Na tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi ukaże się pierwszy zeszyt Roślinnego ogródka działkowego, nowej niezależnej serii autorstwa Agaty Wawryniuk (scenariusz i kolor) i Roberta Sienickiego (rysunek). Emefkowa premiera i powrót Agaty do pracy komiksowej stały się pretekstem do naszej rozmowy, ale w jej ramach poruszamy także inne wątki związane z jej twórczością (i nie tylko!).
Agata Wawryniuk jest scenarzystką i rysowniczą komiksową, absolwentką wrocławskiego ASP. Publikowała na łamach magazynów komiksowych (Kolektyw, Biceps) i prasy (Przekrój, Pismo). Jej debiutancka powieść graficzna, autobiograficzne Rozmówki polsko-angielskie (2012) traktująca o zarobkowej emigracji Polaków do UK, została uhonorowana m.in. Nagrodą MFKiG za najlepszy polski komiks 2012/2013 i Nagrodą Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego 2012 i innymi wyróżnieniami.
Komiks ten okazał się nie tylko dużym sukcesem na rynku komiksowym, ale odbił się szerokim echem także w mediach głównego nurtu. Wkrótce potem Wawryniuk wzięła dłuższy rozbrat z komiksem, publikując jedynie okazjonalnie małe formy. Jak doszło do takiej sytuacji? Dlaczego autorka zrobiło sobie taką przerwę? Także i ten temat został poruszony w poniższej rozmowie…
Kuba Oleksak: Zacznijmy od początku, czyli od genezy. Skąd w Twoim życiu wziął się komiks? Czy dorastałaś razem z Kaczorem Donaldem i semikowymi zeszytówkami?
Agata Wawryniuk: Komiks pojawił się razem z Konradem Okońskim, z którym studiowałam na wrocławskiej ASP. Pożyczył mi kilka pierwszych albumów. Poważnych powieści graficznych, bo chyba uznał, że super-hero to będzie za ciężki próg wejścia. Zapewne miał rację!
Na pewno pierwszy komiks, który Koko mi przyniósł to Karuzela głupców. Urzekł mnie swoją filmowością i połączeniem poważnej historii z piękną warstwą graficzną. Był jak film, ale zatrzymany w czasie. Nie znałam tego medium wcześniej z tak dojrzałej strony. Idea opowiadania obrazem i graficznej stylizacji została mi już w głowie. W tamtym czasie nie było wielu animacji dla dojrzałego odbiorcy, więc to mogło być moje pierwsze spotkanie w ogóle z poważną historią obrazkową.
Jaki moment w Twoim życiu sprawił, że zdecydowałaś, że będziesz tworzyć komiksy?
Komiks pojawił się jako narzędzie do opowiedzenia mojej historii o emigracji do Wielkiej Brytanii. Historia była pierwsza. Czułam, że jest dobra i chciałam ją przekazać światu. Obrazami było mi łatwiej mówić niż słowem, aczkolwiek zaczęłam od spisania bardzo długiego scenariusza zwykłym tekstem, bez żadnego szkicu.
Mimo że studiowałam na ASP, to nie umiałam rysować małych postaci. Tam wszystko było w formacie metr na 70 centymetrów. Musiałam się nauczyć wszystkiego od zera, aby móc zrobić mój pierwszy komiks. I to szybko, bo na ostatnim roku studiów, wymyśliłam sobie, że ten komiks będzie moim dyplomem.
Pamiętasz swój pierwszy komiks? Z tego, co widnieje w bazie Komiksopedii „na papierze” debiutowałaś w siódmym Kolektywie szortem zatytułowanym Seven sins for fun, który powstał we współpracy z Klaudyną Bajkowską.
Tak, moje shorty komiksowe były wprawkami w ramach pracy nad powieścią graficzną Rozmówki polsko-angielskie, która już powoli powstawała w mojej głowie. Spotykałam się w tamtym czasie z Robertem Sienickim, obecnie moim mężem, wtedy redaktorem Kolektywu. Robert potrzebował materiału do nowego numeru, więc stworzyłyśmy z Klaudyną krótki komiks.
Jak w ogóle wspominasz tamten czas, czas przed swoim pełnometrażowym debiutem, a więc okres współpracy nie tylko ze wspomnianym Kolektywem, ale też z Bicepsem?
Nawet nie jestem pewna, czy te komiksy powstawały rzeczywiście przed Rozmówkami, czy po prostu w trakcie pracy nad albumem. Mój debiut miał ponad sto stron. To bardzo dużo dla kogoś, kto ledwie rysuje, więc ten proces ciągnął się w nieskończoność, a inne drobne projekty wpadały w jego trakcie.
Zaryzykuje twierdzenie, że Rozmówki to jeden z największych przebojów we współczesnej historii polskiego komiksu. Twój debiut był warsztatowo dojrzały, wizualnie bardzo interesujący i (na pewno wówczas) dość oryginalny. Rzecz tym bardziej imponującą, że komiks został stworzony przez twórczynię bez większego doświadczenia. Pierwszy nakład wyprzedał się w kilka miesięcy. Zgarnęłaś Komiksusa w Łodzi i nagrodę PSK w Warszawie, znalazłaś się w finale konkursu talentów Trójki. Dostrzegł Cię medialny mainstream. Pojawiłaś się nawet w telewizji śniadaniowej, w Pytaniu na śniadanie na TVP2. Jak teraz, po latach, wspominasz tamten czas?
Było wspaniale i przerażająco w tym samym czasie. Nie spodziewałam się takiej fali pozytywnych recenzji ani zainteresowania moją osobą. Udzielałam wywiadu za wywiadem. Do dziś mam w domu górkę gazet z tymi wywiadami i artykułami o moim komiksie. Sporo zachowałam jako zabawne kuriozum, jak artykuł w Wyborczej, w którym opisali Polkę na zmywaku (nie pracowałam w komiksie na zmywaku), która podbija Londyn (byłam w Newcastle upon Tyne). To była tylko jedna z pierwszych „recenzji”, później było już dużo lepiej.
W Pytaniu na śniadanie byłam w tym samym czasie co Cezary Pazura. Siedzieliśmy razem przy wielkich lustrach, gdy robiono nam makijaż. Bardzo kuriozalne doświadczenie! Najlepiej wspominam jednak wywiad do wrocławskiej studenckiej gazety, której tytułu nie pamiętam. Chłopaki zabrali mnie na politechnikę do miejsca, gdzie stoją stare samoloty. Zrobili mi sesję zdjęciową, jak chodzę po tych samolotach, po skrzydłach, po wszystkim, spisali wywiad, a potem zrobili grilla. Bawiłam się doskonale!
W wywiadzie dla serwisu Booklips wspomniałaś, że podczas swojego wyjazdu do UK usłyszałaś „dość historii na jeszcze cztery takie komiksy”. Jestem ciekaw, dlaczego na fali takiego sukcesu Rozmówek, takiego hajpu nie zdecydowałaś się na zrobienie kontynuacji…
Anegdot z tego wyjazdu miałam mnóstwo i to pozwoliło mi zrobić selekcję. Dzięki temu do Rozmówek trafiły tylko najlepsze smaczki. Drugi komiks, z odrzuconymi historiami nie byłby taki dobry. Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie zrobić kolejnego komiksu, ale z historiami innych ludzi. Po spotkaniach autorskich ludzie na sali często mieli potrzebę podzielenia się ze mną tym, co im się przydarzyło na emigracji. Często było to dużo bardziej „hardcorowe” niż przypadki Agaty w Anglii.
Zastanawiałam się nad zostaniem samozwańczym dziennikarzem i stworzeniem czegoś, co pokazałoby szerszy obraz emigrantów, ale nigdy tego nie zrobiłam. Szczerze mówiąc, myślę, że byłam po prostu wykończona, i procesem rysowania, które był dla mnie bardzo ciężki, i tym całym medialnym zainteresowaniem.
Po ciąg dalszy wywiadu z Agatą Wawryniuk odsyłam Was na łamy Komiksopedii - wystarczy kliknąć w ten link lub w obrazek poniżej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz