Kolejny komiks noir ląduje w moich rękach. Tym razem nie jest niestety tak łatwy w ocenie. Gotham daje wielki wachlarz możliwości do opowiadania takich historii - i zdaje się, że to właśnie miasto interesuje scenarzystę bardziej niż postacie z uniwersum Batmana. Fabuła niestety została potraktowana po macoszemu, a sam komiks jest jedynie pretekstem do erudycyjnego popisu scenarzysty...
Porównania z "Zabójczym Żartem" Alana Moore'a są nieuniknione, ale mogą działać tylko na niekorzyść komiksu Briana Azzarello. No cóż, nie jest on twórcą tej klasy, zresztą, jak sam mówi, zdawał sobie sprawę z tego, że nie dla niego zaglądanie do głowy Jokera. I tu chyba tkwi główny problem. Scenarzysta ma niezwykle dobrą rękę do kreowania atmosfery i znakomicie opisuje echo zbrodni rozchodzące się po arteriach metropolii, ale nie czuje do Jokera tego, co czuje do samego Gotham. Nie potrafi - jak wspomniałem, nawet nie próbuje - się z nim utożsamić i zrozumieć. Wbrew temu, co wydawca pisze na okładce, nie znajdziemy tu podróży wgłąb umysłu jednego z najsłynniejszych łotrów w historii komiksu. Autor nie chce nawet wytłumaczyć, dlaczego u diabła Jokera wypuszczono nagle z Arkham... Może i tak miało być, ale to nie jest komiks posługujący się tak dużą umownością, by nie było to istotne, wręcz przeciwnie - to zbyt realistyczny twór, by można go było wcisnąć czytelnikowi jako alegoryczną bajkę o wiecznej walce dobra ze złem - a to ostatecznie próbuje Azzarello zrobić.
Spłycenie tematu, a zarazem próba wiarygodnego odrysowania świata przestępczego Gotham, nie współgra ze sobą. Nie czyni to oczywiście z "Jokera" złego komiksu, czy z Azzarello złego pisarza - to w końcu dzięki jego znakomitej narracji czyta się go jednym haustem i w trakcie lektury raczej nie zastanawiamy się nad tym rozdźwiękiem. Wszystko dlatego, że scenarzysta ustawił się w wygodnej, niezobowiązującej pozycji i obserwuje wszystko z pewnego dystansu.
Założenie było takie, że opisuje akcję oczami prostego mafijnego żołnierza będącego blisko Jokera - to pomaga w uwiarygodnieniu tej historii i uzasadnia trzymanie się z daleka od niełatwych do ugryzienia spraw. Wiemy tyle, ile on wie - a on z obawy o własny tyłek woli nie wnikać w szczegóły. A szkoda, bo gdy nasz bohater ukradkiem spostrzega Jokera łkającego u stóp Harley Quinn, nie sposób nie odnieść wrażenia, że mogło z tego wyjść coś na kształt "Złego Porucznika" Abla Ferrary... Tyle, że wtedy najprawdopodobniej nie byłby to komiks skierowany do masowego czytelnika, który może i oczekiwał demitologizacji tej postaci - ale na pewno nie takiej. W zamian dostajemy kompletnie bezcelowy karnawał przemocy, który Joker funduje miastu. W trakcie tej eskapady, bohater, będący narratorem i łącznikiem z przestępczym światem Gotham, zmienia stosunek nie tylko do swojego szefa, ale i przewartościowuje swoje życie. Niestety, nie ma tu zbyt dobrze skonstruowanej dramaturgii, bo nie jesteśmy w stanie się nikomu dokładnie przyjrzeć, nad kimś się pochylić, komuś współczuć, z kimś utożsamić. Nawet gdy nasz narrator zaczyna czuć do Jokera odrazę - my nie czujemy różnicy i po tym, co nam zaserwowano, nie widzimy już nic niezwykłego w jego czynach.
Azzarello nie pierwszy raz wziął na warsztat łotra z DC Comics. W 2005 roku napisał znakomitą miniserię z Lexem Luthorem w roli głównej. Można o tych tytułach myśleć jako o dylogii, ale z racji tego, że "Joker" to rasowe noir, to na poziomie narracyjnym jest mu bliżej do innego komiksu z bibliografii scenarzysty, do wydanego u nas w 2007 roku "Batman: Rozbite miasto". Zresztą oba cierpią na podobny problem - warstwa fabularna jest w nich najzwyczajniej pretekstowa. Sięgając po "Jokera" wiedziałem, że to nie jest opus magnum Azzarello, więc nie zawiodłem się wcale. Wręcz przeciwnie - mimo tego, że trudno jednoznacznie go ocenić, to bawiłem się dobrze i uważam go za jeden z najciekawszych komiksów, jakie ukazały się w tym roku na naszym (niestety zubożałym) rynku. Widać po nim, że scenarzysta jest świetnym pisarzem, ale niestety widać też, że rozmienia się na drobne, zabierając się za historie, na które tak naprawdę nie ma pomysłu. Wygląda na to, że Azzarello czuje się wygodnie w roli wyrobnika. Zapewne siada i pisze nawet na tematy, o których ostatecznie niewiele ma do powiedzenia - wychodzi z tego obronną ręką i efekty co prawda nie są złe, ale dostajemy w ręce twory nie do końca przemyślane. Widać to szczególnie jeśli popatrzymy na "Jokera" przez pryzmat wspomnianej znakomitej miniserii o Lexie Luthorze z którym - jak mówił podczas spotkania na MFK - łatwo było mu się utożsamić.
Przechodząc do warstwy graficznej muszę zaznaczyć, że po pobieżnym przekartkowaniu byłem nastawiony do niej dość sceptycznie. O tym, że to kawał przyzwoitego rzemiosła, przekonałem się dopiero w trakcie czytania. Po lekturze uświadomiłem sobie, że z pracami Lee Bermejo stykam się już drugi raz. Gdy czytałem "Lex Luthor: Man of Steel", jego rysunki nie zrobiły na mnie aż takiego wrażenia, ale po lekturze "Jokera" muszę powiedzieć, że jego styl idealnie pasuje do mrocznych, mainstreamowych komiksów dla dorosłych. Patrzę i myślę: "Vertigo". Jasne, że pozycje z tej stajni nie zawsze mają ilustracje najwyższych lotów, ale rysunki Bermejo są naprawdę dobre, a przy tym idealnie wpisują się w ramy tej linii wydawniczej. W trakcie lektury pomyślałem sobie, że świetnie sprawdziłby się jako rysownik Hellblazera. Jak się okazało, nie tylko ja to dostrzegłem, bo czytając listę publikacji sygnowanych jego nazwiskiem natrafiłem między innymi na dwa zeszyty przygód Johna Constantine.
W czasie pracy nad tym tekstem dużo myślałem na temat związków Azzarello z uniwersum Batmana. Zastanawia mnie, czemu nie stworzy o Gotham impresji, swoistego komiksowego Koyaanisqatsi, czegoś na kształt Joyce'owej wycieczki po Dublinie - pomysł wdzięczny, a sądząc po lekkości stylu i ewidentnym talencie do tego typu opowieści, jestem pewien, że wyszłoby mu to znakomicie. Powód jest pewnie prozaiczny i ma na sobie wydrukowane podobizny martwych prezydentów...
13 komentarzy:
Chociaż wątpię by komuś to umknęło, ale warto było wspomnieć o polskim wydaniu tegoż komiksu i z niego wstawić pojawiające się obrazki. Po za tym bardzo fajna recenzja. Rozruszały się Zeszyty pod tym względem ostatnio
Kuba robi lejałt. A o polskim wydaniu wspomniałem Lokusie: "Wręcz przeciwnie - mimo tego, że trudno jednoznacznie go ocenić, to bawiłem się dobrze i uważam go za jeden z najciekawszych komiksów, jakie ukazały się w tym roku na naszym (niestety zubożałym) rynku. "
No i zachęcam do kupna!
Zresztą już interwencyjnie obspamowałem znajomych i namawiam żeby się spieszyli bo Joker znika z księgarni internetowych w zastraszającym tempie.
nakład jest wyczerpany O_O
No i dobrze. Może Egmont uwierzy, że warto rozbujać segment z amerykańskim mainstreamem... uderzenie z Long Halloween było by chyba dobrym pomysłem.
Zagraniczna grafa miała lepszą jakość po prostu, ot cała tajemnica.
No i dzięki za słowa uznania! Tak się złozyło, że ostatnio sporo u nas było amerykańskiego mainstreamu, bo o tym chyba piszesz?
No i przypomina swoją starą reckę Jokera:
http://kolorowezeszyty.blogspot.com/2008/11/77-kiepski-dowcip.html
Kuba
Krzychu, masz rację, "Long Halloween" byłby strzałem w 10tkę, ale bardzo mało prawdopodobnym, wręcz niemożliwym do zrealizowania przez "Egmont"
oj, nakład wcale nie jest wyczerpany...
Byłby takim samych strzałem w dziesiątkę, jak Superman na wszystkie pory roku. Porównywalne klasą produkcje. Kto by to kupił prócz kilku takich fascynatów? (Od razu mówię, że ja nie, bo już mam).
A co do Jokera - ja bym nawet spróbował, ale odrzuca mnie ten wygląd podobny do tej postaci z filmu Nolana, to raz, a dwa - po Rozbitym mieście nie uważam, żeby Brian miał coś interesującego mnie osobiście do powiedzenia w temacie Gacka.
Ja też mam i to w absolucie więc tym bardziej bym nie kupił ale ucieszył bym się widząc u nas ten tytuł.
Popraw mnie jeśli się mylę ale myślę, że Batman ma w Polsce znacznie więcej fanów niż Superman. Pozycje z Batkiem - nawet średniawe - po jakimś czasie wysprzedają się do zera a S: "Na wszystkie pory roku" mimo, że rewelacyjny to skończył na wyprzedaży... Wydaje mi się, że fascynatów jest jednak więcej niż kilku.
Mi się Joker jednak podobał trochę bardziej niż rozbite miasto... kup i spróbuj. Nie masz nic do stracenia. Sądząc po znikającym nakładzie, nawet jak ci się nie spodoba to nie wyjdziesz na tym źle...
ps. Ze względów ekonomicznych słusznie że Egmont wybrał "Jokera" bo "Lex Luthor" na pewno by się tak nie sprzedał...
"odrzuca mnie ten wygląd podobny do tej postaci z filmu Nolana"
Też nie znoszę tego filmu a komiks strawiłem.
Problemem z "Długim Halloween" jest to, że to cholernie w "produkcji" komiks jest jak na polskie warunki, jak na rynek, w którym kto chciał mieć ten komiks już go ma. Po prostu Egmont nie jest konkurencyjny w stosunku do DC
Jak dla mnie Joker mnóstwo okej. Bardzo mi się podobało, że charadesign był w klimacie filmu Nolana.
Prześlij komentarz