środa, 12 października 2011

#876 - Tata ucieka z cyrkiem

W ostatnim numerze „Magazynu Literackiego” (nr 8-9/2011), dodatku o książkach do „Tygodnika Powszechnego”, Sebastian Frąckiewicz w felietonie pod tytułem „Skazani na Tytusa” ubolewał nad tym, że „polski komiks dzieciakom właściwie niczego nie oferuje. (…)rodzimy komiks dla dzieci trzeba właściwie zbudować od nowa, mając rzecz jasna w pamięci dokonania takich nestorów, jak Butenko. Twórcy, którzy podejmą wyzwanie, będą musieli rywalizować o małego czytelnika i portfel rodzica z awangardowymi i graficznie wysmakowanymi książkami obrazkowymi”.

Właściwie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zgodzić z Sebastianem. Nie znam właściwie żadnych polskich, współczesnych komiksów przeznaczonych dla dzieci. Dlatego miast sięgnąć po komiks stricte dla dzieci, sięgam po „wysmakowaną książkę obrazkową”, czyli po pozycję pod tytułem „Tata ucieka z cyrkiem”. Książeczka ta autorstwa Etgara Kereta (tekst) oraz Rutu Modan (ilustracje) została niedawno wydana przez warszawskie wydawnictwo Nisza.

Cenię sobie prozę Etgara Kereta, kiedyś już pisałem o powodach, dla których ją lubię, dlatego nie będę się powtarzał. A „Rany wylotowe” Rutu Modan uważam, za jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy komiks wydany w ubiegłym roku w Polsce. Ich wspólna produkcja, nawet jeśli w założeniu jest to powiastka przeznaczona dla dzieci, wydawała mi się na tyle ciekawym pomysłem, że ją sobie kupiłem.

Tekstu w tej książce jest niewiele, ot kilka prostych, oznajmujących zdań, właściwie tyle co kot napłakał. Akcja zarysowana jest schematycznie. W warstwie narracyjnej jest to opowieść o tym, że nie należy porzucać swoich marzeń, nawet jeśli zdają się być absurdalne. „Absurdalne” z punktu widzenia dorosłego, dojrzałego, odpowiedzialnego człowieka, który „się dorobił” - założył rodzinę, ma żonę i dzieci, kupił dom, ma pracę. Gdyż zrealizowanie dziecięcego czy też młodzieńczego marzenia w dorosłym wieku, może spowodować polepszenie jakości życia w rodzinie, uszczęśliwiając nie tylko osobę, która realizuje swoje marzenie (to jest ojca), ale również wszystkich pozostałych członków rodziny.
Dużo więcej w tej książce dzieje się na przestrzeni obrazu, ponieważ narracja ze słów została przełożona na ilustracje, to one „pchają” opowieść do przodu. To rysunki otwierają znaczenia. Dopowiadają tekst. Właściwie one są nadrzędne, gdyż kompetentnie zastępują słowa. Ilustracje są wspaniałe. Bardzo duże, całostronicowe, niezwykle kolorowe o jasnych, ciepłych barwach. Swoją kolorystyką oraz płaską kreską bez światłocienia, ale z wyraźnym konturem odcinającym od tła, przypominają trochę plakaty. Charakterystyczna dla Rutu Modan, znana skądinąd z „Ran wylotowych”, prostota i schematyczność ujęcia postaci w tej książeczce sprawdza się wyśmienicie. Widać to wyraźnie na ogromnej rozkładówce, która przedstawia cyrkowe wyczyny taty. Na żółtym tle zaprezentowano go jako połykacza ognia, clowna, prestidigitatora, woltyżera, siłacza – cały czas jest uśmiechnięty (szeroko, od ucha do ucha) i szczęśliwy. Dzieci, które przyglądają się jego wyczynom przez czarne dziury „w tle”, również mają emocje wypisane na twarzach: od przerażenia po dumę wynikającą z posiadania „takiego” ojca.

Zakończę ten tekst także cytatem z felietonu wspomnianego powyżej: „Komiks dla dzieci, szczególnie jego bardziej awangardowa odmiana, to w Polsce kompletnie zaniedbana nisza wydawnicza. (…)Pytanie, czy jakiś wydawca pokusi się, by zająć tę jeszcze niezagospodarowaną niszę”.

2 komentarze:

turucorp pisze...

ej no, Sebastian ma odrobine racji, jesli chodzi o brak "awangardowych" komiksow dla dzieciakow (a wlasciwie, o brak wydawcow dla takich komiksow), ale nie przesadzajmy z tym brakiem krajowych komiksow dla dzieci.
Kiełbus publikuje regularnie, "Sieciaki" Ronka wychodza rownie regularnie, Kłudkiewicz po "Misiu Miszy" poszedl w strone ilustracji parakomiksowej i zrobil "Porwanie w Tiutiurlistanie", jakby poweszyc to zapewne jeszcze kilka rzeczy komiksowych by sie trafilo.

Daniel Gizicki pisze...

a "Jazda!"?