"Before Watchmen - Silk Spectre" #3 - Darwyn Cooke i Amanda Conner
Czyż ta okładka nie jest świetna? Amanda Conner rozkręciła się na całego. Przyznam, że byłem dość sceptycznie nastawiony do jej udziału w tym projekcie, ale nigdy nie wątpiłem w jej talent. Z każdym kolejnym numerem udowadniała, że jej styl jest naprawdę rewelacyjny, a jej wersja Komedianta (świetny epizod!) pokazuje, że czuje klimat "Strażników", jak mało kto. Jednak zastrzeżeń do fabuły mam sporo. Nie dlatego, że mi się nie podoba. Zbliżając się do końca tej mini-serii utwierdziłem się w przekonaniu, że tworzenie jej nie miało najmniejszego sensu. Historia opowiedziana przez Cooke`a i Conner nie wnosi kompletnie nic do postaci Jedwabnej Zjawy, a co gorsze - spłyca ją. Z ostateczną oceną pozwolę sobie jednak poczekać do momentu, gdy przeczytam ostatni zeszyt.
Wracając jeszcze do kwestii plastycznej tego zeszytu (jak i poprzednich) to "Silk Spectre" jest jedyną częścią cyklu "Before Watchmen", w której na końcu danego odcinka pojawiają się cytaty z epoki. W oryginalnych "Strażnikach" Moore przywołuje między innymi bon moty z Boba Dylana, Williama Blake'a, Carla Junga, pojawia się nawet fragment Księgi Hioba. Twórcy spin-offa natomiast cytują między innymi Kena Keseya, czy też jak to się stało w tym numerze, tekst z piosenki "Transfusion" zespołu Nervous Norvus - kolejny kawałek do mini playlisty tworzącej soundtrack do tej serii. Wykorzystywane przez Moore'a muzyczne motywy były doskonałym posunięciem (patrz: OST do snyderowskich "Strażników"). W tym przypadku nie jest inaczej!
"Before Watchmen - Comedian" #3 - Brian Azzarello i JG Jones
Oczekiwałem zapachu napalmu o poranku, a w rzeczywistości w ruch poszły koktajle Mołotowa. Ogień może i jest, ale siła rażenia nie taka, jakbym tego chciał. Wybacz Brian, ale kompletnie Ci to nie wyszło. Blake jeszcze dobrze się nie zadomowił w dżungli, a już scenarzysta rzuca go w środek zamieszek w Los Angeles w 1965 (kolejna ilustracja epoki).
I wszystko byłoby okej, jeśli Azzarello nie pokusiłby się o zabawę w psychiatrę i próbę przedstawienia nam źródła zaburzeń Komedianta. Sorry, ale ja za nic w świecie nie chcę znać socjopatycznych korzeni jego psychiki. Ta postać czym bardziej jest tajemnicza, tym bardziej przerażająca. Nie chce mi się wierzyć, że Wietnam i rasistowska Ameryka lat sześćdziesiątych zepsuła Blake'a do szpiku kości. Nie tylko kontrastuje to z wizerunkiem Komedianta z "Minutemenów" Cooke'a, ale także z moim wyobrażeniem nakreślonym przez Alana Moore'a. Komediant wydaje się być klamrą całego prequela (gościnnie występuje prawie we wszystkich seriach) i ze smutkiem muszę przyznać, że jego wizerunek przedstawiony przez innych twórców bardziej mi odpowiada.
Azzarello nie radzi sobie także z krytyką ówczesnej amerykańskiej polityki. Rzecz, która wyszła tak perfekcyjnie mistrzowi z Northampton, w wykonaniu twórcy "100 naboi" jest po prostu banalna i w żaden sposób nie zmusza do refleksji. Przewidywalne także stają się relacje Komedianta z rodziną Kennedych. Próba ograniczenia Blake'a przez Bobbiego zaczyna wyznaczać prostą drogę w objęcia Nixona. Chyba nic mnie już nie zaskoczy. Co do kreski Jonesa, to poza rewelacyjną okładką nic więcej szałowego w środku komiksu nie oferuje. Szkoda, bo już zaczynałem się do niego przekonywać.
Czyż ta okładka nie jest świetna? Amanda Conner rozkręciła się na całego. Przyznam, że byłem dość sceptycznie nastawiony do jej udziału w tym projekcie, ale nigdy nie wątpiłem w jej talent. Z każdym kolejnym numerem udowadniała, że jej styl jest naprawdę rewelacyjny, a jej wersja Komedianta (świetny epizod!) pokazuje, że czuje klimat "Strażników", jak mało kto. Jednak zastrzeżeń do fabuły mam sporo. Nie dlatego, że mi się nie podoba. Zbliżając się do końca tej mini-serii utwierdziłem się w przekonaniu, że tworzenie jej nie miało najmniejszego sensu. Historia opowiedziana przez Cooke`a i Conner nie wnosi kompletnie nic do postaci Jedwabnej Zjawy, a co gorsze - spłyca ją. Z ostateczną oceną pozwolę sobie jednak poczekać do momentu, gdy przeczytam ostatni zeszyt.
Wracając jeszcze do kwestii plastycznej tego zeszytu (jak i poprzednich) to "Silk Spectre" jest jedyną częścią cyklu "Before Watchmen", w której na końcu danego odcinka pojawiają się cytaty z epoki. W oryginalnych "Strażnikach" Moore przywołuje między innymi bon moty z Boba Dylana, Williama Blake'a, Carla Junga, pojawia się nawet fragment Księgi Hioba. Twórcy spin-offa natomiast cytują między innymi Kena Keseya, czy też jak to się stało w tym numerze, tekst z piosenki "Transfusion" zespołu Nervous Norvus - kolejny kawałek do mini playlisty tworzącej soundtrack do tej serii. Wykorzystywane przez Moore'a muzyczne motywy były doskonałym posunięciem (patrz: OST do snyderowskich "Strażników"). W tym przypadku nie jest inaczej!
"Before Watchmen - Comedian" #3 - Brian Azzarello i JG Jones
Oczekiwałem zapachu napalmu o poranku, a w rzeczywistości w ruch poszły koktajle Mołotowa. Ogień może i jest, ale siła rażenia nie taka, jakbym tego chciał. Wybacz Brian, ale kompletnie Ci to nie wyszło. Blake jeszcze dobrze się nie zadomowił w dżungli, a już scenarzysta rzuca go w środek zamieszek w Los Angeles w 1965 (kolejna ilustracja epoki).
I wszystko byłoby okej, jeśli Azzarello nie pokusiłby się o zabawę w psychiatrę i próbę przedstawienia nam źródła zaburzeń Komedianta. Sorry, ale ja za nic w świecie nie chcę znać socjopatycznych korzeni jego psychiki. Ta postać czym bardziej jest tajemnicza, tym bardziej przerażająca. Nie chce mi się wierzyć, że Wietnam i rasistowska Ameryka lat sześćdziesiątych zepsuła Blake'a do szpiku kości. Nie tylko kontrastuje to z wizerunkiem Komedianta z "Minutemenów" Cooke'a, ale także z moim wyobrażeniem nakreślonym przez Alana Moore'a. Komediant wydaje się być klamrą całego prequela (gościnnie występuje prawie we wszystkich seriach) i ze smutkiem muszę przyznać, że jego wizerunek przedstawiony przez innych twórców bardziej mi odpowiada.
Azzarello nie radzi sobie także z krytyką ówczesnej amerykańskiej polityki. Rzecz, która wyszła tak perfekcyjnie mistrzowi z Northampton, w wykonaniu twórcy "100 naboi" jest po prostu banalna i w żaden sposób nie zmusza do refleksji. Przewidywalne także stają się relacje Komedianta z rodziną Kennedych. Próba ograniczenia Blake'a przez Bobbiego zaczyna wyznaczać prostą drogę w objęcia Nixona. Chyba nic mnie już nie zaskoczy. Co do kreski Jonesa, to poza rewelacyjną okładką nic więcej szałowego w środku komiksu nie oferuje. Szkoda, bo już zaczynałem się do niego przekonywać.
"Before Watchmen - Nite Owl" #3 - J. Micheal Straczynski, Andy Kubert i Bill Sienkiewicz
Ten komiks powinien w tytule mieć napisane Rorschach. Część zeszytu poświęcona wielbicielowi fasoli bez dwóch zdań zdominowała całą historię. Możliwe, że jest to spowodowane wprowadzeniem nowej postaci do komiksu. Lady Twilight, w której widziałem ciekawe rozwinięcie akcji, niefortunnie sprowadziła do komiksu infantylną analizę seksualności Nocnego Puchacza. Ich wspólne seksualne igraszki są najprościej w świecie głupie i naiwne. Natomiast akcja wokół Waltera jest dość sprawnie napisana. Oczywiście to dalej rzemieślnicza robota, która nie wprowadza nic do tej postaci, ale przynajmniej niezły z tego komiksowy thriller.
Podobnie, jak w przypadku Jedwabnej Zjawy, to już przedostatni odcinek tej serii. Niestety, ja już wiem jaką ocenę wystawię na jej koniec. Ważnym wydarzeniem tego zeszytu jest przejęcie pióra przez Billa Sienkiewicza, który zajął się pracą przy nakładaniu tuszu na rysunki Kuberta Jra. Rysownikowi przyszło zająć miejsce zmarłego niedawno Joe Kuberta. Zmiana jest najbardziej widoczna w mimikach twarzy bohaterów, a także w kilku wpadkach, które najprawdopodobniej były spowodowane krótkim terminem realizacji tego zeszytu. Jednym z najbardziej rażących błędów jest scena, w której nowa bohaterka oznajmia, że musi się przebrać w coś bardziej komfortowego i po kilku chwilach wraca dokładnie w tym samym stroju. Szkoda, że taką krótką serię musiały spotkać takie niedociągnięcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz