Po „Tej nocy dzika paprotka” spodziewałem się wiele. Marzena Sowa w „Dzieciach i ludziach” dała się poznać, jako zręczna scenarzystka, dobrze rozumiejąca dzieci, a Berenikia Kołomycka „Wykolejeńcem” wdarła się do polskiej rysowniczej ekstraklasy. Byłem strasznie, ciekaw co, te niebywale utalentowane panie wyczarują razem.
Głównym bohaterem „Paprotki” jest siedmioletni Tomek. Pewnego sobotniego ranka, gdy chłopiec wchodzi do sypialni rodziców zamiast swojej mamy zastaje przerażającego potwora. W łóżku, obok taty, ze snu budziła się ogromna, dzika paproć. Jak tylko naszemu bohaterowi udaje się umknąć ze strefy zagrożenia, zaczyna snuć domysły, co mogło się stać z jego mamą. Dlaczego paprotka mówi jej głosem? Czemu tata wydaje się nie zwracać uwagi na tą niezwykłą sytuację? Tomek nie namyślając się zbyt długo wraz ze swoim wiernym psem Muminem zaczyna układać plany jakby tu rozprawić się z mrożącym krew monstrum. Nie wie jednak, że wkrótce historia, której jest bohaterem, zrobi niespodziewany zwrot. Bardzo szybko przekona się, że pozory mogą być mylące, a paprotka nie musi być wcale tym, na co wygląda...
Spodobał mi się sposób, w jaki Marzena Sowa uchwyciła punkt widzenia dziecka. Scenarzystce coś podobnego udało się zarówno w „Marzi” (no, może w mniejszym stopniu i nie do końca) i we wspomnianych wyżej „Dzieciach i ludziach”. My, dorośli zbyt często zapominamy o zupełnie dziecięcej wrażliwości, która kształtuje odmienny sposób postrzegania rzeczywistości. „Paprotka” przypomina o tych różnicach, które często prowadzą do nieporozumień, jak ma to miejsce w komiksie. Zwykła szafa może być kryjówką dla hordy krwiożerczych potworów, piwnica – piekielną czeluścią, z której nie ma powrotu, a ta osoba, która właśnie wróciła z wizyty u swoich koleżanek w niczym nie przypomina ukochanej mamy. Można powiedzieć, że w tym względzie komiks pełni funkcję dydaktyczną dla rodziców. Medal ma jednak drugą, przeznaczoną dla młodszego czytelnika, stronę.
„Paprotka” oprócz tego, że stanowi ilustrację przysłowia, że strach ma wielkie oczy (tudzież – straszne włosy), mówi o relacjach pomiędzy matką, a jej dzieckiem. W sposób nienachlany, acz widoczny podkreśla, że bardzo łatwo można zapomnieć, jak wiele rodzicie robię dla swoich pociech. Można to łatwo zauważyć, kiedy ich zabraknie. Gdy pojawia się paprotkopodobne monstrum Tomek zaczyna kreślić najbardziej czarne scenariusze. Jak będzie wyglądało życie bez mamy? Kto teraz będzie przygotowywał sok z moreli? Kto odprowadzi do szkoły, kto będzie przypominał o szorowaniu paznokci, kto nakarmi Mumina?
Spodobała mi się oprawa graficzna. Bardzo. Berenika Kołomycka stworzyła świat jakby wprost z dziecięcej wyobraźni, w którym małoletni czytelnik doskonale będzie mógł się odnaleźć i utożsamić z głównym bohaterem. Album utrzymany jest w malarskim, przynoszącym na myśl prace dziecka, stylu. Urzeka prostota, ciepła kolorystyka, dynamika montażu kadrów – widać, że Kołomycka zna się dobrze na komiksowej robocie. Wydaje mi się jednak, że całość jest jakby za bardzo stonowana. Brakowało mi komiksowej ekspresji.
Być może moje oczekiwania były zbyt wygórowane, bo nieco zawiodłem się na komiksie, któremu na trudno cokolwiek zarzucić. „Tej nocy dzika paprotka” to napisana z pomysłem i brawurowo zilustrowana historia, zarówno dla dzieci, jak i ich rodziców. Mogę ją polecić z czystym serce każdemu, kto chce zapewnić swoim pociechom lekturę daleką od infantylizmu i zawierającą odpowiednią porcję treści wychowawczych. To rzecz warta uwagi, ale album Sowy i Kołomyckiej to nie szlagier tej klasy, co produkcje Tomasza Samojlika.
Głównym bohaterem „Paprotki” jest siedmioletni Tomek. Pewnego sobotniego ranka, gdy chłopiec wchodzi do sypialni rodziców zamiast swojej mamy zastaje przerażającego potwora. W łóżku, obok taty, ze snu budziła się ogromna, dzika paproć. Jak tylko naszemu bohaterowi udaje się umknąć ze strefy zagrożenia, zaczyna snuć domysły, co mogło się stać z jego mamą. Dlaczego paprotka mówi jej głosem? Czemu tata wydaje się nie zwracać uwagi na tą niezwykłą sytuację? Tomek nie namyślając się zbyt długo wraz ze swoim wiernym psem Muminem zaczyna układać plany jakby tu rozprawić się z mrożącym krew monstrum. Nie wie jednak, że wkrótce historia, której jest bohaterem, zrobi niespodziewany zwrot. Bardzo szybko przekona się, że pozory mogą być mylące, a paprotka nie musi być wcale tym, na co wygląda...
Spodobał mi się sposób, w jaki Marzena Sowa uchwyciła punkt widzenia dziecka. Scenarzystce coś podobnego udało się zarówno w „Marzi” (no, może w mniejszym stopniu i nie do końca) i we wspomnianych wyżej „Dzieciach i ludziach”. My, dorośli zbyt często zapominamy o zupełnie dziecięcej wrażliwości, która kształtuje odmienny sposób postrzegania rzeczywistości. „Paprotka” przypomina o tych różnicach, które często prowadzą do nieporozumień, jak ma to miejsce w komiksie. Zwykła szafa może być kryjówką dla hordy krwiożerczych potworów, piwnica – piekielną czeluścią, z której nie ma powrotu, a ta osoba, która właśnie wróciła z wizyty u swoich koleżanek w niczym nie przypomina ukochanej mamy. Można powiedzieć, że w tym względzie komiks pełni funkcję dydaktyczną dla rodziców. Medal ma jednak drugą, przeznaczoną dla młodszego czytelnika, stronę.
„Paprotka” oprócz tego, że stanowi ilustrację przysłowia, że strach ma wielkie oczy (tudzież – straszne włosy), mówi o relacjach pomiędzy matką, a jej dzieckiem. W sposób nienachlany, acz widoczny podkreśla, że bardzo łatwo można zapomnieć, jak wiele rodzicie robię dla swoich pociech. Można to łatwo zauważyć, kiedy ich zabraknie. Gdy pojawia się paprotkopodobne monstrum Tomek zaczyna kreślić najbardziej czarne scenariusze. Jak będzie wyglądało życie bez mamy? Kto teraz będzie przygotowywał sok z moreli? Kto odprowadzi do szkoły, kto będzie przypominał o szorowaniu paznokci, kto nakarmi Mumina?
Spodobała mi się oprawa graficzna. Bardzo. Berenika Kołomycka stworzyła świat jakby wprost z dziecięcej wyobraźni, w którym małoletni czytelnik doskonale będzie mógł się odnaleźć i utożsamić z głównym bohaterem. Album utrzymany jest w malarskim, przynoszącym na myśl prace dziecka, stylu. Urzeka prostota, ciepła kolorystyka, dynamika montażu kadrów – widać, że Kołomycka zna się dobrze na komiksowej robocie. Wydaje mi się jednak, że całość jest jakby za bardzo stonowana. Brakowało mi komiksowej ekspresji.
Być może moje oczekiwania były zbyt wygórowane, bo nieco zawiodłem się na komiksie, któremu na trudno cokolwiek zarzucić. „Tej nocy dzika paprotka” to napisana z pomysłem i brawurowo zilustrowana historia, zarówno dla dzieci, jak i ich rodziców. Mogę ją polecić z czystym serce każdemu, kto chce zapewnić swoim pociechom lekturę daleką od infantylizmu i zawierającą odpowiednią porcję treści wychowawczych. To rzecz warta uwagi, ale album Sowy i Kołomyckiej to nie szlagier tej klasy, co produkcje Tomasza Samojlika.
6 komentarzy:
Też miałem wysokie oczekiwania i też się rozczarowałem. Nawet bardziej. Dla mnie ta historia jest nijaka, po prostu przeczytałem ją i tyle. Ciekaw jestem czy ten komiks spodoba się najmłodszym czytelnikom. Całość ratują bardzo stylowe rysunki Kołomyckiej - dla nich na pewno warto kupić ten komiks.
Akurat w "Dzieciach i ludziach" Sowa dała znać, że poza autobiografią brakuje jej tchu. Mocno brakuje. "Paprotką" nadrobiła to dość kiepskie wrażenie.
Aż tak słabe te Dzieci i ludzie? A akurat zamówiłem, na szczęście w promocji za 9,90, więc nie będę wielce żałował.
Mnie Bartku "Dzieci i ludzie" się w cholere bardziej, niż "Marzi" podobało. To dla mnie komiksowe świadectwo dojrzałości Sowy.
Ale hej, za 9.99 żaden komiks nie może byc zły :)
No mnie odwrotnie, "Dzieci" pokazały, że o ile Sowa daje radę w autobiografii, to niestety próba zrobienia dokładnie tego samego bez osobowościowego filtra kończy się... no właśnie, próbą nadrobienia braku akcji wprowadzeniem osobowościowego filtra. Zresztą polecam swój tekst: http://www.gniazdoswiatow.net/2013/01/17/byle-do-wiosny/
Prześlij komentarz