sobota, 18 października 2008

#68 - Wywiad: Mike Mignola

Poniższy wywiad z Mike`em Mignolą został przeprowadzony podczas komiksowego konwentu w Nowym Jorku tuż przed amerykańską premierą drugiego „Hellboy`a”. Mike`owi w natłoku konferencji prasowych, pokazów przedpremierowych i promocyjnych imprez udało się na chwilę usiąść i porozmawiać o swojej pracy.

Mignola opowiada o swojej pracy nad rozbudową uniwersum Piekielnego Chłopca, wspomina pracę dla komiksowych gigantów i tłumaczy, dlaczego nie potrafiłby tworzyć komiksów w barwach DC lub Marvela.

Źródło – pierwsza i druga część wywiadu.

Wywiad przeprowadził Brian Heater

Brian Heater: Czy Twoje spotkania na konwentach zmieniły się od czasu premiery pierwszego„Hellboy`a”?

Mike Mignola: Jasne. Film zupełnie to zmienił.

Wydaję mi się, że w ciągu roku wciąż robisz dużo komiksowej roboty. Czy praca przy kolejnych ekranizacjach nie wpłynęła na Twoją twórczość na niwie komiksowej? Za każdym razem, kiedy patrzę na półki widzę co najmniej pięć nowych trade`ów z Twoim nazwiskiem.

Niby tak jest, ale żaden z tych komiksów nie jest narysowany przeze mnie. Przez kilka ostatnich lat, poza kilkoma wyjątkami, rysuje już tylko okładki. Z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest praca nad filmem, która zabiera kilka miesięcy i robi wielką wyrwę w moim życiorysie. Nie mógłbym zacząć pisać jakiegoś scenariusza, pozostawić go w połowie i po tych kilku miesiącach do niego wrócić, bo nie miałbym już głowy do tej historii, albo zrobiłbym coś zupełnie innego. Bardzo trudno jest pracować równocześnie nad kilkoma projektami głównie z tego powodu, że mam mnóstwo pomysłów i nie wszystkie udaje mi się przelać na papier. Dlatego dzielę się tą pracą z innymi, opracowałem system pisania scenariuszy innym artystom.

Wiesz, kiedyś myślałem, że pisanie i rysowanie historii jest łatwe, że nie zabiera dużo czasu, ale tak nie jest. Teraz, kiedy skończyliśmy drugiego „Hellboya” mam mnóstwo rzeczy do zrobienia – mini-serie z Abe`em Sapienem, z Lobsterem Johnsonem, a do tego regularna praca nad „Hellboy`em”. Zwyczajnie brakuje mi czasu żeby siąść i wrócić do rysowania. A po tych dwóch latach tylko pisania scenariuszy mam wielką ochotę wziąć ołówek i własnoręcznie zilustrować któreś z moich tekstów.

Dla kogoś kto robił te dwie rzeczy równocześnie tak długo, chyba trudno jest je oddzielać, kiedy ma się czas tylko na jedno?

Nie było możliwości abym przestał pisać scenariusze do swoich własnych komiksów. Problemem jest wykonanie do nich rysunków, które bardzo spowalniają robotę, jeśli pracuje się nad kilkoma rzeczami na raz. Nie było trudnym znalezienie kogoś kto zastąpi mnie na stanowisku grafika „BBPO”, bo na szczęście trafiłem na Guy`a Davisa. Zawsze chciałem z nim współpracować, zawsze odpowiadał mi jego styl, więc w tym przypadku było mi łatwiej. O wiele trudniej było z „Hellboy`em”, bo musiałem oddać swoje dziecko w ręce kogoś obcego. Potencjalny rysownik musiał doskonale się ze mną dogadywać, musiał spełniać pewne warunki odnośnie estetyki i narracji, jego kreska musiała korespondować z moim stylem, ale bez zbędnego imitatorstwa. Pozwolenie komuś na rysowanie „Hellboy`a”, nieważne jak dobrze by to robił, było jak pozbycie się części siebie. To była najtrudniejsza rzecz, jaką musiałem zrobić w karierze zawodowej.

Jesteś silnie związany ze swoimi postaciami – czy byłoby możliwe abyś kiedyś je „sprzedał”, jak to się stało w przypadku Supermana albo Spidermana?

O tak, to byłoby strasznie trudne. Ale to dzieje się po części już teraz, kiedy pozwalam innym współtworzyć scenariusze, tak jak w przypadku „BBPO”. Pamiętam jak z Johnem Arcudim najpierw zjedliśmy kilka lunchów, omówiliśmy kilka zasadniczych spraw przez telefon i dopiero wtedy mogliśmy pisać razem scenariusz, który jest tak w 50-75% mojego autorstwa. Inna sprawa, że z Johnem znamy się od dawna.Teraz, po kilka latach i mini-seriach od tamtego czasu John pisze te historie właściwie sam. Jasne, że konsultuje ze mną swoje pomysły, ale to głównie on jest odpowiedzialny za serię. Nie proszę go o przedkładanie scenariuszy, nad którymi pracuje i zupełnie się tym nie martwię, ponieważ mu ufam. On teraz prowadzi bohaterów, których ja stworzyłem, chociaż ciągle gadamy o kierunku, w którym podążają. Chociaż teraz to ja do niego dzwonię skonsultować się co słychać u Abe`a Sapiena, kiedy chce napisać z nim jakąś mini-serię, w tym momencie to bardziej jego, niż mój bohater.

Podobna sytuacja jest w przypadku Josha Dysarta piszącego “BBPO 1946”. Wydaję mi się, że 75, może 80% scenariusz jest mojego autorstwa, ale pozwalam Joshowi na coraz większą swobodę. Odpuszczam sobie coraz bardziej i pozwalam mu na przejęcie serii, jak to było w przypadku Johna. Ale nie mogę sobie wyobrazić, że tak stało się z Hellboy`em. To bardzo mój bohater.

Czy zdarzyło Ci się czytać scenariusz, na którym musiałeś wymóc jakieś zmiany? Czy miała miejsce sytuacje, w której Twoje postacie robiły coś, czego robić nie mogły, nie powinny?

Nie, nie pamiętam takiej sytuacji z postaciami, ale miałem taki przypadek z grafiką. Mówię wtedy „nie, to nie gra” albo „tak nie wygląda Hellboy”. Odnośnie moich bohaterów nie mam takich problemów – kiedy pracuję z jakimś scenarzystą cały czas jesteśmy w kontakcie, cały czas rozmawiamy i raczej nie ma jakiś przykrych niespodzianek w tym zakresie. Zawsze mówię moim współpracownikom, żeby robili, co chcą i często, dwie minuty później, pytam się ich – „czy na pewno chcesz tak to zrobić?” (śmiech). Wszystkie postacie z uniwersum „Hellboy`a” to moje dzieci, którym pozwoliłem dorosnąć i wyprowadzić się z domu rodzinnego. Ale od czasu przeprowadzki wpadam do nich codziennie, żeby sprawdzić, jak się sprawują.

Pojawienie się Madmana (przypisek – bliżej o tej postaci tutaj) było bardzo wczesnym spin-offem związanym z „Hellboyem”. Jak blisko współpracowałeś z Mike`em Allredem nad tym projektem?

W ogóle, to znaczy Mike chciał go wykorzystać. W przeszłości często powtarzałem „napisz Hellboy`a, wróć z nim do mnie i ja tak podbije dialogi, że Hellboy będzie brzmiał jak Hellboy”. Nie miałem pojęcia, że mój bohater pojawi się w „Madmanie”, nie wiedziałem jaką rolę w nim odegra. Pamiętam, że stwierdziłem, czemu nie, może być fajnie. No i „Hellboy” pojawił się w „Madmanie” (przypisek – Piekielny Chłopiec wystapił gościnnie w 5 numerze „Madman Comics”, zebranym potem w „Madman Comics: Yearbook '95 TPB”)

Masz doświadczenia w pracy z bardziej mainstreamowymi postaciami. Czy „Hellboy” był dla Ciebie próbą zrobienia czegoś poza ramami gatunku superhero, czy był komiksem, który łamie schematy?

Jasne. Przemysł, którego byłem częścią, i praca, z której zrezygnowałem, wywierały wpływ na moje dziełai nic nie mogłem z tym zrobić. Ja po prostu lubię rysować rzeczy niezwykłe, "większe-od-życia". Jak czytelnik chciałbym zrobić komiks o zwykłym kolesiu, który jest mistycznym detektywem, ale jako twórca wiem, że zwyczajnie nie dałbym rady rysować takiej regularnej serii, bo by mnie to znudziło. Taki zresztą był mój oryginalny pomysł. Chce aby proces tworzenia komiksu był dla mnie przyjemnością i wiem, że formuła „Hellboy`a” tą przyjemności mi zapewni. Poza tym komiks to medium wizualne, a koleś noszący marynarkę i krawat będzie nudny.

Chyba, że napisze go Will Eisner …

No tak, ale to trochę inna sprawa.

A co by było gdybyś zdecydował się pracować w ramach komiksów superbohaterskich? Pracowałbyś na warunkach, które obowiązuje w „systemie”?

Nigdy nie czułem się komfortowo rysując przygody superbohaterów. Jasne, że dorastałem czytając takie właśnie komiksy, ale tak naprawdę nigdy ta konwencja mi nie pasowała, Mimo, że zawsze byłem raczej fanem Marvela, bardzo lubiłem Batmana, był w porządku. Był mroczny, straszny i tajemniczy, a im jego postać była bardziej uproszczona, tym lepiej wyglądał. Pozostawał jednak komiksem w stylu przygód Supermana czy Kapitana Ameryki z kwadratowymi szczękami, z bohaterami, którzy nie mieli pod swoimi lateksowymi strojami genitaliów. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam dzieła Jacka Kirby`ego, ale tak naprawdę to nie było dla mnie. Wolę bardziej zakręcone klimaty. O wiele bardziej od rysowania Gotham czy czegoś w tym stylu.

A więc te powody są główny artystyczne? Nie ma innych problemów z konwencją super-hero?

Wiesz, kiedy pracowałam wyłącznie jako rysownik było w porządku, nie miałem takich problemów. Ale kiedy z Jamese Robinsonem robiliśmy crossa „Hellboy/Batman/Starman” wielkim problemem była spójność z uniwersum DC. „Jak wygląda biuro komisarza Gordona?” i takie tam. Kiedy już przywykniesz do twórczej wolności, jaką daje Ci budowanie własnego świata i realizowanie własnej wizji bardzo trudno jest Ci się przestawić na podejście typu „ale jak ma wyglądać samochód tego typa?”. Nie wróciłbym do tego za żadne skarby.

Mogę sobie wyobrazić, że jest to jeszcze trudniejsze dla kogoś, kto przywykł do pracy zarówno nad scenariuszem, jak i grafiką.

Róźni ludzie proszą mnie, żebym zajął się jakimś komiksem, choćby przez jakiś czas i tak naprawdę nigdy nie rozważam tego poważnie. Wiesz, pisanie takich „Teen Titans” wymaga ode mnie przeczytania miliona poprzednich numerów, zapoznania się z całą tradycją, dorobkiem innych twórców. Nie potrafię wyobrazić sobie siebie w takie roli, nie mógłbym tak pracować i nie chciałbym, aby moje komiksy dotknął taki los. Jeśli komiks jest mojego autorstwa, ja o nim decyduje.

Czy kiedykolwiek myślałeś, że „Hellboy”, gdyby nie Twoja determinacja, może stać się elementem przemysłu w taki sposób, jak na przykład Superman?

Wiesz, bardzo łatwo jest się dać ponieśc, ale nie ma takiej możliwości aby z okazji wejścia do kina nowego filmu, w ramach źle pojmowanej promocji zarzucić sklepy komiksowe setkami nowych komiksów z Hellboyem. Wiesz, wydaje mi się, że mam dużą kontrolę nad własnym dziełem i ja decyduję o jego losie. W "Hellboy`u" nie pojawią się żadne zmiany inspirowane filmem albo jakieś inne, niezaplanowane przeze mnie modyfikacje. Dalej będę realizował fabułę, która wymyśliłem. Film i komiks to dwie, kompletnie różne sprawy. Ekranizacja świetnie się sprawdza w przyciąganiu uwagi do komiksu, ale nie ma wpływu na fabułę.

Czy były jakieś plany nakręcenia ewentualnej kontynuacji, kiedy zaczynałeś pracę nad pierwszym „Hellboyem”?

Nigdy o tym zbyt dużo nie rozmawialiśmy. Chcieliśmy zrobić drugi film i dopiero wtedy pojawiła się dyskusja o nakręceniu trylogii. Ani studio, ani my nie rozważamy na razie filmów numer 5, 6 czy 7. Kiedy pracowaliśmy nad dwójką, Guillermo często powtarzał “to pojawi się w trzeciej części”, ale tak naprawdę nie rozwalażaliśmy tej opcji na poważnie. Jeśli drugi epizod będzie sobie dobrze radził w kinach, to może wtedy zacznie rozważać możliwość ewentualnej kontynuacji. Jedna rzecz na raz.

Czy pozostają osobą, która ma całkowita artystyczną władze na Hellboy`em, chciałbyś aby ktoś w przyszłości, przejął go po Tobie?

Wiesz, tak naprawdę „Hellboy” jest skończoną historią. Nie została zaprojektowana jako wieczny serial, ciągnący się przez 50 lat i dłużej. Jasne, Hellboy jako komiks i jako bohater zmienia się, ale gdzieś to wszystko ma swój kres. Zobaczysz jak nadchodzące epizody „BBPO” diametralnie zmienią status quo w świecie Hellboy`a. Zmienię fizyczny wygląd ziemi. Mam świadomość, że nie mogę w nieskończoność ciągnąć mojej pracy, jestem tylko człowiekiem; Jestem za to wolny i w przeciwieństwo do twórców pracujących dla DC czy Marvela mogę zwyczajnie zniszczyć planetę. W Marvelu Galactus musi być powstrzymany, żeby komiksy mogły się dalej ukazywać, to prosty mechanizm. Ja nie mam takich ograniczeń i czytelnicy wiedzą, że sobie z nimi nie pogrywam w stylu”zabili go, ale za kilka numerów zmartwychwstanie”.

Jak konkretny jest koniec Hellboy`a? Wiesz jak i kiedy wszystko się skończy?

Nie, to nie jest jeszcze ustalone. Wiem, w jakim kierunki zmierza cała historia, ale jeszcze nie wiem jak długo zajmie mi podróż w to miejsce. Wiem, jak będzie wyglądała ostatnia scena. Jaka będzie ostatni historia z moim bohaterem? Tego jeszcze nie wiem.

Brak komentarzy: