czwartek, 29 lipca 2010

#517 - Ikigami, tom pierwszy

Motoro Mase kreuje w "Ikigami" wizję świata, w którym stan gospodarki jest znacznie ważniejszy od elementarnych praw człowieka. Na mocy dekretu o nieustannym rozwoju kraju wszystkim obywatelom podawany jest zastrzyk. W jednej na tysiąc strzykawek znajduje się nanokapsuła z dawką trucizny, która powoduje natychmiastową śmierć w określonym czasie, najczęściej, kiedy "ofiara" osiąga dojrzałość.
Nikt nie może wiedzieć czy to akurat jego życie zostanie brutalnie przerwane w wieku dwudziestu kilku lat. Dzięki temu każdy stara się żyć, jak najlepiej wykorzystując czas, który być może mu pozostał. I wydawałoby się, że wszyscy wygrywają. Państwo, dzięki wysiłkom swoich obywateli bogaci się i rozwija. Przestępczość właściwie nie istnieje, a zwykli ludzie, mimo ciągłego strachu przed śmiercią, prowadzą dobre i udane życie. Ale czy tak właśnie jest w rzeczywistości?

Cały "system" kontrolowany jest oczywiście przez państwo. Od procesu "szczepienia" obywateli, aż do momentu, kiedy jednemu z nich przekazane zostanie zawiadomienie o śmierci, tytułowe "Ikigami". Trudnią się tym specjalnie wyselekcjonowani doręczyciele, którzy muszą być gotowi dosłownie na wszystko. Zrozpaczoną matkę, ojca, za wszelką cenę chroniącego swoje jedyne dziecka czy wreszcie zdesperowaną ofiarę, która zrobi wszystko, aby uniknąć wyroku. Jednym z takich urzędników państwowych jest Fujimoto, główny bohater mangi Masego.

Po lekturze pierwszego tomu, "Ikigami" zapowiada się naprawdę intrygująco, ale budzi też mnóstwo pytań i wątpliwości. Szczególnie w kwestiach, w których bardzo trudno zawiesić niewiarę i zrzucić je na kark komiksowego przerysowania. Przede wszystkim nie jestem pewien czy namacalna groźba śmierci w tak oczywisty sposób przekładałaby się bezpośrednio na wzrost "produktywności" obywateli. Czy koszta całej operacji, infrastruktury, odszkodowań dla rodzin "wybranych" bilansują się potencjalnymi zyskami? Czy później, efektowność pracowników, którzy są pewni, że w nocy nie zjawi się u nich urzędnik państwowy z zawiadomieniem o śmierci, drastycznie nie spada? Dlaczego przestępczość utrzymuje się na niskim poziomie, czym to jest spowodowane? Tych znaków zapytanie o "miękki autorytaryzm" jest znacznie więcej – czy aby kolejne ofiary wybierane są z pewnością losowo, czy nie dochodzi do nadużyć, na który żaden system nie jest całkowicie odporny? Dlaczego nie warto pójść krok dalej i eliminować tych, którzy są najmniej produktywni i społecznie przydatni? Te wątpliwości stwarzają wielkie pole do popisu dla autora i ciekaw jestem, czy w przyszłych tomach, choć na część z nich otrzymam odpowiedź.

Trzeba również założyć, że akt prawny, pozwalający ingerować w całkowicie podstawowe prawo do życia, mógłby w ogóle zaistnieć w cywilizowanym, demokratycznym państwie i nie wzbudzałby powszechnego sprzeciwu społeczeństwa, organizacji międzynarodowych i pozarządowych. Piszę to z punktu widzenia Europejczyka, wysoce ceniącego sobie swoje swobody. Jak wiadomo etyka pracy i w Azji i szczególnie w Japonii znacznie różni się od tej obowiązującej na starym kontynencie.

Jestem bardzo ciekaw, na jakich wątkach w przyszłych tomach skupi się Motoro Mase, gdyż wziął na warsztat skomplikowany, ale frapujący temat. I bardzo aktualny w czasach, kiedy kraje, w których prawa człowieka i obywatela traktuje się, jako wartość nadrzędną i nienaruszalną, co i rusz targane są finansowymi kryzysami i gospodarczymi zapaściami, a autorytarne Chiny z roku na rok rosną w siłę. "Ikigami" zapowiada się przednio, w niczym nie odstając od pozostałych, znakomitych serii Hanami (wyśmienite "Suppli", niewiele gorszy "Balsamista"), ale akurat temu tytułowi wróżę największy sukces, bo porusza najciekawszą tematykę. Teraz wszystko zależy od Motoro Mase i kierunku, jaki obierze w przyszłości…

Brak komentarzy: