czwartek, 2 października 2008

#60 - Rzut za Trzy: wrześNiOWY Taurus

'Rzut za Trzy' to taka nowa rubryka w której w kilku słowach będą prezentowane i recenzowane komiksy, filmy i co tam jeszcze się napatoczy. Na pierwszy ogień idzie wrześniowy pakiet Taurusa, który przebudził się przy okazji zbliżającego się Międzynarodowego Festiwalu Komiksu. Tak więc w kilku zdaniach albumy numer 027, 028 i 029 z oferty warszawskiego wydawnictwa.

027
'Opowieści Grozy' to zbiór jedenastu historii stworzonych przez Carlosa Trillo i Eduarda Risso - twórców dobrze w naszym kraju znanych z takich serii jak 'Chicanos' czy 'Ja, Wampir'. Pierwsza z nich - zatytułowana po prostu jako Opowieść 1 - jest absolutnie banalna i przewidywalna (to tak na zachętę). Po jej szybkiej lekturze szczerze pożałowałem wydanych na ten tom polskich złotych. Dalej jest już na szczęście lepiej, a ta nieszczęsna jedynka okazuje się najsłabszym ogniwem tego zbioru. Ale lepiej to nie znaczy, że jest wybitnie. Ot, zwykłe-niezwykłe historie klimatem i twistami scenariuszowymi nieco nawiązujące do takich klasyków jak 'Opowieści z Krypty' czy 'Strefa Mroku', podczas lektury których ma się wrażenie, że to wszystko już gdzieś było, że już to się gdzieś widziało. Standardowo w tego typu opowieściach prezentują się wątki - jest gangsterka, są duchy, wampiry, mumie i inne potwory. Najciekawiej wyglądają historie ze środka (5-8), dla których warto przebrnąć przez marne początki. O ile scenariuszowo wygląda to mocno średnio, o tyle do warstwy graficznej ciężko się przyczepić. Czarno-białe rysunki Risso idealnie pasują do tego typu opowieści, a jego kreska momentami przypomina Millera z czasów Sin City czy też Mignolę. No i jest majstersztyk w postaci rozbieranej planszy z Opowieści 7. Przekozak. Tak więc graficzna strona 'Opowieści Grozy' jest tym co ciągnie ten tytuł i jest w stanie sprawić, że ktoś po to sięgnie.
To co najbardziej niespodziewane w przypadku tego komiksu to to, że parę dni temu otrzymał główną nagrodę Harvey Awards w kategorii Najlepsze amerykańskie wydanie zagranicznego materiału, zostawiając w tyle arcyciekawe ponoć 'Exit Wounds'. Lekkie zdziwko. Swoją drogą wypadałoby pogratulować Taurusowi wyczucia.
(a jeśli wydawnictwo dalej chciałoby bawić się z grozą w krótkim metrażu to ja mam kandydata - 'Doomed Presents: Ashley Wood'. I graficznie i scenariuszowo najwyższa klasa)

028
Żywe trupy są trendy. I nie chodzi mi tu o samą serię, ale ogólnie o temat umarlaków, które stały się punktem obowiązkowym dla szanujących się wydawnictw (w US&A oczywiście). Tym samym nie posiadać w swej ofercie tytułu zombie podobnego to duży grzech i na własne życzenie pozbawianie się szansy na niezłe, wydaje się, pieniądze. Stąd te wszystkie 'Raise of The Dead', 'Zombie vs Robots' czy inne 'Xxxombie'. Pewnikiem jest, że coraz bliższa staje się chwila kiedy temat szwendających się trupów stanie się mocno nieświeży (a wtedy znajdzie się następców - po hitowym Marvel Zombies przyszła pora na Marvel Apes), ale póki jest zapotrzebowanie, to trzeba wycisnąć ile się da. I o ile w dużej części tego typu historii chodzi o zwykłą rozwałkę (vide słabiutkie 'Living with The Dead' z Dark Horse, gdzie jedyną godną uwagi rzeczą były okładki Corbena), o tyle w 'Żywych Trupach' tytułowe potwory to jedynie pretekst. Najważniejsi pozostają ciepłokrwiści ludzie i relacje między nimi.
Szósty tom serii - 'To bolesne życie' - nie przynosi zmian. Kirkman nadal jest skrybą, ołówek dalej dzierży Adlard, a w samej historii trupy nadal nękają nielicznych, którym udało się przeżyć. Widoków na lepsze jutro brak. Tak jak w przypadku poprzednich tomów ktoś ginie, ktoś nowy się pojawia, a trupy pokazują się w najmniej odpowiednich momentach i skutecznie mieszają w planach Ricka i spółki. Tradycyjnie są też sceny w których trzeba wstrzymać oddech i przerzucić kartkę na drugą stronę w oczekiwaniu na 'coś wielkiego' - w przypadku tomu szóstego doliczyłem się trzech takich bezcennych chwil. Gwiazdą 'Tego bolesnego życia' staje się Michonne, która ma w tym tomie swoje dwa duże momenty i udowadnia, że kiedy dać jej cokolwiek, czym może zadać ból, staje się megasadystyczną suką.
Najnowsza część 'Żywych Trupów' trzyma poziom swojej poprzedniczki i pozwala sądzić, że dalej będzie równie dobrze. Więc jeśli tylko jest się na bieżąco z serią, ten tom jest oczywistym 'musisz mieć'. Jeśli nie - warto nadrobić zaległości. Liczę po cichu, że kolejna część umarlaków ukaże się jeszcze w tym roku. Najlepiej jako bożonarodzeniowa lektura.

029
Byczych podróży po kraju Luisa Figo i Nuno Gomesa ciąg dalszy. Po urywającej dupę 'Najgorszej Kapeli świata' przyszedł czas na 'Kobietę mego życia, kobietę moich snów' Pedro Brito i Joao Fazenda. Fabuła jest prosta: młode małżeństwo przeżywa podwójny kryzys - zarówno w związku jak i w twórczości (ona - malarka, on - pisarz). Oboje szukają więc weny, a jak później się okazuje, również i czegoś więcej. Historia opowiedziana jest z punktu widzenia 'jego', który obecnie szuka tematu do scenariusza komiksowego i nie potrafi zrozumieć artystyczno-towarzyskich zapędów swojej drugiej połowy. I wygląda na to, że nic poza seksem ich nie łączy.. Komiks Brito i Fazendy opiera się na słowach - monologach i dialogach, oraz mocno szkicowej czarno-białej grafice (taki prostszy Ashley Wood) i towarzyszącej jej barwie czerwonej. Czerwień ta pojawia się na każdej stronie i wydaje się prowadzić czytelnika przez cały komiks. Zabieg ten zdecydowanie wzbogaca i uatrakcyjnia graficzną warstwę 'Kobiety..', choć trzeba przyznać, że na niektórych stronach te szkicowe połączenie barw sprawia, że stają się one mało czytelne. Mocną stroną historii są dialogi, jak chociażby scena z edukowaniem barmana odnośnie komiksów, czy też ich ogólna ocena przez wschodzącą gwiazdkę sztuki nowoczesnej tworzącej pytopistolety.
Taurus po raz kolejny wraca z Portugalii z tarczą. 'Kobieta..' może nie jest taką petardą jak wspomniana na początku 'Najgorsza Kapela..', ale na pewno warto wysupłać te niecałe 40zł (choć bądźmy szczerzy - czy ktoś jeszcze kupuje komiksy po cenie okładkowej?) i najzwyczajniej w świecie zapoznać się z tym komiksem (i to najlepiej bez biadolenia i przeliczania ile to się płaci za jedną stronę komiksu, bo idąc tą drogą można by się wściekać że idąc do kina tyle samo płacimy za film 80minutowy jak i 140sto..).

Wrześniowe premiery Taurusa cieszą. Kolejna część 'Żywych Trupów' to to na co czekałem od chwili gdy przeczytałem tom piąty. 'Kobieta mego życia, kobieta moich snów' pokazuje, że wydawnictwo znalazło w przypadku twórczości portugalskiej świetne zagłębie komiksowe (ogromna w tym zasługa Kuby Jankowskiego - pamiętać o tym i dziękować!), które u nas jest jeszcze stosunkowo mało znane, a jak pokazuje 'Kobieta..' czy też 'Najgorsza Kapela..' jak najbardziej warte uwagi. No i na koniec 'Opowieści Grozy' które ujdą, jeśli spojrzeć na nie przez palce. Ogólnie mówiąc - jest dobrze.
Taurusie, podążaj tą drogą!
*pow*

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

przebudzenie Taurusa cieszy- zwłaszcza z takimi tytułami.

Co do komiksu prtg.: dzięki za miłe słowa. Mam na oku jeszcze kilka ciekawostek.

pzdr888