powodu brania licznych leków i braku ruchu. Bracia nie za bardzo wiedzą, jak ze sobą rozmawiać. Tak naprawdę nawet nie mają o czym.

Zaraz po tej scenie cofamy się do wczesnego dzieciństwa Davida B, tuż przed pierwszym atakiem epilepsji, który zmienił wszystko. Autor opisuje każde wydarzenie ze szczegółami, tak precyzyjnie i rozlegle, że wcześniejsze nazwanie komiksu "Epileptic" opowieścią autobiograficzną nie jest do końca trafne. Tak naprawdę czytelnik ma do czynienia z kroniką całej rodziny autora, w tym z dziejami kilku jej członków, którzy w czasie powstawania "Epileptic" nie żyli już od wielu lat. W bardzo wielu momentach David B. odchodzi od tematu choroby swojego brata, przeskakuje z jednej opowieści do drugiej, opisując swoje dzieciństwo oraz cierpienia bliskich Jeana-Christophe'a i jego samego, by za chwilę przejść do przygód jednego ze swoich przodków, a potem zrelacjonować swój sen z 1973 roku. Można odnieść wrażenie, że chciał wrzucić do "Epileptic" dosłownie wszystko, każde wydarzenie, jakie miało miejsce w opisywanym przez niego czasie i każde rodzinne wspomnienie, które przypomniało mu się w trakcie pisania scenariusza. Bez jakiejkolwiek selekcji, co wcale nie wyszło jego historii na dobre. Przydałoby się choć kilka cięć. Pomimo tego, że liczne dygresje i wątki poboczne nie nudzą i są interesujące same w sobie, nie do końca pasują do tematu przewodniego, spychając główny problem na dalszy plan.

Matka Davida B, śledząca "Epileptic" w trakcie powstawania komiksu, w pewnej chwili pyta swojego syna, dlaczego pisze o tym wszystkim w opowieści poświęconej chorobie Jeana-Christophe'a. To samo pytanie przyszło mi do głowy w trakcie lektury. David odpowiada, że chciał porównać zmagania ich przodków do współczesnych cierpień całej ich rodziny, wynikających z licznych ataków epilepsji oraz braku chęci jego starszego brata do radzenia sobie z rzeczywistością. Chciał nadać wszystkiemu szerszą perspektywę. Zrobił dokładnie to, co chciał zrobić. Nie do końca odpowiada mi taka nadmierna wielowątkowość, ale na szczęście nie jest to wada, która odbiera dużą przyjemność z czytania "Epileptic". Jedynie trochę ją zmniejsza.

Świetna kreska Davida B, konsekwentnie posługującego się tym samym stylem przez 360 stron komiksu, własnie z powodu jednostajności mogłaby okazać się monotonna, jednak autor wykorzystuje różne motywy w granicach jednego sposobu ilustrowania opowieści. Często używa rysunkowych metafor, opisuje swoje sny i spotkania z istotami nadprzyrodzonymi, w tym z duchem swojego dziadka, będącymi efektem dziecięcej wyobraźni. Niektóre postacie są również ilustrowane tak, jak widział je David B. jako dziecko, na przykład jeden z lekarzy zajmujących się jego bratem jest antropomorficznym kotem. Dzięki takim zabiegom kreska nie nuży, co przy tak długiej opowieści mogłoby być sporym problemem, nawet pomimo tego, jak dobrym i oryginalnym rysownikiem jest autor "Epileptic". To, co mogłoby utrudniać lekturę, David B. zamienił w atut swojej opowieści.

Najciekawszą częścią komiksu są zmagania rodziców Jeana Christophe'a z jego chorobą. Kiedy konwencjonalna medycyna zawodzi, jego matka z ojcem chwytają się wszelkich możliwych rozwiązań, od różnych mniej albo bardziej rozsądnych diet, przez wywoływanie duchów, aż po magnetyzera dającego wszystkim amulety mające chronić ich przed złą energią. Każdy z tych amuletów od czasu do czasu należało doładować, oczywiście nie za darmo. To tylko jeden z bardziej niedorzecznych przykładów, niedorzecznych jedynie dla czytelnika. Z jednej strony miałem ochotę śmiać się z głupoty i naiwności głównych bohaterów, z drugiej David B. w przejmujący sposób opisał to, jak wielką nadzieję dawał im każdy z nowych sposobów leczenia. I to właśnie jest głównym atutem "Epileptic", dramatyzm i przedstawienie irracjonalnej nadziei w sytuacji z oczywistych dla odbiorcy powodów beznadziejnej. Poświęcenie całego swojego życia uzdrowieniu chorego syna i głupia wiara w to, że nowy amulet albo kolejny spirytystyczny seans okaże się inny od poprzednich i wreszcie zakończy koszmar. Czytelnik już od pierwszej strony komiksu wie, że nic takiego nie nastąpiło.

Brak komentarzy: