Jeszcze w kwietniu, gremium największych rodzimych wydawców podczas Komiksowej Warszawy wspólnym głosem zapewniało, że koniunktura na opowiastki obrazkowe jest dobra. Albumy sprzedają się lepiej niż przyzwoicie, a ich nakład często jest wręcz niedoszacowany. Wtedy fani zeszytówek, jednej z odmian "czytelników komiksów", skandowali: "Skoro jest tak dobrze, to niech wrócą tanie komiksy za (przysłowiowego) piątka, co miesiąc, w każdym kiosku, w Twoim mieście". Teraz, w połowie 2010 roku, z różnych powodów sytuacja nie jest tak różowa, a ci samy wydawcy twierdzą, że mamy bessę i spowolnienie, znowu są zakrzykiwani przez fanów zeszytówek nawołujących "Skoro jest tak źle, to niech wrócą tanie komiksy za (przysłowiowego) piątka, co miesiąc, w każdym kiosku, w Twoim mieście". Nadymają się pewnością, że to uratuje nasz wciąż skarlały i podatny na najmniejsze nawet drgnięcia rynek opowieści obrazkowych.
A krzyczą wbrew jakiejkolwiek logice, zdrowemu rozsądkowi i elementarnej kalkulacji biznesowej, bo chyba jak najbardziej zasadnym jest twierdzenie, że skoro nikt nie wziął się za wydawanie "kolorowych zeszytów", to można przypuszczać, że jest to po prostu nieopłacalne. Podnoszą głos wbrew rzeczywistości, nie pamiętając tych edytorów, którzy na takiej formule się srodze przejechali i musieli zwinąć interes. Ale i na to mają szereg gotowych odpowiedzi. Bo przecież w sumie te "dobre" tytuły sprzedawały się całkiem dobrze, tylko te "złe" ciągnęły je na dół (przecież to takie proste!). Bo w Stanach osiągają wielotysięczne nakłady, bo przecież Semik tyle lat je publikował, bo przecież to taki fajny format… I powołują się na przykłady "Kaczorów Donaldów", które od lat goszczą w kioskowych witrynach, a ich popularność nijak nie przekłada się na inne segmenty rynku. Nie wspominając o tym, że ich sprzedaż regularnie maleje. Wyciągają z rękawa jeszcze świeże "Fantasy Komiks", wciąż pozostające na etapie eksperymentu z pewnymi nadziejami na powodzenie i powołują się na "Star Wars Komiks", argument koronny. "No, bo skoro "Gwiezdnym Wojnom" się udało, to czemu superbohaterom miałoby się nie udać!" myślą, jakby zupełnie zapominając, że za bezprecedensowym sukcesem tego tytułu stoi potężna machina promocyjna Lucasa, funkcjonująca dobre dwadzieścia pięć lat, doskonale potrafiąca zadbać o wypromowanie swoich produktów, wieloletnie doświadczenie kilku wydawców (Semika, Amberu, Mandragory, Egmontu) i wsparcie jednego z największych fandomów w naszym kraju. Fanom zeszytówek to jednak nie przeszkadza w budowaniu analogii.
Są święcie przekonani, że to akurat importowane masowo zza Oceanu, robione na akord opowiastki superbohaterskie zdobędą serca polskich czytelników. I wypadałoby spytać – dlaczego akurat one? Czemu nie komiks spod znaku "powieści graficznej"? To nie "Marvels" (którzy nawiasem mówiąc sprzedali się bardzo dobrze) doczekało się dodruków, tylko "Berlin", "Fun Home" i "Blankets". To tytuły takie, jak "Osiedle Swoboda", "Trzy Cienie", "Przybysz" czy "Łauma" sprzedały się dosłownie na pniu, w przeciwieństwie do zeszytowych "X-Menów", "Venomów", "Spider-Manów", które kończyły na wyprzedażach.
Komiks przebija się w mediach, wśród konsumentów i "zwykłych ludzi" nie dzięki peleryniarskiej pulpie, tylko za sprawą "ambitniejszych rzeczy". Czemu zatem nie spróbować sprzedać komiksu wśród książek, jako produktu przeznaczonego dla dojrzałego i poszukującego odbiorcy kultury. Jasne rynek trochę mniejszy, potencjalny klient chyba biedniejszy, ale nie trzeba konkurować z rozrywkowymi produktami dla dzieciarni, czyli na przykład z grami. Z nimi komiks ma raczej małe szanse. Za taką opcją przemawia chociażby podstawowa i najważniejsza argumentacja – ekonomiczna. Pewnie, że w ten sposób nie zbuduje się masowego rynku komiksowego w Polsce, ale ja coraz bardziej wątpię, że w dzisiejszych czasach jest to w ogóle możliwe. A mówię to z perspektywy osoby, która amerykańskiej rąbanki sprowadza zza Oceanu całkiem sporo i czasem o uszy obija się to i owo odnośnie "tajnego lipcowego szczytu wydawców". I naprawdę rozumiem tych, którzy tęsknią za latami młodości, kiedy w każdym kiosku za rogiem mogłem dostać nowy numer "Spidera", ale mam świadomość, że powrót tych czasów pozostaje w sferze pobożnych życzeń.
15 komentarzy:
Oczywista oczywistość.
Tekst do linkowania przy okazji kolejnych erupcji tęskniącej Zosi.
"No, bo skoro "Gwiezdnym Wojnom" się udało, to czemu superbohaterom miałoby się nie udać!" myślą, jakby zupełnie zapominając, że za bezprecedensowym sukcesem tego tytułu stoi potężna machina promocyjna Lucasa, funkcjonująca dobre dwadzieścia pięć lat, doskonale potrafiąca zadbać o wypromowanie swoich produktów, wieloletnie doświadczenie kilku wydawców (Semika, Amberu, Mandragory, Egmontu) i wsparcie jednego z największych fandomów w naszym kraju. Fanom zeszytówek to jednak nie przeszkadza w budowaniu analogii."
Potężna machina promocyjna superhero funkcjonuje ponad 25 lat. A teraz jest jeszcze bardziej nasilona, gdyż co rok jest po kilka filmów, a z Gwiezdnych Wojen już od dawna nie ma nowości. Dodatkowo taki Batman 2 sprzedał się lepiej i chyba miał lepszą promocję niż GW. Jeśli chodzi o komiksy w Polsce, to fakt, przy Gwiezdnych Wojnach można wykorzystać doświadczenie tych wydawnictw. Ale przecież we wszystkich tych wydawnictwach GW nie wypaliły. Czemu więc w przypadku GW może to być wykorzystanie doświadczenia, a w przypadku superhero tylko przykład że taka forma nie wypali? Zwłaszcza że zeszytów superhero wyszło więcej niż zeszytów GW w Polsce. Doświadczenie mogłoby być jeszcze większe.
"Są święcie przekonani, że to akurat importowane masowo zza Oceanu, robione na akord opowiastki superbohaterskie zdobędą serca polskich czytelników. I wypadałoby spytać – dlaczego akurat one? Czemu nie komiks spod znaku "powieści graficznej"?"
Jedno nie wyklucza drugiego.
"To nie "Marvels" (którzy nawiasem mówiąc sprzedali się bardzo dobrze) doczekało się dodruków, tylko "Berlin", "Fun Home" i "Blankets"."
Ale to Marvels był w czołówce bestsellerów w zeszłym roku (jeśli nie na szczycie). A dodruku nie było, bo miał większy nakład niż 3 pozostałe tytuły. Swoją drogą "Kingdom Come" miał dużo niższy nakład, sprzedał się w całości, i spokojnie mógłby mieć teraz dodruk, bo na allegro sprzedaje się nawet z podwójnym przebiciem. Tak jak "Azyl Arkham".
"Komiks przebija się w mediach, wśród konsumentów i "zwykłych ludzi" nie dzięki peleryniarskiej pulpie, tylko za sprawą "ambitniejszych rzeczy"."
Panorama kilkanaście lat temu. Temat: śmierć Supermana.
Panorama kilka lat temu.
Temat: śmierć Kapitana Ameryki.
do sprawdzenia na youtube.
Temat Civil War też chyba był poruszany w jakimś programie.
Ponadto przy okazji filmów z superhero wszem i wobec zaznaczone jest, że są one na podstawie komiksów.
O ambitnym Vertigo, jakby trochę mniej. Nie mówię, że nie ma. Po prostu nie za dużo w ogóle o komiksach jest w mediach.
Zosiu, nie wiem czy zauważyłaś ale ten artykuł jest ostatecznym argumentem na Twoje pitolenie więc nie rozumiem po co się napinasz nakręcając na ponowne międlenie swoich tez.
Bardzo proszę o zaprzestanie nazywania zatroskanych fanów komiksu "Zosiami". To kiepskie żarty na poziomie rozlanego piwa pod stolikiem w Kawangardzie.
Zosiu, dobrze wiesz że to określenie na anonima a nie fana zeszytówek.
marvels nakład 1000 egz. każdy z wymienionych dodrukowywanych tytułów już startowy nakład miał wyższy.
obecny stan magazynu dla tytułu marvels 400-500 egz.
ilość szykowanych zwrotów z empiku... niemała.
szczyt bestselerów w gildii... hm, a czy przypadkiem gildia nie jest wyłącznym dystrybutorem tego tytułu.
a teraz odrobina matematyki
załóżmy że mamy zbiór wielbicieli komiksów zwany dalej c.
mamy też zbiór wielbicieli star wars zwany dalej w.
c+w zawsze będzie większe niż którykolwiek z tych zbirów samodzielnie, bo c nigdy nie równa się w.
no i mamy też zbiór wielbicieli superpromienizesraki zwany dalej s. tylko hm, s zawiera się w c, a więc c-s=x. a czymże jest to x? a to właśnie ci wielbiciele komiksów, dla których zbór s mieści się tam gdzie jego miejsce...
ale dla wioskowych głupków, zwący się jedynymi obrońcami polskiego komiksu, który ich zdaniem ma być importowanym towarem masowym z zachodu, to niepojęte. bo przecież zbór s, to mityczny odpowiednik nieskończoności, który gwarantuje każdemu kokosy i wakacje na hawajach!
Nie wiem dla kogo napisałeś te 4 tysie, bo dla mnie nie ma w tym absolutnie niczego nowego...
Jarku na szczęście nie jesteś naszym jedynym czytelnikiem :P
Ten ostatni anonimowy to jakiś debil :). Po sposobie pisania chyba wiem z kim mamy do czynienia, ale zachowam to dla siebie :). Marvels miał nakład sporo wyższy niż 1000 egzemplarzy. Rozmawiałem na MFK z przedstawicielstwem Muchy na temat nakładów i są na poziomie Egmontowskich, więc nie ma co porównywać z marnymi nakładami KG po 1000 egzemplarzy). I części ich komiksów te nakłady się już wyczerpały:
źródło1 - http://www.sklep.gildia.pl/komiksy/43959-elektra-zyje
źródło2 - http://www.sklep.gildia.pl/komiksy/59880-astonishing-x-men-3-rozdarci
Gildia wyłącznym dystrybutorem Marvels? Nie pogrążaj się chłopie.
A ten obecny stan magazynowy to nie wiem skąd wytrzasnąłeś? Robisz w wróżbiarstwie czy może wróżeniu z fusów? :)
Spidey - skąd ty masz dane o nakładach Egmontu i KG? na konwentach to się różne rzeczy, różnym ludziom mówi (przynajmniej tak wynika z tego co napisałeś)
z faktami się nie dyskutuje!
Ja jednego nie rozumiem.
Ktoś odkrył, że na czymś można zajebiście zarobić, to nie oddaje tego pomysłu pisząc na forach
"Hej, można zajebiście zarobić, zróbcie to!",
tylko sam bierze się w garść i zgarnia tę kasę.
Namawianie obecnych wydawców do "złotego interesu" to dowód na to, że sami agitatorzy zeszytówek nie wierzą w sukces i nie chcą brać odpowiedzialności za niepowodzenie.
Ludzie. Kłamiecie w żywe oczy i naciągacie fakty.
Wstydźcie się.
Ja nie mam siły wdawać się w dyskusję, bo nie mam na to siły. Próbując tłumaczyć na czym polega różnica między machiną, przepotężną machiną SW (która w zapyziałej polszy ma własne konwenty - superhero ma jakiś konwent?) zwątpiłem.
Niektórzy nie rozumieją chyba, że głupim jest naginanie, przeinaczanie i zakłamywania faktów, żeby podeprzeć swoje twierdzenia. jest dokładnie na odwrót.
Jarku - jak sądzę i wnoszę po komentarzach pewne rzeczy trzeba powtarzać wciąż i wciąż.
bardzo nie lubię pseudo argumentu na odczepkę "to sam zrób", ale w tym wypadku pasuje idealnie. jeżeli zeszytówki to taki superbiznes to go róbcie. kasa leży - nikt nie chce jej brać. a tu kryzys się czai.
na szczęście coraz mniej jest don kichotów już w komentarzach.
@Kuba: Właśnie mam wrażenie, że w tym wypadku szkoda powtarzać, lepiej ten czas stracony na rzucanie grochem o ścianę poświęcić na coś innego... ;)
Prześlij komentarz