poniedziałek, 27 lutego 2012

#0976 - Criminal vol.2 Lawless

"I think family is a trap... but i figure you already know that..."

Nie jest to według mnie przypadek, że to właśnie ten tom został opatrzony wstępem Franka Millera. W przeciwieństwie do "Coward" (klik albo klik), w "Lawless" związki z jego komiksami zostały zdecydowanie uwypuklone. Kilka razy w trakcie lektury przychodziło mi na myśl, że to on mógłby coś takiego napisać, że widzę tu nawet nie "Sin City", a "Rok Pierwszy" - ale w żadnym wypadku nie nazwałbym tego komiksu epigońskim, powiedziałbym raczej, że to przemyślany ukłon w stronę najlepszych prac starszego kolegi.


Widać, że Ed Brubaker korzysta z doświadczenia Millera, ale reprezentuje już następne pokolenie. Zresztą trzeba pamiętać, że wzorce obaj mieli te same. Klasyczne (i mniej klasyczne) kino noir wydaje się być workiem bez dna dla współczesnych twórców komiksowych. Pisząc o "Criminal" nie sposób ominąć ten temat, bo w wielu aspektach to twór bardzo filmowy. Główny bohater - dezerter chcący pomścić śmierć brata - zdaje się wręcz żywcem wyjęty z klasycznego filmu z Bogartem "Dead Reckoning", a fabuła wskazuje na inspirację niedocenionymi spadkobiercami Melville'a: Walterem Hillem i Mikiem Hodgesem. Mamy tu powrót po latach i zemstę kojarzącą się ewidentnie z "Get Carter", mamy kierowcę pracującego dla szajki przestępców, co kieruje nas na "Drivera" - ale to tylko mały odsetek, w trakcie lektury w głowie mnożą się tytuły które mogły inspirować Brubakera. Brak tu jednak popowej tarantinowszczyzny czy przykładania jakiejś szczególnej wagi do cytatu. Mimo oczywistych związków* ten komiks to nie pusta zabawa formą czy gatunkiem.

W recenzji pierwszej części "Criminal" wspominałem, że to komiks, który artystycznie nie dorasta do swych filmowych odpowiedników. W drugim tomie szala się jednak przechyla. Pod pretekstem napisania komiksu kryminalnego Brubaker pragnie coś ważnego powiedzieć i zdecydowanie nie chodzi tu tylko o wiarygodny obraz środowiska przestępczego (acz to też mu się nadzwyczaj dobrze udaje), a o los człowieczy. Poprzednim razem wspominałem też, że są to przepisane na współczesność szekspirowskie tragedie. Podtrzymuję to i uważam, że nie mogłem nic trafniejszego napisać o tym komiksie. To, co robi Brubaker w jakiś sposób przypomina to, co robił angielski dramaturg - czy, sięgając dalej, to co stosowały do napędzania fabuł greckie tragedie. Wątkiem spajającym poszczególne tomy serii stają się między innymi rodziny głównych bohaterów - co bardzo istotne, to klany zatwardziałych kryminalistów, ale nie potężni bossowie czy członkowie mafii, tylko pospolita szajka rabusiów. Jego postacie, jak i uniwersum które wykreował, posiadają rozbudowaną przeszłość - nad przekonywająco napisanymi bohaterami ciąży brzemię nie tylko wcześniejszych czynów, ale i traumy z dzieciństwa, grzechy ojców i fatum, od którego nie ma ucieczki. Na tym poziomie "Criminal" jest bardzo wiarygodne, posiada cechy świetnej powieści psychologicznej i nie sposób się z tym wszystkim czytelnikowi nie utożsamić. To winduje scenariusz Brubakera ponad gatunek, ponad kryminał w klasycznym rozumieniu, a rozbudowanie elementów obyczajowych ponad noir.

Również konstrukcja scenariusza wskazuje na to, że autor nie jest byle marvelowskim wyrobnikiem. Po mistrzowsku porusza się po czasie i przestrzeni, bardzo celnie i przekonująco stosuje narracyjne sztuczki. Na przykład, by zaostrzyć dramaturgię, niektóre punkty z linii fabularnej przedstawia wcześniej. To może w jakiś sposób kojarzyć się z wyeksploatowanymi środkami narracyjnymi postmodernizmu filmowego, ale wszystko jest tu tak nienachalne, że trudno ten komiks oskarżyć o tanie efekciarstwo. Warto się za to zastanowić, czy przypadkiem tarantinowska konwencja pisania scenariusza nie zaczerpnęła pewnych rozwiązań z komiksu, które teraz wracają do niego jak bumerang. W każdym razie, kiedy w filmie takie zagrywki stały się już dawno pretensjonalne, to w "Criminal" nie słychać ani jednej fałszywej nuty. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na "gościnne występy", które bardzo zgrabnie zespalają serię. Ten sam sposób stosował N.W. Refn budując uniwersum w swojej gangsterskiej trylogii "Pusher". Nam - czytelnikom komiksów - te sztuczki są znane od lat, spotykamy je, lepiej lub gorzej stosowane, w superbohaterskich cyklach.

Pomijając fantastyczne okładki, nie jest to seria, która od strony graficznej od razu zapiera dech w piersiach - ale muszę przyznać, że Sean Phillips już wciska się w panteon moich ulubionych rysowników. To twórca niepozorny, którego talent dostrzeżemy dopiero w trakcie lektury. Jego styl z jednej strony nawiązuje do starej szkoły komiksu amerykańskiego, z drugiej znajduję w nim coś z europejskich realistycznych rzemieślników. W jego sposobie narracji jest coś naturalnego, co przywołuje na myśl obcowanie z klasycznym, nienachalnym formalnie kinem. Mimo, że w założeniu rysuje "złych facetów z pistoletami", to nie popada w jakąś karykaturalną komiksowość - to nie millerowscy herosi z "Sin City", to zwykli ludzie, jak rysowany przez Davida Muzzucchelliego Gordon z "Roku Pierwszego". Brubaker ma szczęście - nie wyobrażam sobie, by na swej drodze mógł spotkać kogoś bardziej odpowiedniego do ilustrowania jego scenariuszy.

Kolory w "Criminal" nakłada Val Staples. Od razu mówię, że jestem przeciwnikiem komputerowego koloryzowania, ale tym razem nie mam innego wyboru, jak wypowiadać się o nich w samych superlatywach. Wygląda na to, że na przyjrzenie się bliżej jego pracy przyjdzie czas gdy skończę czytać już całe vol 1. Niemniej już w tej recenzji zaznaczę, że w drugim tomie tonacja całkowicie się zmieniła. O ile w "Coward" mieliśmy ciepłe barwy, kojarzące się z kinem lat siedemdziesiątych, to tu mamy zdecydowanie ciemne kolory - które może nie mają sięgać do ekspresjonistycznego noir, ale sprawują podobną funkcję, bo podkreślają ponurą atmosferę opowieści.

Ta seria zaczyna pretendować do miana jednej z moich ulubionych. Zresztą ten tom przypomniał mi, dlaczego czytam komiksy. Jak już wspominałem ostatnim razem, "Criminal" radzi sobie z konwencją sensacyjną lepiej, niż większość współczesnego kina. Gdy pierwszy raz otworzyłem "Lawless", miałem wypieki na twarzy - na pierwszej stronie widniał cytat z piosenki Townesa Van Zandta. Nie wiem, czy istnieje dzisiaj lepszy sposób, żeby mnie kupić. Brubaker to podstępny drań, dobrze wiedział, jaki typ człowieka sięgnie po drugi tom ... ale to też chyba trochę tak, że niektóre komiksy są nam przeznaczone.

*szczególnie ze "Wściekłymi Psami" - ale to też dlatego, że to jedyny film Tarantino w którym postacie posiadają solidnie zarysowaną głębię psychologiczną.

Brak komentarzy: