Komiksy z serii "X-Men" nie były pierwszymi kolorowymi zeszytami, po które sięgnąłem. Przed 1992 rokiem czytałem (czy raczej oglądałem, bo dopiero na komiksach uczyłem się składać litery) fascynujące "Thorgale", pierwsze "Spider-Many" czy "Punishery". Ale to właśnie do mutantów Marvela zapałałem moją pierwszą, komiksową miłością.
Doskonale pamiętam pierwszy numer. Ubrani w pstrokate kostiumy superherosi z fantastycznymi mocami i ich "większe niż życie" przygody od razu mnie zauroczyły. Czego od komiksów mógł chcieć kilkuletni szkrab łaknący comiesięcznej dawki niesamowitości? Mutanci okazali się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Dopiero z czasem na nowo odkryłem resztę Ameryki – przebojowego Człowieka Pająka, nastrojowego Mrocznego Rycerza w wersji Granta i Breyfogle'a i Punishera, konkurującego z męskim kinem w formacie VHS. Później były "Produkt", "Slaine", "Jeż Jerzy" i tak to z tymi komiksikami poszło. A wszystko zaczęło się uchodzących dziś za klasykę "Uncanny X-Men" w wersji Chrisa Claremonta i Johna Byrne'a.
Zamiast wstępu do nowego czwartkowego cyklu, krótkiego zarysu historii komiksów z iksem w tytule, chciałbym zafundować sobie małą wycieczkę w przeszłość. Do tych nieodżałowanych czasów, kiedy w każdym kiosku można było kupić komiks za pięć złotych. W zestawieniu dziesięciu najlepszych x-pozycji, jakie ukazały się na polskim rynku siłą rzeczy musiały dominować rzeczy wydane przez TM-Semic, bo inne wydawnictwa (Egmont, Mandragora, Axel Springer, a ostatnio Mucha Comics) jedynie okazjonalnie sięgały po przygody Wolverine'a i spółki.
Przy sporządzaniu listy najlepszych komiksów zmutowanych, trudno było mi przyjąć jakieś dobre, formalne kryterium. Bo jak dobrać wspólny mianownik dla rodziny komiksów, które prawie od dwudziestu lat wydawane były w najróżniejszych formatach? Od klasycznych, 24-stronicowych zeszytów, przez liczące dwa razy więcej "semiki", aż po edycje w twardych oprawach i zbiorcze essentiale. Niekiedy daną historię bardzo trudno przykroić do objętości trejda czy mini-serii, czasem chciałem wyróżnić jedną, konkretną historię, a innym razem – cały run.
Postanowiłem więc nie zwracać na to większej uwagi i wyróżnić po prostu dziesięć najlepszych historii. Oto i one:
10. "Sąd nad Magneto" ("The Trial of Magneto"); "X-Men" #09 (5/93), wyd. TM-Semic
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz) i John Romita Jr. (rysunek)
"Sąd nad Magneto" to jedna z tych zakurzonych perełek, które odnajdujemy w starym pudle z Semikami, przy okazji wiosennych porządków. Komiks, który w swoim czasie nie zwrócił na siebie niczym uwagi i przeszedł zupełnie bez echa, nie licząc pewnych kontrowersji związanych z umiejscowieniem jego akcji także w Polsce, dziś prezentuje się bardzo korzystnie. Role w tym sądowym dramacie zostały bezbłędnie rozpisane przez Claremonta. Trawiony chorobą Charles Xavier występuje w roli obrońcy skruszonego Magneto, który przed międzynarodowym trybunałem sprawiedliwości odpowiada za swoje zbrodnie przeciw ludzkości. W pozostałych rolach występuje para pragnących zemsty Niemców, francuski prokurator, pani mecenas żydowskiego pochodzenia i radziecki pułkownik w roli świadka. Sceny z rozprawy przeplatane są potyczkami X-Menów, więc obok retorycznych popisów nie braknie również typowej dla trykociarzy akcji. Do wysokiego poziomu Claremonta dostosował się John Romita młodszy, znajdujący się wówczas w wyśmienitej formie.
9. "Plan X-Terminacji" ("X-Tinction Agenda"); "X-Men" #14-15 (4-5/94), wyd. TM-Semic
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz) i Jim Lee (rysunek)
W roli regularnego rysownika X'ów Jim Lee miał prawdziwe wejście smoka. "Plan X-Terminacji" stanowi jeden z najlepszych crossoverów z mutantami w roli głównej. Szkoda, że w polskiej wersji został fatalnie przykrojony do trylogii z koszmarnie uciętą końcówką. Dlatego też klasyfikuje go oczko niżej od "Upadku Mutantów", nieco lepiej potraktowanego przez redaktorów Semika. Te dwa wiosenne numery były prawdziwym przeskokiem w historii mutantów z lat osiemdziesiątych, do dziewięćdziesiątych, zgodnie zresztą z krzyczącym sloganem na okładce ("nowa generacja mutantów!"). Historię o holocauście mutantów zorganizowanym przez fikcyjny afrykański kraj Genoshy brawurowo zilustrował Lee – czegoś takiego w komiksie jeszcze nie było. Fabularnie momenty też były, i to jakie! Pojedynek Archangela z Wolverinem, przerażający Cameron Hodge, polski debiut Cable'a i naśladująca Bruce'a Willisa Jubilee.
8. "Upadek Mutantów" ("The Fall of the Mutants"); "X-Men" #12-13 (2-3/94), wyd. TM Semic
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz) i Marc Silvestri (rysunek)
Wedle dzisiejszych standardów "Upadek Mutantów" uchodziłby za event pełną gębą. Crossover, w który zamieszane były właściwie wszystkie ważniejsze x-tytuły, opowiadał o walce mutantów z Adversarym, istotą pragnącą zniszczyć naszą rzeczywistość. Polskie wydanie tej historii oczywiście skupiło się na roli X-Men, występujących w dość nietypowym składzie ze Strom, Forgem, Wolverinem, Collosussem, Rogue i Havokiem w rolach głównych. W komiksie najbardziej ujmuje rozmach historii, udzielająca się atmosfera końca świata, zwieńczona bardzo dobrym finałem, co w przypadku takich dużych historii zawsze bywa równie dużą bolączką. Nie zdradzę chyba żadnej tajemnicy, że ostatecznie X-Menom udało się przeżyć, ale tym razem zostało to w miarę logicznie uzasadnione. Kolejny, dobry skrypt Claremonta na liście, solidnie zilustrowany przez dopiero wschodzącą gwiazdę Marka Silvestriego.
7. "Wolverine" mini-seria, wyd. Egmont
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz), Frank Miller (rysunki)
Miałem bardzo duże oczekiwania wobec wspólnego projektu dwóch supergwiazd amerykańskiego komiksu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, Chrisa Claremonta i Franka Millera. I chociaż nie wszystkie zostały spełnione, opowieść o podróży Logana do Japonii, wciąż pozostaje pozycją godną uwagi w mutanckiej bibliografii. Pomimo upływu czasu i sporej warstwy kurzu pokrywającej ten album, jego lektura wciąż sprawia sporo satysfakcji. Miller ze swojego okresu pracy w Marvelu rysował bardzo klasycznie, co mogło się podobać. Claremont do tajemniczej biografii Wolverine'a dopisał romantyczny epizod z kraju kwitnącej wiśni i pokazał go z nieco innej, do tej pory nieznanej strony.
6. "Wolverine: Origin"; sześć zeszytów, 9/2002-4/2003, wyd. Mandragora
Autorzy: Paul Jenkins (scenariusz), Andy Kubert (rysunki), Richard Isanove (kolory)
Tajemnica pochodzenia Wolverine'a, zdecydowanie najpopularniejszego z mutantów, przez wiele lat była przedmiotem dociekań i spekulacji fanów. Kiedy Joe Quesada i Bill Jemas zdecydowali się zdradzić historię jego przeszłości, zagwarantowali sobie tłumy fanów z pochodniami demonstrującymi swoje niezadowolenie pod siedzibą Domu Pomysłów i kontrowersje "łamiące Internet w pół". Według mnie, przesiąknięty amerykańskim duchem "Origin" wyszedł świetnie. Paul Jenkins, przerywający hegemonię Claremonta na mojej liście, wespół z Andy'm Kubertem i Richardem Isanove, stanęli na wysokości zadania, wzbogacając i tak interesującą Logana o jego narodziny. Pisząc "interesującą", mam oczywiście na myśli te odległe czasy, zanim Rosomak ciągnął trzy solowe tytuły i nie pojawiał się w kolejnych dziesięciu, by robić tłok w panelach i od czasu do czasu wysunąć pazury i mruknąć coś srogiego.
5. Pakiet "Życie/Śmierć" i "Ranny Wilk" ("Lifedeath" i "Wounded Wolf"); "X-Men" #07-08 (2-3/93), wyd. TM-Semic
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz) i Barry Windsor-Smith (scenariusz i rysunki)
Reakcjom czytelników na X-Menów w wersji Barry'ego Windsora-Smitha daleko było od zachwytów, w kolumnach z listami przeważały raczej negatywne recenzje. "Patetyczne romansidło" to jedno z lżejszych określeń, które wtedy padały. A "Ranny Wilk" i "Życie/Śmierć" były dwiema spokojnymi, obyczajowymi historiami skupionymi odpowiednio na bestii tkwiącej w Loganie i skomplikowanym związku Ororo Munroe z Forgem. Scenariuszowo może nie zachwycały, ale jak były narysowane! Myślę, że BWS doczeka się jeszcze rehabilitacji, jako jeden z mistrzów komiksu amerykańskiego i będzie stawiany w jednym rzędzie z takim tuzami, jak Bill Sienkiewicz czy Frank Miller. Jeśli już tak nie jest. A na tej liście będzie jeszcze miejsce, aby rozpływać się nad geniuszem tego twórcy…
4. Seria "Astonishing X-Men vol.3", wyd. Mucha Comics
Autorzy: Joss Wheadon (scenariusz) i John Cassaday (rysunki)
Doskonale pamiętam pierwszy numer. Ubrani w pstrokate kostiumy superherosi z fantastycznymi mocami i ich "większe niż życie" przygody od razu mnie zauroczyły. Czego od komiksów mógł chcieć kilkuletni szkrab łaknący comiesięcznej dawki niesamowitości? Mutanci okazali się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Dopiero z czasem na nowo odkryłem resztę Ameryki – przebojowego Człowieka Pająka, nastrojowego Mrocznego Rycerza w wersji Granta i Breyfogle'a i Punishera, konkurującego z męskim kinem w formacie VHS. Później były "Produkt", "Slaine", "Jeż Jerzy" i tak to z tymi komiksikami poszło. A wszystko zaczęło się uchodzących dziś za klasykę "Uncanny X-Men" w wersji Chrisa Claremonta i Johna Byrne'a.
Zamiast wstępu do nowego czwartkowego cyklu, krótkiego zarysu historii komiksów z iksem w tytule, chciałbym zafundować sobie małą wycieczkę w przeszłość. Do tych nieodżałowanych czasów, kiedy w każdym kiosku można było kupić komiks za pięć złotych. W zestawieniu dziesięciu najlepszych x-pozycji, jakie ukazały się na polskim rynku siłą rzeczy musiały dominować rzeczy wydane przez TM-Semic, bo inne wydawnictwa (Egmont, Mandragora, Axel Springer, a ostatnio Mucha Comics) jedynie okazjonalnie sięgały po przygody Wolverine'a i spółki.
Przy sporządzaniu listy najlepszych komiksów zmutowanych, trudno było mi przyjąć jakieś dobre, formalne kryterium. Bo jak dobrać wspólny mianownik dla rodziny komiksów, które prawie od dwudziestu lat wydawane były w najróżniejszych formatach? Od klasycznych, 24-stronicowych zeszytów, przez liczące dwa razy więcej "semiki", aż po edycje w twardych oprawach i zbiorcze essentiale. Niekiedy daną historię bardzo trudno przykroić do objętości trejda czy mini-serii, czasem chciałem wyróżnić jedną, konkretną historię, a innym razem – cały run.
Postanowiłem więc nie zwracać na to większej uwagi i wyróżnić po prostu dziesięć najlepszych historii. Oto i one:
10. "Sąd nad Magneto" ("The Trial of Magneto"); "X-Men" #09 (5/93), wyd. TM-Semic
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz) i John Romita Jr. (rysunek)
"Sąd nad Magneto" to jedna z tych zakurzonych perełek, które odnajdujemy w starym pudle z Semikami, przy okazji wiosennych porządków. Komiks, który w swoim czasie nie zwrócił na siebie niczym uwagi i przeszedł zupełnie bez echa, nie licząc pewnych kontrowersji związanych z umiejscowieniem jego akcji także w Polsce, dziś prezentuje się bardzo korzystnie. Role w tym sądowym dramacie zostały bezbłędnie rozpisane przez Claremonta. Trawiony chorobą Charles Xavier występuje w roli obrońcy skruszonego Magneto, który przed międzynarodowym trybunałem sprawiedliwości odpowiada za swoje zbrodnie przeciw ludzkości. W pozostałych rolach występuje para pragnących zemsty Niemców, francuski prokurator, pani mecenas żydowskiego pochodzenia i radziecki pułkownik w roli świadka. Sceny z rozprawy przeplatane są potyczkami X-Menów, więc obok retorycznych popisów nie braknie również typowej dla trykociarzy akcji. Do wysokiego poziomu Claremonta dostosował się John Romita młodszy, znajdujący się wówczas w wyśmienitej formie.
9. "Plan X-Terminacji" ("X-Tinction Agenda"); "X-Men" #14-15 (4-5/94), wyd. TM-Semic
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz) i Jim Lee (rysunek)
W roli regularnego rysownika X'ów Jim Lee miał prawdziwe wejście smoka. "Plan X-Terminacji" stanowi jeden z najlepszych crossoverów z mutantami w roli głównej. Szkoda, że w polskiej wersji został fatalnie przykrojony do trylogii z koszmarnie uciętą końcówką. Dlatego też klasyfikuje go oczko niżej od "Upadku Mutantów", nieco lepiej potraktowanego przez redaktorów Semika. Te dwa wiosenne numery były prawdziwym przeskokiem w historii mutantów z lat osiemdziesiątych, do dziewięćdziesiątych, zgodnie zresztą z krzyczącym sloganem na okładce ("nowa generacja mutantów!"). Historię o holocauście mutantów zorganizowanym przez fikcyjny afrykański kraj Genoshy brawurowo zilustrował Lee – czegoś takiego w komiksie jeszcze nie było. Fabularnie momenty też były, i to jakie! Pojedynek Archangela z Wolverinem, przerażający Cameron Hodge, polski debiut Cable'a i naśladująca Bruce'a Willisa Jubilee.
8. "Upadek Mutantów" ("The Fall of the Mutants"); "X-Men" #12-13 (2-3/94), wyd. TM Semic
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz) i Marc Silvestri (rysunek)
Wedle dzisiejszych standardów "Upadek Mutantów" uchodziłby za event pełną gębą. Crossover, w który zamieszane były właściwie wszystkie ważniejsze x-tytuły, opowiadał o walce mutantów z Adversarym, istotą pragnącą zniszczyć naszą rzeczywistość. Polskie wydanie tej historii oczywiście skupiło się na roli X-Men, występujących w dość nietypowym składzie ze Strom, Forgem, Wolverinem, Collosussem, Rogue i Havokiem w rolach głównych. W komiksie najbardziej ujmuje rozmach historii, udzielająca się atmosfera końca świata, zwieńczona bardzo dobrym finałem, co w przypadku takich dużych historii zawsze bywa równie dużą bolączką. Nie zdradzę chyba żadnej tajemnicy, że ostatecznie X-Menom udało się przeżyć, ale tym razem zostało to w miarę logicznie uzasadnione. Kolejny, dobry skrypt Claremonta na liście, solidnie zilustrowany przez dopiero wschodzącą gwiazdę Marka Silvestriego.
7. "Wolverine" mini-seria, wyd. Egmont
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz), Frank Miller (rysunki)
Miałem bardzo duże oczekiwania wobec wspólnego projektu dwóch supergwiazd amerykańskiego komiksu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, Chrisa Claremonta i Franka Millera. I chociaż nie wszystkie zostały spełnione, opowieść o podróży Logana do Japonii, wciąż pozostaje pozycją godną uwagi w mutanckiej bibliografii. Pomimo upływu czasu i sporej warstwy kurzu pokrywającej ten album, jego lektura wciąż sprawia sporo satysfakcji. Miller ze swojego okresu pracy w Marvelu rysował bardzo klasycznie, co mogło się podobać. Claremont do tajemniczej biografii Wolverine'a dopisał romantyczny epizod z kraju kwitnącej wiśni i pokazał go z nieco innej, do tej pory nieznanej strony.
6. "Wolverine: Origin"; sześć zeszytów, 9/2002-4/2003, wyd. Mandragora
Autorzy: Paul Jenkins (scenariusz), Andy Kubert (rysunki), Richard Isanove (kolory)
Tajemnica pochodzenia Wolverine'a, zdecydowanie najpopularniejszego z mutantów, przez wiele lat była przedmiotem dociekań i spekulacji fanów. Kiedy Joe Quesada i Bill Jemas zdecydowali się zdradzić historię jego przeszłości, zagwarantowali sobie tłumy fanów z pochodniami demonstrującymi swoje niezadowolenie pod siedzibą Domu Pomysłów i kontrowersje "łamiące Internet w pół". Według mnie, przesiąknięty amerykańskim duchem "Origin" wyszedł świetnie. Paul Jenkins, przerywający hegemonię Claremonta na mojej liście, wespół z Andy'm Kubertem i Richardem Isanove, stanęli na wysokości zadania, wzbogacając i tak interesującą Logana o jego narodziny. Pisząc "interesującą", mam oczywiście na myśli te odległe czasy, zanim Rosomak ciągnął trzy solowe tytuły i nie pojawiał się w kolejnych dziesięciu, by robić tłok w panelach i od czasu do czasu wysunąć pazury i mruknąć coś srogiego.
5. Pakiet "Życie/Śmierć" i "Ranny Wilk" ("Lifedeath" i "Wounded Wolf"); "X-Men" #07-08 (2-3/93), wyd. TM-Semic
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz) i Barry Windsor-Smith (scenariusz i rysunki)
Reakcjom czytelników na X-Menów w wersji Barry'ego Windsora-Smitha daleko było od zachwytów, w kolumnach z listami przeważały raczej negatywne recenzje. "Patetyczne romansidło" to jedno z lżejszych określeń, które wtedy padały. A "Ranny Wilk" i "Życie/Śmierć" były dwiema spokojnymi, obyczajowymi historiami skupionymi odpowiednio na bestii tkwiącej w Loganie i skomplikowanym związku Ororo Munroe z Forgem. Scenariuszowo może nie zachwycały, ale jak były narysowane! Myślę, że BWS doczeka się jeszcze rehabilitacji, jako jeden z mistrzów komiksu amerykańskiego i będzie stawiany w jednym rzędzie z takim tuzami, jak Bill Sienkiewicz czy Frank Miller. Jeśli już tak nie jest. A na tej liście będzie jeszcze miejsce, aby rozpływać się nad geniuszem tego twórcy…
4. Seria "Astonishing X-Men vol.3", wyd. Mucha Comics
Autorzy: Joss Wheadon (scenariusz) i John Cassaday (rysunki)
O trzeciej serii "Astonishing X-Men" będę pisał jeszcze w osobnym tekście. W tym miejscu tylko wspomnę, że Joss Wheadon i John Cassaday udowodnili, że w XXI wieku wciąż da się zrobić naprawdę dobry x-komiks, nawiązując przy tym do najlepszych, claremontowskich tradycji. Nieco gorzej wyszła kontynuacja "AXM" pisana przez Warrena Ellisa, który przyzwyczaił mnie, że umie pisać przygody umięśnionych mężczyzn w kolorowych trykotach, co nie jest wcale takie powszednie wśród scenarzystów, którzy markę wyrobili sobie w Vertigo lub na scenie niezależnej. Najnowszą serią "Astonishing" przygotują Daniel Way i Jason Pearson.
3. "X-Men" vol.2 #1-7; "X-Men" #23-26 (1/95-4/95)
Autorzy: Chris Claremont (scenariusz) i Jim Lee (rysunki)
Po tym, co Jim Lee pokazał w polskich "X-Menach" nie sądziłem, że można jeszcze lepiej, więc pierwsze numery serii z 1995 roku były dla mnie prawdziwym szokiem. Dziś rysunki do drugiego miesięcznika z mutantami nie robią może już takiego wrażenia jak dawniej, ale wciąż prezentują się korzystnie. Komiks, który w Ameryce bił rekordy popularności, sprzedając się w rekordowych, jak na zeszytówkę, nakładach sięgających 9 milionów egzemplarzy, opowiadał o trzeciej generacji mutantów (jeśli przyjmiemy, że pierwszą był oryginalny skład Lee i Kirby'ego, drugą "All New, All Different" Claremonta i Byrne'a, czwartą "New X-Men" Granta Morrisona, a jak na razie piątą i ostatnią – "Astonishing X-Men" Wheadona i Cassaday'a). Recepta Claremonta i Lee na sukces była prosta – więcej, szybciej i jeszcze efektowniej. I chwyciło!
2. "Weapon X"; "Mega Marvel" #05 (4/94)
Autor: Barry Windsor-Smith (scenariusz i rysunki)
Pierwszy, klasyczny origin Wolverine'a, wyjaśniający jak Logan wszedł w posiadanie swoich nasyconych adamantium pazurów. Jako scenarzysta Windsor-Smith nie umiał może wyjść poza schemat opowieści o walce Logana z rodzącą się w nim bestią i okrucieństwie, jakich dopuszczali się naukowcy w pracy nad Bronią X, ale jako grafik udowodnił, że jest jednym z najwybitniejszych współczesnych artystów komiksów. Tak, jak "Weapon X" jest prawdziwą perełką wśród innych, w zasadzie bardzo do siebie podobnych x-komiksów, tak BWS to artysta pełną gębą, a nie żaden komiksowy wyrobnik, jakich wielu wśród rysujących przygody X-Menów.
1. "Dark Phoenix Saga"; "X-Men" #01-05 (1/92-1/93), wyd. TM-Semic
Autorzy: Chris Claremont i John Byrne (scenariusz) i John Byrne (rysunki)
1. "Dark Phoenix Saga"; "X-Men" #01-05 (1/92-1/93), wyd. TM-Semic
Autorzy: Chris Claremont i John Byrne (scenariusz) i John Byrne (rysunki)
Nie wybrałem "Dark Phoenix Sagi" przez pryzmat mojego dziecięcego sentymentu. Dzieło Claremonta i Byrne'a to wciąż cholernie dobry komiks, w którym jest wszystko, co być powinno w takim utworze. Kosmiczne dekoracje w fantastycznym retrofuturystycznym stylu, superbohaterskie ratowanie wszechświata, sentymentalny wątek miłosny, a całość zwieńczona została znakomitym, chwytającym za gardło finałem, godnym greckiej tragedii. Claremont wspiął się na wyżyny swoich możliwości, a Byrne dołączył do szeregu klasyków amerykańskiej kreski, takich jak Jack Kirby, Steve Ditko czy George Perez. Po dziś dzień uwielbiam jego szlachetną kreskę z tamtego okresu i stanowi dla mnie archetyp amerykańskiego stylu rysowania komiksów.
6 komentarzy:
Świetna inicjatywa.
Lubię X-Menów, acz nie znam wielu komiksów. Sprawdzę nieznane mi pozycje z listy.
Do kolejnego czwartku! Na pewno zaglądnę!
Bardzo fajny pomysł na cykl. Aż ciekaw jestem co sie z tego wykluje :)
Brak Essa Wolviego 1 - moim zdaniem najlepszy w PL komiks z tym wszędobylskim bucem. Kryminalne zagadki + bohaterowie drugiego planu. "New X-Men" Morrisona i Quitely'ego tez byli fajni - brzydcy, te końskie ryje.
Ciekawy cykl się zapowiada :)
Dla mnie w tym zestawieniu brakuje "X-Cutioner's Song" i przede wszystkim X-Men 7/1996 (Lobdell, Bachalo) w którym znalazł się materiał z premierowego numeru X-Men Unlimited.
"Lifedeath" i "Wounded Wolf" znalazły się w jednym numerze, 3/93 czyli w siódmym wydanym na naszym rynki x-komiksie. Czyli i numerację i okładkę trzeba poprawić;)
... a w 4/93 znalazł się dalszy ciąg historii ze Storm "Lifedeath 2" zatytułowany, albo tylko reklamowany w taki sposób. I właśnie to "głupie romansidło" tak bardzo mnie się spodobało!
Prześlij komentarz