„The Lonely Matador”, czyli „Samotny matador” (w teście będę używał obu wersji językowych tytułu, chociaż polski tytuł się w wydaniu nie pojawia, ponieważ tom przeznaczony jest także na eksport i można go kupić także za granicą), to komiks autorstwa brytyjskiego rysownika Jay’a Wrighta. Album został wydany przez poznańskie wydawnictwo Centrala, gdyż autor zdobył pierwsze miejsce na Ligatura Pitchnig 2011 w ramach drugiego Festiwalu Kultury Komiksowej Ligatura. Mała uwaga na marginesie: chwalić należy Centralę za promowanie i wydawanie laureatów, bo jeszcze w tym roku ma się ukazać album „Radosav. Poranna mgła” Borisa Stanicia, kolejnego finalisty Pitchnigu.
W albumie „Samotny matador” Jay opowiada alternatywną wersję życia, a właściwie starości, hiszpańskiego matadora Juana Belmonte, który faktycznie był hiszpańskim matadorem i żył w latach 1892 – 1962. Akcja komiksu dzieje się rok później, na jednym z początkowych kadrów pojawia się budzik, na którym widnieje rok 1963. Wyjściem dla snucia opowieści, jest zdanie: „Co by było, gdyby…?”. Gdyby słynny bohater areny nie popełnił samobójstwa, a po zakończeniu fenomenalnej i burzliwej kariery, odszedł na emeryturę, dożył późnej starości. Jak wówczas wyglądałoby jego życie? Z jakimi problemami życia codziennego musiałby borykać się słynny matador, bożyszcze kobiet, wielbiony przez tłumy? Czy potrafiłby sobie poradzić sam, bez walki, bez adrenaliny buzującej we krwi. Komiks, który trzymam w rękach, można uznać za swoiste ćwiczenie z wyobraźni.
Jak wygląda starość? Jak sobie można z nią radzić? Czy musi być nudna? Na te i na kilka innych, podobnych pytań, uzyskujemy odpowiedzi, gdy czytamy „Samotnego matadora”. Tydzień z życia emeryta, jest przestawiony z przymrużeniem oka, w sposób symboliczny. Wyszczególnione zdarzenia uznać należy za potencjalną egzemplifikację, a nie przedstawienie faktycznych wydarzeń, które mogły mieć miejsce w jednym tygodniu. Nie należy odczytywać zdarzeń dosłownie – poniedziałek to dzień wspomnień, mamy okazję poznać bliżej dawne życie bohatera, „wspólnie” pooglądać zdjęcia, wtorek to wyprawa do sklepu mięsnego, robienie zakupów, bo lodówka pusta, w środę bohater idzie na siłownię, w czwartek pobudka o pierwszej po południu i oglądanie telewizji przez cały dzień, w piątek poranna toaleta, a potem, aby nie wyjść z wprawy, matadorskie „ćwiczenia”, najciekawsza jest sobota, gdyż tego dnia Juana Belmonte postanawia walczyć, przebiera się i w nocy przemalowuje bilbord, umieszcza na nim napis The fight lives on. Niewiele więcej dzieje się w sferze fabularnej, można uznać, że Jay Wright medytuje nad tym, czy decyzja o samobójstwie była dobra, czy też samotne życie z dnia na dzień ma jakiś sens. A jeśli tak, to jaki?
Uważam, że album „Samotny matador”, jest komiksem przeznaczonym zasadniczo dla dziecięcego odbiorcy. O czym świadczy m.in. tegoroczne wyróżnienie tego komiksu w Macmillan Children's Book Prize, ale także wyśmienite rysunki brytyjskiego autora. Prostota i schematyczność ujęcia postaci, wręcz karykaturalność. Niezwykła symboliczność ujęć i gestów. Nieschematyczne i różnorakie kadrowanie; obok całostronicowych kadrów są plansze z wyraźnym podziałem na sekwencję następujących po sobie zdarzeń. Niezbyt zawiła fabuła, raczej do „omówienia”, a nie przeczytania. W końcu „The Lonely Matador” jest komiksem bez dialogów, a ilość słów została ograniczona do minimum. O tym, że książka Wrighta, to komiks dla dzieci świadczy jeszcze kilka innych zabiegów formalnych, a także pomysły na interaktywność tomu: dodatki w postaci dwóch plakatów, koperty ze zdjęciami, półprzezroczysta kalka, umieszczona na kadrach, na których przedstawiony jest sen bohatera. Proste, ale zarazem genialne.
8 komentarzy:
Macieju, obrazy też się "czyta". Nawet jeśli nie ma w kadrach słów. "Przybysz" też dostawał nominacje w konkursach dla literatury młodzieżowej. Co poza nominacją świadczy o tym, że jest to rzecz dla dzieci. Styl graficzny tego albumu?
"Matador" dla dzieci, "Mglisty Billy" nie dla dzieci, ciekawych rzeczy można się z recenzji dowiedzieć.
Haha, Mikołaju, do tej pory zastanawiam się, czy słusznie napisałem to, co napisałem w tamtej recenzji. Nadal nie jestem pewny.
Sebastianie, nie mam żadnych "twardych" dowodów na poparcie swojej tezy, to jedynie intuicja, która poparta została czytaniem tego komiksu z ośmioletnim chłopcem. On bardzo pozytywnie i żywo reagował na ilustracje, a o matadorze powiedział: "jaki śmieszny pan", stąd wzięły się moje słowa o karykaturalności i umowności rysunków. Śmieszyły go i łapał w lot kadry ze schodzeniem i wchodzeniem J.M. po schodach.
Mikołaju, nie przypominam sobie, abym wypowiadał się o "Mglistym...", chyba że ni pamiętam, to mi przypomnij.
Maciek, co do Mglistego, Mikołajowi chodziło akurat o moją recenzję hehe.
Chodziło mi o kilka różnych recenzji, akurat nie na Kolorowych.
Mikołaj, to w styczniu, specjalnie dla Ciebie, na "Kolorowych" recka z "Mglistego" (zadowolony? :D )
Prześlij komentarz