sobota, 7 czerwca 2014

#1618 - Uczta u królowej

Rutu Modan, pochodząca z Izraela artystka, znana jest w Polsce dzięki komiksom dla dorosłych "Rany wylotowe" oraz "Zaduszki", chociaż jak sama mówi (w wywiadzie udzielnym Tomaszowi Pstrągowskiemu): "(…)w Izraelu jestem znana przede wszystkim, jako ilustratorka książek dla dzieci". Dotąd mieliśmy niewielki dostęp do tego typu publikacji. Trzy lata temu wydawnictwo Nisza opublikowało świetnego picturebooka "Tata ucieka z cyrkiem" w oprawie graficznej Modan, a z tekstem Etgara Kereta. A niedawno, dzięki wydawnictwu kultura gniewu, ukazał się komiks dla najmłodszych (i nie tylko) pod tytułem "Uczta u królowej".



Główną bohaterką "Uczty…" jest mała dziewczynka imieniem Nina, którą poznajemy podczas wspólnego posiłku z rodzicami. Siedząca przy stole Nina nie potrafi (lub nie chce) zachowywać się zgodnie z życzeniami zasadniczych rodziców: huśta się na krześle, je rękoma, mówi z pełnymi ustami, etc. Co, oczywiście, nie znajduje uznania w oczach mamy i taty, którzy notorycznie ją strofują. Koronny argument, mający poprawić zachowanie dziewczynki, użyty przez ojca, brzmi: „A co byś zrobiła, gdybyś została zaproszona przez królową Anglii na ucztę w pałacu Buckingham?”. I po wypowiedzeniu tych słów przez lekko zblazowanego rodziciela, historia opowiadana przez autorkę, zmienia swój charakter. Pojawia się herold, który zaprasza małą Ninę, w imieniu królowej, do Anglii na wielką ucztę.

Początkowo czytelnikowi wydawać by się mogło, że będziemy mieli do czynienia z powiastką dydaktyczną, która ma uczyć dzieci właściwego zachowania się przy stole. Ale jednak nie, nic z tego. To nie jest książka edukacyjna (na szczęście… – mimowolnie i z satysfakcją dopisuję). We wspomnianej powyżej rozmowie na pytanie Tomka, czy "Uczta…" ma nauczać, wychowywać, Modan odpowiada: "Nie, zdecydowanie zabawić", a potem dodaje jeszcze: "Szczypta anarchii nigdy nie zaszkodzi. Zwróć jednak uwagę, że na ostatnich stronach królowa mówi, że możemy się tak bawić od czasu do czasu. Czasami można łamać reguły, ale nie cały czas". I faktycznie, komiks bawi. Końcowe plansze przedstawiają dantejskie sceny, niczym z filmu "Wielkie żarcie", widzimy szanowanych i dystyngowanych gości, ubranych w smokingi i wieczorowe suknie, którzy bez umiaru wpychają sobie rękoma jedzenie do ust. A królowa kwituje kolację słowami: "To było naprawdę wyjątkowe!".


Warto porównać "Ucztę u królowej" z innym komiksem artystki, dajmy na to z "Ranami wylotowymi", aby przekonać się, że Modan dostosowała swój styl rysowania do dziecięcego odbiorcy. Plansze zawierają mniej kadrów, zwykle są 3-4, a maksymalnie 6, przez co są większe. Mamy także w książce kadry całostronicowe, a nawet kilka rozkładówek, tego nie znajdziemy w "Ranach…". Dymki i ramki zawierają mniej słów, kolory są jaśniejsze. Postacie częściej się uśmiechają. Ale zasadnicza różnica polega na ustawieniu kadru, nasze spojrzenie wchodzi weń frontalnie, co daje złudzenie naocznego uczestnictwa czytelnika. W kilku kadrach postacie patrzą wprost na czytającego; na stronie 16 i 17 mamy rozkładówkę, na której wielki stół i wiele osób siedzących przy nim, rozmawiających ze sobą, ale pewna kobieta spogląda prosto na tego, który czyta, co daje niesamowite uczucie bezpośredniej obecności, bycia wewnątrz.

Na zakończenie przytoczę anegdotę o powstaniu komiksu, którą przywołuje Marcin Kamiński w swojej recenzji: "pomysł (…)wziął się z rozmowy rysowniczki i jej córki. Kiedy ta zachowywała się niegrzecznie przy stole, Rutu próbowała przywołać ją do porządku, mówiąc co by było, gdyby królowa zaprosiła Cię do siebie?!, na co dziewczynka odpowiedziała: tak się składa, że królowa jest moją bardzo dobrą przyjaciółką i powiedziała mi, że jem wręcz doskonale". Zapraszam do stołu! Znaczy… do księgarni.

Brak komentarzy: