niedziela, 29 grudnia 2013

#1469 - Mała książka o gwarze warszawskiej

Poznałem "Mroux", czyli Marię Bulikowską w ubiegłym roku podczas Targów Książki w Warszawie, ostatnich jakie odbywały się w Pałacu Kultury i Nauki. Dzięki temu przypadkowemu spotkaniu mam w swoich zbiorach dwie ręcznie przygotowane przez nią kolorowanki: "O czym mówią w telewizji?" oraz "Małą książkę o gwarze warszawskiej". Maria szukała wówczas wydawcy, a obie kolorowanki służyły jej za portfolio. 


Na pierwszej stronie kserowanej "Małej książki…" można przeczytać kilka słów od autorki, które pozwolę sobie przytoczyć: Zaczęłam robić kolorowanki dla dzieci. Chciałam odejść od stereotypu kolorowanki-disnetopodobnego świstka wrzucanego po pomazaniu do kosza. Postanowiłam je "uksiążkowić", sprawić, że dziecko wcieli się w rolę współtwórcy książki i nauczy szacunku do pracy ilustratora, a przy okazji poczyta (lub odegra rolę "warszawiaka") z dużymi.

Nie wiem, czy wówczas Maria spotkała przedstawicieli wydawnictwa Babaryba, którzy zdecydowali się wydać "Małą książkę o gwarze warszawskiej" w formie profesjonalnej publikacji. Nie ma to właściwie żadnego znaczenia. Wartością jest fakt ukazania się książki, to, że można ją kupić, że oficyna dba o dystrybucję, że ostatecznie trafia do tych, do których jest skierowana: do dzieci i ich rodziców. Przy okazji warto wspomnieć, że za projekt książki autorka zajęła 2. miejsce w ramach konkursu Polish Children’s Design Award 2012.

Publikacja wydana przez Babarybę różni się od kserowanej pierwszej wersji. Maria przerysowała większość ilustracji, przy okazji dostosowując je do zmiany formatu, a także odchudziła bohaterów. Wprowadzenie tych korekt wyraźnie uatrakcyjniło publikację. Zresztą wydawca dodatkowo zadbał o wysoką jakość edytorską: całość jest szyta, a twarda, lakierowana okładka przyciąga wzrok. Atrakcyjne są także: duży format publikacji, niebanalny kolor papieru o wysokiej gramaturze, odręczny font, fajna wklejka z dryndami (e, przepraszam za tę wstawkę z gwary poznańskiej, nie mogłem się powstrzymać, lokalna lojalność zobowiązuje).


Głównym celem "Małej książki…" jest przybliżenie i wytłumaczenie jak dawniej mówiono w Warszawie. Zdawać by się mogło, że "rekonstrukcja lingwistyczna" nie jest dobrym tematem na publikację dla dzieci. Jednak dzięki sympatycznym, antropomorficznym przedstawieniami postaci, możliwości kolorowania (a wręcz zachęcie ze strony autorki, która kolor nałożyła tylko w niektórych miejscach), a także zaproszeniu do wypełnienia krótkiego quizu na końcu książki, "który sprawdzi waszą znajomość przeczytanej książki", Marii udało się przygotować publikację zabawną, interesującą i wciągającą. Myślę, że dorosły jest potrzebny tylko podczas "pierwszego czytania"…

Książka nie posiada typowej narracji, nie snuje się żadna opowieść, ale ma swoich dwóch przewodników: Antka i Andrusa. Oprowadzają oni czytelnika po Warszawie i zwyczajach językowych warszawiaków. Razem z nimi przechodzimy z ulicy do restauracji (gdzie poznajemy specjały kuchni warszawskiej, w tym słynną pańską skórkę), a dalej z restauracji na targ, z targu na postój cierpiarzy, by ostatecznie zakończyć spacer nad Wisłą na plaży. Podczas tego spaceru czytelnik zapoznaje się z warszawską społecznością, poznaje ich przyśpiewki, powiedzonka i zwyczaje.

Dodatkowym plusem publikacji, czymś, co mi bardzo odpowiada i bardzo się podoba jest sytuacja, że rysowniczka często wkłada słowa wypowiadane przez postaci w komiksowe dymki, a także decyduje się przedstawiać scenki sytuacyjne za pomocą sekwencyjności zdarzeń na całostronicowych planszach (mam na myśli rozkładówki z udziałem cierpiarzy czy parzygnat).


"Mała książka o gwarze warszawskiej" jest książką, po którą warto się zapoznać. I nie tylko wówczas, gdy mieszka się w Warszawie i/lub ma się dzieci.

Brak komentarzy: