W naszym cyklu poświęconym Alanowi Moore'owi już po raz drugi gościmy Jerzego Łanuszewskiego na naszych łamach. Tym razem Gordon wziął na warsztat niewielkich rozmiarów historię, ale z różnych powodów, o których można przeczytać poniżej, całkiem interesującą. A to nie ostatni z tekstów poświęconych Mistrzowi z Northampton, i nie ostatni napisany przez gościa...
Komiksów nawiązujących do twórczości Howarda Phillipsa Lovecrafta powstało multum. Dość wspomnieć te, które ukazały się na naszym rynku – "Lovecraft" z serii "Obrazy Grozy", "Hellboy", "Dylan Dog", czy rodzima "Josephine" Clarence'a Weatherspoona. Dziwnym więc nie jest, że i Alan Moore dołożył kilka cegiełek do bluźnierczego świata Mitów Cthulhu. Pewne nawiązania można było zauważyć w drugim tomie "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów" i w "Black Dossier". Powstała też seria tekstów czysto lovecraftowskich pod tytułem "Yuggoth cultures", które Anthony Johnston zaadaptował do formy scenariusza komiksowego. W tym zbiorze miał pierwotnie ukazać się "Alan Moore's The Courtyard", ale ostatecznie wyszła z tego oddzielnie wydana, dwuzeszytowa historia.
Agent federalny prowadzi śledztwo w sprawie trzech dziwnych, pozornie ze sobą związanych morderstw. Trop prowadzi do klubu Zothique i nowego narkotyku o nazwie Aklo. Trudno napisać coś więcej, by za bardzo nie zdradzić fabuły – to naprawdę krótka historia.
Oprócz "lovecraftowatości" samej historii, Moore niejednokrotnie mruga do czytelnika: "Ja znam Lovecrafta na wyrywki i ty też. Więc pobawmy się trochę. Niech wystąpi zespół Ulthar Cats, z wokalistką nazywającą się Randolph Carter. Niech grają kawałek zatytułowany Zann Variations. Bawimy się? Bawimy się. A zaraz będzie strasznie." I rzeczywiście jest. Mimo współczesnych dekoracji, Moore doskonale oddał ducha opowieści Samotnika z Providence. Idealnie uchwycił to, o co chodziło Lovecraftowi - kosmiczną grozę, kruchość ludzkiego umysłu, szaleństwo dopadające tych, którzy odważyli się sięgnąć po wiedzą dla nich nieprzeznaczoną.
Trochę gorzej jest z rysunkami. Jacen Burrows, etatowy ilustrator wydawnictwa Avatar Press ("Chronicles of Wormwood", "Crossed") jest grafikiem przyzwoitym, ale zupełnie nie radzi sobie z przedstawianiem bluźnierczych i nieopisywalnych istot z otchłani kosmosu. Jego styl jest zbyt czysty i naturalistyczny, a tu przydałaby się nutka szaleństwa, trochę tajemniczości, niedopowiedzeń...
"Alan Moore's The Courtyard" jest pozycją dobrą, jednak przeznaczoną głównie dla miłośników twórczości Lovecrafta. A ci, którzy miłośnikami nie są? Może wreszcie powinni nimi zostać?
Komiksów nawiązujących do twórczości Howarda Phillipsa Lovecrafta powstało multum. Dość wspomnieć te, które ukazały się na naszym rynku – "Lovecraft" z serii "Obrazy Grozy", "Hellboy", "Dylan Dog", czy rodzima "Josephine" Clarence'a Weatherspoona. Dziwnym więc nie jest, że i Alan Moore dołożył kilka cegiełek do bluźnierczego świata Mitów Cthulhu. Pewne nawiązania można było zauważyć w drugim tomie "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów" i w "Black Dossier". Powstała też seria tekstów czysto lovecraftowskich pod tytułem "Yuggoth cultures", które Anthony Johnston zaadaptował do formy scenariusza komiksowego. W tym zbiorze miał pierwotnie ukazać się "Alan Moore's The Courtyard", ale ostatecznie wyszła z tego oddzielnie wydana, dwuzeszytowa historia.
Agent federalny prowadzi śledztwo w sprawie trzech dziwnych, pozornie ze sobą związanych morderstw. Trop prowadzi do klubu Zothique i nowego narkotyku o nazwie Aklo. Trudno napisać coś więcej, by za bardzo nie zdradzić fabuły – to naprawdę krótka historia.
Oprócz "lovecraftowatości" samej historii, Moore niejednokrotnie mruga do czytelnika: "Ja znam Lovecrafta na wyrywki i ty też. Więc pobawmy się trochę. Niech wystąpi zespół Ulthar Cats, z wokalistką nazywającą się Randolph Carter. Niech grają kawałek zatytułowany Zann Variations. Bawimy się? Bawimy się. A zaraz będzie strasznie." I rzeczywiście jest. Mimo współczesnych dekoracji, Moore doskonale oddał ducha opowieści Samotnika z Providence. Idealnie uchwycił to, o co chodziło Lovecraftowi - kosmiczną grozę, kruchość ludzkiego umysłu, szaleństwo dopadające tych, którzy odważyli się sięgnąć po wiedzą dla nich nieprzeznaczoną.
Trochę gorzej jest z rysunkami. Jacen Burrows, etatowy ilustrator wydawnictwa Avatar Press ("Chronicles of Wormwood", "Crossed") jest grafikiem przyzwoitym, ale zupełnie nie radzi sobie z przedstawianiem bluźnierczych i nieopisywalnych istot z otchłani kosmosu. Jego styl jest zbyt czysty i naturalistyczny, a tu przydałaby się nutka szaleństwa, trochę tajemniczości, niedopowiedzeń...
"Alan Moore's The Courtyard" jest pozycją dobrą, jednak przeznaczoną głównie dla miłośników twórczości Lovecrafta. A ci, którzy miłośnikami nie są? Może wreszcie powinni nimi zostać?
1 komentarz:
chcę.
Prześlij komentarz