Nie mam żadnych wątpliwości, że jedną z najciekawszych i najważniejszych premier tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi będzie "Projekt: Rust", czyli wywiad rzeka z Marcinem Rusteckim, artystą komiksowym i redaktorem naczelnym wydawnictwa TM-Semic przeprowadzony przez Jakuba Demiańczuka, krytyka komiksowego i filmowego, dziennikarza "Polityki".
W 2025 roku obchodzimy 35. rocznicę powstania wydawnictwa TM-Semic. Wydawnictwa, które określać można przymiotnikiem "legendarne" lub "kultowe" bez choćby krztyny przesady. Funkcjonująca od wczesnej wiosny 1990, początkowo jako TM-Systemgruppen, najpierw, dość krótko, w Krakowie, a potem - już znacznie dłużej - w Warszawie oficyna sprowadziła do Polski komiksy superbohaterskie. Stały się one jednym z pop-kulturowych fenomenów lat dziewięćdziesiątych w naszym kraju, "wychowując" przy tym nowe pokolenie fanów super-hero oraz opowieści spod znaku kadru i dymka.
Być może gdyby nie one niektórzy z was, czytających te słowa, nie zaraziliby się miłością do komiksu. Z pewnością gdyby nie Semik byłoby mnie w tym miejscu. Nie byłoby tego bloga. Nie byłoby tego tekstu, a ja nie rozpocząłbym swojego - trwającego już trzecią dekadę! - romansu ze sztuką komiksu.
Redaktorem naczelnym TM-Semic był właśnie Marcin Rustecki. To właśnie on będzie głównym bohaterem książki "Projekt RUST. Wywiad rzeka. Marcin Rustecki w rozmowie z Jakubem Demiańczukiem", która na zbliżającym się MFKiG ukaże się nakładem wydawnictwa Bum Projekt. W tym miejscu po bieżące informacje i najróżniejsze ciekawostki dotyczące tej publikacji odsyłam na oficjalny fan-page "Projektu Rust" na FB. Z kolei po wszelkie szczegółowe informacje dotyczące tej książki kieruję na nieocenioną Komiksopedię (linki do wersji na miękko i wersji na twardo), która jest patronem medialnym "Projektu: Rust".
Skoro Komiksopedia ma patronat i miała zaszczyt zaprezentować jedną z okładek, to przecież ja nie mogę być gorszy! Kolorowe Zeszyty również objęły patronatem "Projekt: Rust", tyle że takim nieoficjalnym, bo bez mojego logo na ostatniej stronie okładki. Cóż można napisać poza tym, że to przyjemność i honor wspierać swoimi skromnymi siłami tak zacną inicjatywę.
W ramach współpracy z wydawnictwem Bum Projekt mam zaszczyt na łamach Kolorowych zaprezentować fragment "Projektu: Rust", a konkretnie prolog książki.
Oto on:
PROJEKT RUST. PROLOG.Marcin Rustecki: Na dobry początek opowiem historię o wielkich oczekiwaniach i o tym, jak się one kończą. Waldek Tevnell i ja pojechaliśmy do Bolonii na targi książki dziecięcej. Jeździliśmy tam regularnie w czasach TM-Semic. Dostaliśmy zaproszenie od włoskiego giganta wydawniczego Panini, który fortunę robił m.in. na albumach z naklejkami. Wielka, bogata firma, więc impreza była z rozmachem. Nie na terenie targów, ale gdzieś poza miastem, chyba pod Modeną. Gości przywożą podstawione samochody, piękna okolica, wielka sala, suto zastawione stoły. Uczta, alkohole, pełen wypas. Siedzimy przy stoliku z Waldkiem i kolegami z Interprintu, czyli węgierskiego odpowiednika Semica: Ferencem, który był szefem, i moim przyjacielem Istvanem, który – tak jak ja – był redaktorem naczelnym wydawnictwa. Rozmawiamy o Comic-Conie w San Diego, gdzie byłem po raz pierwszy. Ferenc się zastanawia, czy wysłać tam Istvana, ja mówię, że warto, bo to bezpośredni kontakt z amerykańskimi wydawcami, wielka impreza itd. Waldek opowiada, że pojechałem na zaproszenie DC Comics, no ale koszty są spore, więc nie wie, czy jeszcze kiedyś mnie wyśle. Takie pogaduchy.Na salę wchodzą kelnerzy odstawieni po włosku, gustownie, bez skazy. Na tacach roznoszą saszetki z naklejkami, które się wklejało do albumów. Rozlega się głos, że na całą salę jest jedna specjalna saszetka ze złotą kartą, a ten, kto ją trafi, otrzyma wspaniałą nagrodę. Ale nie wiemy, jaką. Gości jest od cholery. Wszyscy biorą z tacy po parę saszetek, zastanawiają się, co to może być. Może Ferrari, bo pod Modeną jest fabryka tej marki, no i widać, że Panini wyłożyło na tę imprezę mnóstwo kasy. Nadchodzi chwila otwierania saszetek. Ta-da! Kto trafił złotą kartę? Otóż ja.Waldek osłupiał, reszta patrzy na mnie. Wypaliłem do Waldka: „Oddam ci tę złotą kartę, ale po pierwsze, wyślesz mnie jeszcze raz do San Diego, a po drugie, spróbujesz namówić Ferenca, żeby Istvan też poleciał”. Nie myślał długo. Mówi: „Dobra”. Wodzirej zapytał, kto ma złotą kartę, Waldek wstał z podniesioną do góry ręką, w której trzymał saszetkę: „It’s me, it’s me!”.Okazało się, że tą wspaniałą nagrodą był stół do piłkarzyków. Bardzo ładny, robiony na zamówienie, ale jednak zabawka.Jakub Demiańczuk: A gdyby t to naprawdę było Ferrari?No to miałby strzał życia. Zresztą, Waldek zapytał o to samo, a ja odpowiedziałem: „Nie wiem, może byś się podzielił?”. Stół się przydał, synowie Waldka długo z niego korzystali, więc ktoś się ucieszył. Zamiast Ferrari wylosowałem talon na balon.Panini to do dziś gigant. Nie zarabia się milionów, rozdając Ferrari.No nie. Za to Waldek dotrzymał słowa i polecieliśmy z Istvanem na następny Comic-Con. Ale o San Diego to jeszcze będę opowiadał.To co, zaczynamy?Zaczynamy.KONIEC PROLOGU
PS. Och, zapomniałbym. W ramach MFKiG 2025 odbędą się w związku z premierę książki i jubileuszem wydawnictwa TM-Semic dwa spotkania i sesja autografów. Zapraszam. Ja będę, więc wpadajcie.
Oto jak prezentuje się łódzki rozkład jazdy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz