Tak naprawdę to chciałem napisać recenzję drugiego tomu "Sagi o Potworze z Bagien" pod tytułem "Miłość i Śmierć", lecz zdałem sobie sprawę z tego, że wiele kwestii, które chciałbym poruszyć zawarł w recenzji pierwszego tomu Marcin Zembrzuski. Nie chcąc powielać spostrzeżeń zdecydowałem na analizę zeszytu numer 34, który to zamyka zbiorczy drugi tom. Według mnie zeszyt ten zdominował cały ten album.
Kolejny raz przenosimy się w czasie, a DeLorean zabiera nas równy rok przed szokiem wywołanym "Strażnikami" i millerowskim Batmanem. Fani komiksów co prawda śnią po nocach o rewolucji, ale nie na tyle mocno, żeby wyobrazić sobie gaimanów i ennisów. Cenzura nadal mocno trzyma łapy na komiksowym medium, tylko młode undergroudowe wydawnictwa czasem pozwolą sobie wydać coś mocniejszego. Wielka dwójka powoli zaczyna zmieniać swoje podejście do opowiadania historii, ale nadal robi to małymi kroczkami. Zatrudnienie Alana Moore'a na stanowisko scenarzysty "Swamp Thinga" okaże się pierwszym większym krokiem do rewolucje w obrębie medium.
I to jakim krokiem! Nie wiem jak to możliwe, że szefostwo DC Comics pozwoliło Brytyjczykowi stworzyć zeszyt w całości poświęcony stosunkowi seksualnemu rośliny z człowiekiem. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Alec Holland nie jest już istotą ludzką, jest roślinnym monstrum zachowującym resztkę swojego człowieczeństwa. Akt miłości między nim, a Abby przedstawiony przez Moore'a może nie jest seksem w sferze cielesnej, ale w zmysłowej - na pewno. A sposób przedstawienia tego zbliżenia myślę jest w stanie onieśmielić nie jednego surrealistycznego artystę.
Swamp Thing aby przypieczętować miłość do Abby postanawia poczęstować ją bulwą wyrastającą z jego ciała. Chce jej udowodnić, że mimo tego, że nie będzie jej w stanie dać ludzkiego zbliżenia może ofiarować jej miłość na zupełnie innej płaszczyźnie. Nie wiem, co na to cenzura, ale dla mnie to najczystsza forma propagująca używki halucynogenne pochodzenia roślinnego. Wizję, które przyjdzie nam zobaczyć oczami Abby wyglądają jak jazda po kwasie albo innym ciekawym specyfiku. Fantasmagoryczne obrazy perfekcyjnie przedstawione przez Stephena Bissette'a to podróż po najciemniejszych i najjaśniejszych stronach fauny i flory. Widać, że rysownik przez całe dwa albumu ostrożnie dawkował swój styl, żeby nie kontrastować z fabułą lecz w tym zeszycie puszcza wodze talentu i pozwala sobie na niesamowity wybuch formy. Bissette kradnie wszystko, co najlepsze z plakatów w stylu Psychodelic Art. Tworzy od groma spirali i kalejdoskopowych wzorów, które mają na celu zilustrować zaburzenia wzroku występujące przy halucynacji. Z hiperdokładnością skupia się na detalach. Co najlepsze - wykorzystuje także motyw Horror Vacui, to znaczy w całości zagospodarowuje kadry nie pozostawiający pustego tła. Całość jego prac doskonale pokolorowała Tatjana Wood i bez jej pomocy psychodeliczny wygląd całego komiksu byłby uboższy. Kolorystka wykorzystuje od groma róży, pomarańczy, błękitów i czerwieni. Wszystkie jasne barwy zestawia z ciemnymi kolorami dokładnie tak, jak robił to na swoich pracach, chociażby genialny Mati Klarwein (twórca bodajże najlepszych muzycznych okładek - "Bitches Brew" Milesa Davisa i "Abraxas" Santany).
Rysunkom oczywiście wtóruje tekst Alana Moore'a. Sam autor (cytując wstęp do albumu napisany przez Neila Gaimana) "napisał, że był to w zasadzie poemat prozą: halucynogenne spełnienie pomiędzy ponad dwumetrową bryłą roślinności i imigrantką z Bałkanów". Faktycznie, twórca "Strażników" doskonale wypełnił kadry komiksową poezją, nie ocierając się przy tym o kicz i banalność. Narracja Abby po jej erotyczno-roślinnych wizjach jeszcze bardziej pogłębia psychodeliczność tego zeszytu. Myślę, że tym tekstem nie pogardziłby sam Allen Ginsberg. Nie możemy też zapomnieć o tytule tego epizodu - "Święto Wiosny". Widać, że Moore bardzo lubi balet Strawińskiego, bo w "Zagubionych Dziewczętach" z niego również korzysta. To może taki paradoks, że Strawiński 70 lat wcześniej stwarza coś, co w zupełności ma zrewolucjonizować współczesną muzykę i taniec, dokładnie tak, jak w kilka dekad później dzieła Brytyjczyka odmieniają świat kolorowych zeszytów. Oczywiście, nawiązanie do Strawińskiego jest tutaj bardzo proste, w końcu Święto Wiosny opowiada o rytuale zjednoczenia ludzi z naturą.
34 zeszyt "Potwora z Bagień" to jeden z moich ulubionych komiksów. Przecierający szlaki do postrzegania komiksu, jako dzieła sztuki. Z taką łatwością łączący komiksowych superbohaterów z poezją i psychodeliczną sztuką lat sześćdziesiątych. Nieziemsko pięknie zilustrowany, podniecający i cholernie niebanalny.
Kolejny raz przenosimy się w czasie, a DeLorean zabiera nas równy rok przed szokiem wywołanym "Strażnikami" i millerowskim Batmanem. Fani komiksów co prawda śnią po nocach o rewolucji, ale nie na tyle mocno, żeby wyobrazić sobie gaimanów i ennisów. Cenzura nadal mocno trzyma łapy na komiksowym medium, tylko młode undergroudowe wydawnictwa czasem pozwolą sobie wydać coś mocniejszego. Wielka dwójka powoli zaczyna zmieniać swoje podejście do opowiadania historii, ale nadal robi to małymi kroczkami. Zatrudnienie Alana Moore'a na stanowisko scenarzysty "Swamp Thinga" okaże się pierwszym większym krokiem do rewolucje w obrębie medium.
I to jakim krokiem! Nie wiem jak to możliwe, że szefostwo DC Comics pozwoliło Brytyjczykowi stworzyć zeszyt w całości poświęcony stosunkowi seksualnemu rośliny z człowiekiem. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Alec Holland nie jest już istotą ludzką, jest roślinnym monstrum zachowującym resztkę swojego człowieczeństwa. Akt miłości między nim, a Abby przedstawiony przez Moore'a może nie jest seksem w sferze cielesnej, ale w zmysłowej - na pewno. A sposób przedstawienia tego zbliżenia myślę jest w stanie onieśmielić nie jednego surrealistycznego artystę.
Swamp Thing aby przypieczętować miłość do Abby postanawia poczęstować ją bulwą wyrastającą z jego ciała. Chce jej udowodnić, że mimo tego, że nie będzie jej w stanie dać ludzkiego zbliżenia może ofiarować jej miłość na zupełnie innej płaszczyźnie. Nie wiem, co na to cenzura, ale dla mnie to najczystsza forma propagująca używki halucynogenne pochodzenia roślinnego. Wizję, które przyjdzie nam zobaczyć oczami Abby wyglądają jak jazda po kwasie albo innym ciekawym specyfiku. Fantasmagoryczne obrazy perfekcyjnie przedstawione przez Stephena Bissette'a to podróż po najciemniejszych i najjaśniejszych stronach fauny i flory. Widać, że rysownik przez całe dwa albumu ostrożnie dawkował swój styl, żeby nie kontrastować z fabułą lecz w tym zeszycie puszcza wodze talentu i pozwala sobie na niesamowity wybuch formy. Bissette kradnie wszystko, co najlepsze z plakatów w stylu Psychodelic Art. Tworzy od groma spirali i kalejdoskopowych wzorów, które mają na celu zilustrować zaburzenia wzroku występujące przy halucynacji. Z hiperdokładnością skupia się na detalach. Co najlepsze - wykorzystuje także motyw Horror Vacui, to znaczy w całości zagospodarowuje kadry nie pozostawiający pustego tła. Całość jego prac doskonale pokolorowała Tatjana Wood i bez jej pomocy psychodeliczny wygląd całego komiksu byłby uboższy. Kolorystka wykorzystuje od groma róży, pomarańczy, błękitów i czerwieni. Wszystkie jasne barwy zestawia z ciemnymi kolorami dokładnie tak, jak robił to na swoich pracach, chociażby genialny Mati Klarwein (twórca bodajże najlepszych muzycznych okładek - "Bitches Brew" Milesa Davisa i "Abraxas" Santany).
Rysunkom oczywiście wtóruje tekst Alana Moore'a. Sam autor (cytując wstęp do albumu napisany przez Neila Gaimana) "napisał, że był to w zasadzie poemat prozą: halucynogenne spełnienie pomiędzy ponad dwumetrową bryłą roślinności i imigrantką z Bałkanów". Faktycznie, twórca "Strażników" doskonale wypełnił kadry komiksową poezją, nie ocierając się przy tym o kicz i banalność. Narracja Abby po jej erotyczno-roślinnych wizjach jeszcze bardziej pogłębia psychodeliczność tego zeszytu. Myślę, że tym tekstem nie pogardziłby sam Allen Ginsberg. Nie możemy też zapomnieć o tytule tego epizodu - "Święto Wiosny". Widać, że Moore bardzo lubi balet Strawińskiego, bo w "Zagubionych Dziewczętach" z niego również korzysta. To może taki paradoks, że Strawiński 70 lat wcześniej stwarza coś, co w zupełności ma zrewolucjonizować współczesną muzykę i taniec, dokładnie tak, jak w kilka dekad później dzieła Brytyjczyka odmieniają świat kolorowych zeszytów. Oczywiście, nawiązanie do Strawińskiego jest tutaj bardzo proste, w końcu Święto Wiosny opowiada o rytuale zjednoczenia ludzi z naturą.
34 zeszyt "Potwora z Bagień" to jeden z moich ulubionych komiksów. Przecierający szlaki do postrzegania komiksu, jako dzieła sztuki. Z taką łatwością łączący komiksowych superbohaterów z poezją i psychodeliczną sztuką lat sześćdziesiątych. Nieziemsko pięknie zilustrowany, podniecający i cholernie niebanalny.
1 komentarz:
Dzięki za recenzję, zwrócę uwagę.
P.S. Nie jestem automatem :/
Prześlij komentarz