środa, 19 czerwca 2013

#1314 - Córka Mendla. Pamiętnik

„Córka Mendla. Pamiętnik” to kolejna komiksowa opowieść o ocaleniu z zagłady. Jej autor, Martin Lemelman, opisuje wojenne losy swojej matki, Gusty. To kolejne wstrząsające, żydowskie świadectwo okrucieństw II Wojny Światowej. Nietypowe, pod wieloma względami.


W 1989 roku matka Lemelmana zdecydowała się opowiedzieć o tym, czego doświadczyła podczas wojny. Jej wspomnienia zostały nagrane, a po jej śmierci w 1996 roku Martin postanowił przekazać tę historię w formie powieści graficznej. Guście udało się przeżyć piekło Holocaustu, a jej syn unieśmiertelnił jej historię.

Losy Gusty rozpadają się na dwa rozdziały – przed i po. Życie w położonej na terenach obecnej Ukrainy Germakówki to żydowska idylla. Nad dzieciństwem spędzonym na polskiej prowincji, w cieniu wielkiego ogrodu („w którym rosły orzechy włoskie, dojrzewały wiśnie”) unosi się zapach flampletzle i smak fluden („ach, to było przepyszne, przepyszne! Dostawało się tylko mały kawałek!”). Nie ma mowy o antysemityzmie, nietolerancji, albo są one zepchnięte na margines szczęśliwego (choć nie zawsze łatwego) dzieciństwa. To świat, na który Gusta spogląda z nostalgią. Z sentymentem do żydowskiego świata, którego nie ma, do świata bezpowrotnie utraconego, którego jej syn (bo to przecież do niego kierowana była ta opowieść) nigdy już nie pozna.

Znamienne jest to, że wojenne losy Gusty rozpoczynają się nie w 1939, gdy radziecka armia rozpoczyna okupację wschodniej części ziem polskich, ale w dwa lata później. Rządy komunistycznego naczelnika, choć narzucone siłą, Gusta wspomina całkiem dobrze. Prawdziwa tragedia rozpoczyna się, gdy Hitler wypowiada wojnę Stalinowi. Los oszczędził mieszańcom Germakówki koszmaru frontu, ale rozpoczęły się żydowskie prześladowania. Na horyzoncie wydarzeń zaczyna majaczyć widmo gett i obozów koncentracyjnych. Dla Gusty to czas ukrywania się w lesie, ciągły strach i przede wszystkim uczucie dojmującego głódu, tak mocno skontrastowane z pierwszymi sytymi scenami.

Zresztą, bohaterka o armii czerwonej wypowiada się w sposób ciepły także później – w 1944 radzieccy żołnierze przynieśli jej przecież wolność. Z polskiej perspektywy to cokolwiek kontrowersyjny punkt widzenia, bo dla Rzeczpospolitej było to początek PRL`u. Niemniej drażliwym aspektem komiksu może być sposób, w jaki Gusta opowiada o Polakach. Dużo w jej narracji „pazernych chrześcijan”, którzy dybią na żydowski majątek, szmalcowników, przed którymi lepiej kryć się w lesie. Subiektywna narracja córki Mendla ma potencjał stać się kolejnym tekstem, przy którym polsko-żydowskie wojenki znowu ożyją.

Porównanie „Córki Mendla” z „Mausem” nasuwa się mimowolnie. Lemelman przepracowuje nie tylko rodzinną traumę, ale i mierzy się ze swoim kulturowym dziedzictwem, choć nie robi tego w tak ostentacyjny i bezkompromisowy sposób, jak Art Spiegelman. Punktem wyjścia dla obu historii jest gest spotkania ze swoim rodzicem. Dzieci tych, którzy przeżyli szoah chcą zrozumieć, co przeszli ich matki i ojcowie. Spiegelman i Lemelman tworzą jednak dwa skrajnie różne utwory. „Maus” to niezaprzeczalnie jedno z największych osiągnięć sztuki komiksu, które nie tylko uchwyciło specyfikę los tych, którzy przeżyli, ale doskonale zidentyfikowały problemy, z jakimi musi borykać się „drugie pokolenie”. Nie inaczej jest pod względem formalnym – wyrafinowany i na wskroś komiksowy Spiegelman to rzecz zupełnie inna niż, Lemelman.

Autor „Córki Mendla” nadał swojemu komiksowi bardzo mało komiksową formę. Zrezygnował z typowej dla kolorowych zeszytów dymków z tekstem i tradycyjnego podziału na kadry. Rysunki są bardzo statyczne, nie ma w nich dynamizmu tak charakterystycznego dla narracji obrazkowej. Przez ten brak ruchu utwór zdają się ciążyć bardziej ku tradycyjnej grafice. Całość z braku lepszego określenia można określić ilustrowaną prozą posługującą się jednak typową dla komiksu narracją. Ta rezygnacja z instrumentarium typowego dla tych niepoważnych historyjek obrazkowych sprawia wrażenie, jak gdyby autor odcinał się od kiczowatości i tandetności, która jest trwale wpisana w komiksowe tradycje.

Powieść graficzna Martina Lemelmana arcydziełem nie jest – to solidna, komiksowa robota. Momentami naprawdę chwytająca za gardło, ale pełne jakiegoś optymizmu. Wiary w to, że wszystko skończy się dobrze, że jakiś „boży anioł” pozwoli przetrwać to piekło.

Brak komentarzy: