czwartek, 13 września 2012

#1131 - Assasins Creed #2: Aquilus

Na łamach "Aquilusa" fabuła serii komiksowej opartej na motywach bestsellerowej gry komputerowej zaczyna gęstnieć. Główny bohater, Desmond Miles, coraz sprawniej korzysta z animusa, więcej dowiadując się (czy też "przeżywając") o trwającym od wieków konflikcie między Templariuszami, a Asasynami. Zdaje sobie sprawę, że w kolejnym starciu może odegrać kluczową rolę. I robi wszystko, aby z nieświadomego pionka w rozgrywce dwóch potęg stać się kluczowym graczem.

Seria "Assassin`s Creed" doskonale uwypukla wszystkie przewagi, jakie może mieć wirtualna rozrywka, nad tradycyjnymi opowieściami obrazkowymi. Od czasów premiery pierwszego tomu serii udało mi się trochę pograć w produkcję Ubisoftu. Nie wsiąkłem jeszcze w "Assasina", tak bardzo, aby móc wypowiadać się o nieścisłościach fabularnych pomiędzy pierwowzorem, a jego adaptacją. O tym możecie poczytać na Polterze, w recenzji Metzena, niemniej liznąłem nieco tego, co sprawiło, że gra stała się światowym przebojem. W wersji na dobrego peceta oprawa wizualna robi oszałamiające wrażenie, które może konkurować jedynie z zachwytem nad odtworzonymi z wielką pieczołowitością miastami z różnych epok historycznych. Graczowi pozostawiono niemało swobody w ich eksploracji, a sama rozgrywka jest dość prosta w swojej mechanice, ale pomimo tego potrafi wciągnąć. Duża w tym zasługa całkiem nieźle przemyślanej fabuły. Choć jest dość przewidywalna i epatuje kliszami, to została dość dobrze spreparowana i momentami potrafi zaskoczyć, a przede wszystkim pozwala graczowi partycypować w opowiadanych wydarzeniach. Wcielić się w bohatera. Ta oczywista przewaga każdej niemal gry komputerowej, nad każdym innym medium narracyjnym, została znakomicie wykorzystana przez Ubisoft. Co innego utyskiwać na konwencjonalność, dziury logiczne, literacką miałkość takiego "Kodu Leonarda da Vinci", a co innego być bohaterem podobnej historii. Co innego męczyć się z komiksowym "Wiedźminem", rażącego swoją siermiężnością i staroświecką narracją, a zarywać nocki nad komputerowym "Witcherem", od którego momentami nie można się oderwać. To niesamowity atut "AC", który siłą rzeczy w wersji komiksowej został zatracony.

Oczywiście, medium komiksowe nie jest bez szans w konkurencji z elektroniczną rozrywką. Ma swoje sposoby, aby wciąż przyciągać odbiorców, ale niestety, ani Corbeyran, ani Defali albo ich nie znają, albo nie potrafią wykorzystać. Historii przedstawionej na łamach komiksu brakuje wszystkiego – od dramaturgii, przez jakiekolwiek pogłębienie postaci, aby stali się czymś więcej, niż tylko kupą kresek na kartce, aż po cokolwiek, co mogłoby wyróżnić tą pozycję na tle innych, podobnych do niej sensacyjnych produkcyjniaków z domieszką elementów fantastycznych.

Pod względem graficznym drugi tom prezentuje się jeszcze gorzej, niż pierwszy. Nie mogę już zaszczycić Defaliego określeniem "solidny wyrobnik" – jego rysunki są po prostu słabe, szczególnie jeśli zestawimy je z oszałamiającą pod względem wizualnym grą. Narracja utrzymana jest w bardzo archaicznym stylu i w żadnym elemencie nie wychodzi poza konwencjonalny do bólu schemat. Kadrom brakuje dynamiki i energii. Fatalnie zaprezentowano onomatopeje. Obrazu całości nie ratuje praca kolorysty Alexissena Tenaca, który dość nieumiejętnie korzysta z dobrodziejstw techniki, aby ukryć niedoróbki rysownika. Komputerowa obróbka wyszła tak nieporadnie, że jeszcze bardziej pogłębiono niedoskonałości oprawy wizualnej.

I cóż na zakończenie można jeszcze napisać? Pociechy z komiksowego "Assassin`s Creed" nie będą mieli komiksowi maniacy, kupujący wszystko, co ukazuje się na naszym rynku. Może seria spotka się z cieplejszym przyjęciem wśród zagorzałym fanów gry? Może. W każdym razie reszta może sobie z czystym sumieniem ten tytuł odpuścić.

Brak komentarzy: