W oczekiwaniu na najnowsze wydanie Wywiadówki, w którym wystąpi Edvin Woliński, przypominamy na naszych łamach rozmowę przeprowadzaną z Rafałem Skarżyckim, pisarzem, scenarzystą, filozofem, prozaikiem. W roli wywiadowcy wystąpił jak zwykle Tomasz Kontny. Zapraszamy do lektury! Tomasz Kontny: Jak zaczęła się Twoja przygoda z komiksem? Co pchnęło cię do pisania scenariuszy komiksowych? I dlaczego akurat komiksowych, a nie filmowych czy teatralnych?
Rafał Skarżycki: Przypuszczalnie tak jak większość, zetknąłem się z komiksem jako dziecko. Czytanie komiksów było dla mnie tak samo naturalne, jak czytanie książek. Dość wcześnie poczułem też potrzebę tworzenia historii podobnych do tych, które czytałem – tyle, że na polu komiksowym natknąłem się na poważną przeszkodę: nie umiem rysować… Tę przeszkodę udało mi się pokonać dopiero w liceum – tam spotkałem Tomka Leśniaka, który potrafił rysować, ale miał problem z wymyślaniem historii. W naturalny sposób połączyliśmy siły i tak zaczęła się moja przygoda z pisaniem scenariuszy komiksowych (przy czym nie zrezygnowałem z innej aktywności pisarskiej).
Które dzieła wywarły na Ciebie największy wpływ, kto jest Twoim pisarskim wzorem? Opowiedz o swoich inspiracjach, również tych pozakomiksowych.
Za długo by wymieniać – tym bardziej, że z większości wpływów zapewne nie zdaję sobie nawet sprawy. Jeżeli chodzi o komiks, to na pewno dużo zawdzięczam Tadeuszowi Baranowskiemu, Papciowi Chmielowi i Januszowi Chriście.
Trzy najlepsze komiksy, które przychodzą Ci do głowy zawsze, kiedy ktoś budzi Cię w nocy i zadaje takie głupie pytanie?
Nie budzę się w nocy.
Pamiętasz swój pierwszy scenariusz? O czym był, jak oceniasz go z perspektywy czasu?
Pamiętam pierwszy scenariusz, który napisałem (a dokładniej: narysowałem) dla Tomka. Był o walce Jeża Jerzego ze smokiem. Z perspektywy czasu nie podoba się ani trochę.
Pierwsze scenariusze pisałeś intuicyjnie, czy opierając się o teoretyczną, książkową wiedzę?
Pierwsze scenariusze rysowałem. To był absolutny żywioł. Nawet nie wpadło mi do głowy, żeby szukać jakichś teoretycznych ram (z tego co wiem, nie ma żadnych podręczników pisania scenariuszy komiksowych). Po prostu rysowałem komiks tak, jak umiałem, a Tomek to potem przerysowywał. Ponieważ było to dla mnie strasznie męczące, w pewnym momencie zamiast rysować zacząłem wyłącznie pisać. Forma narzuciła się sama – wynikała po prostu z potrzeb moich i rysownika.
Masz jakieś własne, specyficzne metody pracy nad scenariuszem? Opowiedz o kolejnych etapach pisania.
Nie potrafię wyróżnić jednego modelu pracy. W zależności od projektu, nastroju, oporu tekstu i tym podobnych, stosuję różne podejścia. Mam silne przekonanie, że metoda jest czymś skrajnie indywidualnym i nie ma większego znaczenia – i tak rozliczani jesteśmy za efekt końcowy, a nie za to, że pisząc np. stoimy na głowie (jeśli to komuś pomaga pisać dobre scenariusze, niech sobie stoi). W najbardziej ogólny sposób mogę wskazać trzy fazy pracy obecne niezależnie od innych metod. Pierwsza to tworzenie. Druga to czytanie, tego co się napisało. Trzecia poprawianie – czyli znowu tworzenie. Szczególnie mocno trzeba się zaprzyjaźnić z fazą numer dwa i trzy.
Masz jakieś ulubione cechy, którymi zwykłeś obdarzać wymyślone postacie, ulubione motywy, do których wracasz w kolejnych scenariuszach?
To pytanie do teoretyka.
Piszesz scenariusze w postaci luźniejszych opowiadań czy precyzyjnie rozpisanych kadrów? Opracowujesz storyboardy czy tylko sugerujesz rozmiar kadrów?
Najczęściej rozpisuję historię na kadry – oczywiście, ze świadomością, że ostateczna decyzja co do kadrowania należy do rysownika. Dzięki temu łatwiej zapanować nad objętością, wyobrażeniem sobie gotowej strony.
Częściej planujesz całą historię w głowie, a dopiero potem siadasz do rozpisywania jej na kadry, czy pozwalasz jej żyć, rozwijać się wraz z każdą kolejną stroną bez całościowego planu?
Trudno o regułę. Można powiedzieć, że moją regułą w tej sprawie jest brak reguły. Po prostu podążam za tym, co mi w danym momencie dyktuje intuicja.
Jakie rozwiązania scenopisarskie – w stylu bohatera budzącego się na ostatniej stronie i stwierdzający, że wszystko było snem - wyjątkowo grają Ci na nerwach?
Wszystko zależy od tego, jak dane rozwiązanie zostało zastosowane w konkretnej historii. Nawet najbardziej banalny, zgrany chwyt może okazać się świeży i atrakcyjny.
Ciężko określić ilość czasu, którą spędza się pracując nad scenariuszem. Pamiętasz jakieś ekstremalne sytuacje, kiedy pisanie tekstu trwało bardzo krótko lub wyjątkowo długo?
Nie traktuję pisania w kategoriach sportowych – najszybciej, najdłużej pisany tekst. Podobnie jak ostatecznie nie ma znaczenia, czy podczas pisania stało się na głowie, tak samo nie ma znaczenia ile czasu zajęła praca nad tekstem. Raz będzie to krócej, raz dłużej. Na pewno, jeżeli ktoś wiąże ze swoim pisaniem jakieś plany finansowe, rozeznanie ile czasu potrzeba mu średnio na napisanie scenariusza, pozwala uniknąć wielu rozczarowań i frustracji. Niezależnie od tego, największym koszmarem każdego autora jest wizja, że kiedyś usiądzie do pisania, a kartka pozostanie pusta.
Czas leci, a scenariusz się nie klei – co robisz? Masz jakieś sposoby na radzenie sobie z pisarską blokadą?
Spacer, kino, film, książka, komiks, rozmowa, kawiarnia, seks, alkohol, spotkanie ze znajomymi, kłótnia, bójka, pisanie brzydkich wyrazów, szachy, internet – zalecane jest eksperymentowanie z kolejnością. W ostateczności pytam o zdanie swojego psa – on ma zawsze jakiś pomysł.
Gotowy scenariusz starasz się traktować jako zamkniętą całość, czy raczej poprawiasz go do samego końca prac nad komiksem?
Zawsze można coś poprawić – sztuką jest rozpoznać moment, w którym kolejne poprawki niewiele wnoszą. Mam wrażenie, że umiem ten moment rozpoznać – pomocą służą tu rysownicy, wydawcy. W praktyce zmiany w scenariuszu kończą się po oddaniu komiksu do druku. Potem można sobie ewentualnie zaplanować poprawki do kolejnego wydania (tak było w przypadku "Jeża Jerzego. Egzorcysty" – wersja opublikowana w Ślizgu różni się znacznie od tej, która wyszła potem w wydaniu albumowym).
Który moment komiksowej kariery wspominasz najlepiej?
Jestem zbyt młodym twórcą, żebym mógł wspominać okresy w karierze. Cieszę się tym, co mam w tej chwili – prawie w tym samym momencie ukazał się nowy album Jeża Jerzego i moja debiutancka powieść "Teleznowela", do tego film "Jeż Jerzy" do mojego scenariusza wchodzi w końcową fazę produkcji.
Jakie masz plany na przyszłość?
Ambitne.
Rafał Skarżycki: Przypuszczalnie tak jak większość, zetknąłem się z komiksem jako dziecko. Czytanie komiksów było dla mnie tak samo naturalne, jak czytanie książek. Dość wcześnie poczułem też potrzebę tworzenia historii podobnych do tych, które czytałem – tyle, że na polu komiksowym natknąłem się na poważną przeszkodę: nie umiem rysować… Tę przeszkodę udało mi się pokonać dopiero w liceum – tam spotkałem Tomka Leśniaka, który potrafił rysować, ale miał problem z wymyślaniem historii. W naturalny sposób połączyliśmy siły i tak zaczęła się moja przygoda z pisaniem scenariuszy komiksowych (przy czym nie zrezygnowałem z innej aktywności pisarskiej).
Które dzieła wywarły na Ciebie największy wpływ, kto jest Twoim pisarskim wzorem? Opowiedz o swoich inspiracjach, również tych pozakomiksowych.
Za długo by wymieniać – tym bardziej, że z większości wpływów zapewne nie zdaję sobie nawet sprawy. Jeżeli chodzi o komiks, to na pewno dużo zawdzięczam Tadeuszowi Baranowskiemu, Papciowi Chmielowi i Januszowi Chriście.
Trzy najlepsze komiksy, które przychodzą Ci do głowy zawsze, kiedy ktoś budzi Cię w nocy i zadaje takie głupie pytanie?
Nie budzę się w nocy.
Pamiętasz swój pierwszy scenariusz? O czym był, jak oceniasz go z perspektywy czasu?
Pamiętam pierwszy scenariusz, który napisałem (a dokładniej: narysowałem) dla Tomka. Był o walce Jeża Jerzego ze smokiem. Z perspektywy czasu nie podoba się ani trochę.
Pierwsze scenariusze pisałeś intuicyjnie, czy opierając się o teoretyczną, książkową wiedzę?
Pierwsze scenariusze rysowałem. To był absolutny żywioł. Nawet nie wpadło mi do głowy, żeby szukać jakichś teoretycznych ram (z tego co wiem, nie ma żadnych podręczników pisania scenariuszy komiksowych). Po prostu rysowałem komiks tak, jak umiałem, a Tomek to potem przerysowywał. Ponieważ było to dla mnie strasznie męczące, w pewnym momencie zamiast rysować zacząłem wyłącznie pisać. Forma narzuciła się sama – wynikała po prostu z potrzeb moich i rysownika.
Masz jakieś własne, specyficzne metody pracy nad scenariuszem? Opowiedz o kolejnych etapach pisania.
Nie potrafię wyróżnić jednego modelu pracy. W zależności od projektu, nastroju, oporu tekstu i tym podobnych, stosuję różne podejścia. Mam silne przekonanie, że metoda jest czymś skrajnie indywidualnym i nie ma większego znaczenia – i tak rozliczani jesteśmy za efekt końcowy, a nie za to, że pisząc np. stoimy na głowie (jeśli to komuś pomaga pisać dobre scenariusze, niech sobie stoi). W najbardziej ogólny sposób mogę wskazać trzy fazy pracy obecne niezależnie od innych metod. Pierwsza to tworzenie. Druga to czytanie, tego co się napisało. Trzecia poprawianie – czyli znowu tworzenie. Szczególnie mocno trzeba się zaprzyjaźnić z fazą numer dwa i trzy.
Masz jakieś ulubione cechy, którymi zwykłeś obdarzać wymyślone postacie, ulubione motywy, do których wracasz w kolejnych scenariuszach?
To pytanie do teoretyka.
Piszesz scenariusze w postaci luźniejszych opowiadań czy precyzyjnie rozpisanych kadrów? Opracowujesz storyboardy czy tylko sugerujesz rozmiar kadrów?
Najczęściej rozpisuję historię na kadry – oczywiście, ze świadomością, że ostateczna decyzja co do kadrowania należy do rysownika. Dzięki temu łatwiej zapanować nad objętością, wyobrażeniem sobie gotowej strony.
Częściej planujesz całą historię w głowie, a dopiero potem siadasz do rozpisywania jej na kadry, czy pozwalasz jej żyć, rozwijać się wraz z każdą kolejną stroną bez całościowego planu?
Trudno o regułę. Można powiedzieć, że moją regułą w tej sprawie jest brak reguły. Po prostu podążam za tym, co mi w danym momencie dyktuje intuicja.
Jakie rozwiązania scenopisarskie – w stylu bohatera budzącego się na ostatniej stronie i stwierdzający, że wszystko było snem - wyjątkowo grają Ci na nerwach?
Wszystko zależy od tego, jak dane rozwiązanie zostało zastosowane w konkretnej historii. Nawet najbardziej banalny, zgrany chwyt może okazać się świeży i atrakcyjny.
Ciężko określić ilość czasu, którą spędza się pracując nad scenariuszem. Pamiętasz jakieś ekstremalne sytuacje, kiedy pisanie tekstu trwało bardzo krótko lub wyjątkowo długo?
Nie traktuję pisania w kategoriach sportowych – najszybciej, najdłużej pisany tekst. Podobnie jak ostatecznie nie ma znaczenia, czy podczas pisania stało się na głowie, tak samo nie ma znaczenia ile czasu zajęła praca nad tekstem. Raz będzie to krócej, raz dłużej. Na pewno, jeżeli ktoś wiąże ze swoim pisaniem jakieś plany finansowe, rozeznanie ile czasu potrzeba mu średnio na napisanie scenariusza, pozwala uniknąć wielu rozczarowań i frustracji. Niezależnie od tego, największym koszmarem każdego autora jest wizja, że kiedyś usiądzie do pisania, a kartka pozostanie pusta.
Czas leci, a scenariusz się nie klei – co robisz? Masz jakieś sposoby na radzenie sobie z pisarską blokadą?
Spacer, kino, film, książka, komiks, rozmowa, kawiarnia, seks, alkohol, spotkanie ze znajomymi, kłótnia, bójka, pisanie brzydkich wyrazów, szachy, internet – zalecane jest eksperymentowanie z kolejnością. W ostateczności pytam o zdanie swojego psa – on ma zawsze jakiś pomysł.
Gotowy scenariusz starasz się traktować jako zamkniętą całość, czy raczej poprawiasz go do samego końca prac nad komiksem?
Zawsze można coś poprawić – sztuką jest rozpoznać moment, w którym kolejne poprawki niewiele wnoszą. Mam wrażenie, że umiem ten moment rozpoznać – pomocą służą tu rysownicy, wydawcy. W praktyce zmiany w scenariuszu kończą się po oddaniu komiksu do druku. Potem można sobie ewentualnie zaplanować poprawki do kolejnego wydania (tak było w przypadku "Jeża Jerzego. Egzorcysty" – wersja opublikowana w Ślizgu różni się znacznie od tej, która wyszła potem w wydaniu albumowym).
Który moment komiksowej kariery wspominasz najlepiej?
Jestem zbyt młodym twórcą, żebym mógł wspominać okresy w karierze. Cieszę się tym, co mam w tej chwili – prawie w tym samym momencie ukazał się nowy album Jeża Jerzego i moja debiutancka powieść "Teleznowela", do tego film "Jeż Jerzy" do mojego scenariusza wchodzi w końcową fazę produkcji.
Jakie masz plany na przyszłość?
Ambitne.
2 komentarze:
"W oczekiwaniu na najnowsze wydanie Wywiadówki..."
jakie oczekiwanie?! przecież wywiad jest dostępny od dawna na stronie wywiadówki? to nabijanie postów jest bez sensu. Żenada.
Premierowo na Kolorowych pojawi się druga część wywiadu z Edvinem Volińskim.
Prześlij komentarz