W "Blacksadzie" najważniejsze jest ciekawe śledztwo oraz niesamowity klimat snutej opowieści. Jordi Bernet w "Torpedo" postawił na czarny humor umiejscowiony w fascynujących czasach prohibicji i Ala Capone'a. "Sin City" natomiast to porcja wykadrowanej czystej adrenaliny, gdzie wątek kryminalny jest tylko wymówką do prężenia mięśni. Zostawmy jednak dzisiaj te klasyki komiksowego noir i skoncentrujmy się na historiach autora, który choć nie stworzył w tej dziedzinie niczego oryginalnego, to potrafi elementy składowe łączyć w taki sposób, że efekt końcowy czyta się z zapartym tchem. Mówię tu o Brianie Azzarello, którego kryminalnym zagadkom przyjrzymy się zaraz "od kuchni"....
Od razu jednak zaznaczę, że nie będę w tym miejscu rozpisywał się (ponownie!) o "100 Nabojach". Po pierwsze, seria ta jako całość bardziej jest wielką układanką aniżeli kryminałem w dosłownym tego słowa znaczeniu. A po drugie, nie chcę powielać stereotypu "Azzarello = 100 Naboi", ponieważ scenarzysta ten ma o wiele więcej do zaoferowania. Dlatego będę posiłkował się jedynie piątym trejdem serii - "Counterfifth Detective", a skoncentruję się na czteroodcinkowej mini serii "Jonny Double" (wydanej w 1998) oraz albumie "Filthy Rich" (z 2009).
"Born to trouble... Jonny Double"
Nie ma dobrej historii bez porządnie skonstruowanego bohatera. Co prawda w przypadku kryminałów częściej mowa jest o "pierwszoplanowej postaci" aniżeli "bohaterze", ale to już raczej zagadnienie etyczne, a nie literackie. Najważniejsze by był on przemyślany, konsekwentny i potrafił przykuć uwagę. Czy osiąga to poprzez podziw lub obrzydzenie, nie ma już większego znaczenia.
W historiach Azzarello nie ma problemu ze znalezieniem ciekawych postaci. Autor ma dryg do konstruowania osób "pokopanych przez życie", a takie łatwo potrafią przykuć uwagę w świecie gdzie liczy się tylko uśmiech i sukces, bo o niczym innym "nie wypada wspominać". Najlepszym tego przykładem jest Rich Junk z "Filthy Rich". Były sportowiec, który żył "amerykańskim snem", lecz po wykluczającej go ze sportu kontuzji stracił wszelką chęć do życia. Widzimy jak egzystuje w świecie, "zawieszony" w próżni jakichkolwiek oczekiwań. Ta specyficzna "asceza" bardzo trafnie została spuentowana w "Jonny Double", gdzie bohater mówi, że gdy wystarczająco długo żyje się bez pieniędzy to człowiek dochodzi do wniosku, iż tak naprawdę nie są one mu właściwie do niczego potrzebne. I trzeba przyznać, że te podejście do życia fascynuje, bo daje nadzieję, że istnieje coś więcej niż materializm "wpajany" ze wszystkich stron. Właśnie w takich momentach ich życia, Azzarello przedstawia nam swoich bohaterów.
Bohaterów, których można podziwiać za przezwyciężenie przeciwności losu, ale w żadnym wypadku nie sposób ich nazwać wzorem do naśladowania. Żaden z nich nie jest ofiarą "w złym miejscu i w złym czasie". Wszyscy, choć żyjący jakby z dala od świata, bardzo łatwo dali mu się skusić, i w jednej chwili, bez większych oporów rozpoczęli ryzykowną grę o ulotną miłostkę (Junk z "Filthy Rich"), pieniądze (Jonny Double) bądź zemstę (Milo ze "Counterfifth Detective"). Sami nie tylko sprowadzili na siebie kłopoty, ale nakręcili wokół tego spiralę, która w gruncie rzeczy przyczyniła się do ich porażki. Na domiar złego sytuacje te ujawniły, że ich alienacja nie była wyborem, lecz koniecznością, a wtedy podziw za ich nonkonformizm znika.
"Home of the so rich it doesn't pay to be famous"
Jednak ciekawy bohater bez miejskiej dżungli zdominowanej przez pieniądz, seks i przemoc to tylko półprodukt. To właśnie otoczenie nadaje tym postaciom sens i sprawia, że są tak wyraziste. U Azzarello Nowy Jork, San Francisco czy Los Angeles niczym się od siebie nie różnią. We wszystkich tych miastach by przeżyć, należy spełnić bardzo wyśrubowane wymagania. Nie tylko trzeba z wielką łatwością łamać karki i wszelkie normy społeczne, lecz - co ważniejsze - mieć odpowiednie znajomości, które pomagają upaść "na cztery łapy". Bo jak przystało na porządny kryminał, upadków jest tutaj mnóstwo.
I choć zdawać by się mogło, że na tym miejskim poligonie znaleźć można tylko cynizm i niebezpieczeństwo, to od upadków o wiele więcej jest tu uczuć i emocji - bardzo gwałtownych i spalających. I mimo że zazwyczaj jest to "tylko" pożądanie, prowadzące mniej lub bardziej prostą drogą do przegranej, to nawet tutaj zdarzają się przyjaźnie i szacunek, urastające do rangi ostatnich przebłysków człowieczeństwa.
Niestety w tym wszystkim Azzarello nie sili się nawet na odrobinę oryginalności. W jego historiach bez problemu obok Milo Garreta mógłby stanąć Philip Marlowe, i nikt by się tym crossoverem nie zdziwił. I choć w pewnym sensie łatwo zrozumieć tę zapobiegawczość w kreowaniu świata, bo przecież te "czarno-białe" miasta fascynują od lat, to brakuje w tym wszystkim chociaż odrobiny odautorskiej wizji.
"Once upon a time... is how a fairy tale begins"
Na szczęście fabularnie i narracyjnie Azzarello nie zawodzi. W jego historiach można znaleźć odrobinę czarnego humoru ("rent - worst fuckin four-letter word.... work - another four-letter word"), świetną grę drugim planem i fantastyczny klimat czarnych kryminałów. I chwała mu za to, ponieważ w gruncie rzeczy te komiksy opierają się na nastroju, nie na zagadce "do rozwiązania". Dlatego w "Counterfifth Detective" tak starannie budowane jest uczucie "osaczenia" wokół bohatera, a w "Filthy Rich" senna narracja bardzo powoli, jakby od niechcenia, prowadzi nas do kilku wstrząsów fabularnych. "Jonny Double" natomiast zabiera nas w wycieczkę gdzie nowoczesność zderza się z przeszłością, a wyrachowanie miesza się z prostą dobrodusznością. Wszystko to zostaje doprawione starym, dobrym duchem noir, gdzie starszy, przegrany facet i młoda, piękna kobieta to pewne kłopoty.
Kryminalne zagadki Azzarello nie są niczym oryginalnym. Ale w tym gatunku już od dawna panuje "stagnacja formy", której wcale nie uznaję za wadę. Poszczególni autorzy różnią się od siebie tym, w jakich proporcjach czerpią z klasyki gatunku. W tym przypadku czytelnik otrzymuje wykolejone postaci, które przez większość czasu borykają się z własnymi problemami, a ratowanie "dziewic" zostawiają innym. Opowiada to bardzo sprawnie i w nie przegadany sposób, a nie zapominajmy, że w tego typu historiach nadmiar "monologów wewnętrznych" bywa prawdziwym utrapieniem. I choć nie uważam, żeby "Jonny Double" czy "Filthy Rich" były arcydziełami gatunku, to dziwi mnie jak bardzo są one przemilkiwane, kiedy mówi się o komiksowych kryminałach. Następnym razem, gdy zapragniecie zanurzyć się w wyrachowanym i niebezpiecznym świecie noir nie zapominajcie o Brianie Azzarello. Dobra zabawa gwarantowana....
Od razu jednak zaznaczę, że nie będę w tym miejscu rozpisywał się (ponownie!) o "100 Nabojach". Po pierwsze, seria ta jako całość bardziej jest wielką układanką aniżeli kryminałem w dosłownym tego słowa znaczeniu. A po drugie, nie chcę powielać stereotypu "Azzarello = 100 Naboi", ponieważ scenarzysta ten ma o wiele więcej do zaoferowania. Dlatego będę posiłkował się jedynie piątym trejdem serii - "Counterfifth Detective", a skoncentruję się na czteroodcinkowej mini serii "Jonny Double" (wydanej w 1998) oraz albumie "Filthy Rich" (z 2009).
"Born to trouble... Jonny Double"
Nie ma dobrej historii bez porządnie skonstruowanego bohatera. Co prawda w przypadku kryminałów częściej mowa jest o "pierwszoplanowej postaci" aniżeli "bohaterze", ale to już raczej zagadnienie etyczne, a nie literackie. Najważniejsze by był on przemyślany, konsekwentny i potrafił przykuć uwagę. Czy osiąga to poprzez podziw lub obrzydzenie, nie ma już większego znaczenia.
W historiach Azzarello nie ma problemu ze znalezieniem ciekawych postaci. Autor ma dryg do konstruowania osób "pokopanych przez życie", a takie łatwo potrafią przykuć uwagę w świecie gdzie liczy się tylko uśmiech i sukces, bo o niczym innym "nie wypada wspominać". Najlepszym tego przykładem jest Rich Junk z "Filthy Rich". Były sportowiec, który żył "amerykańskim snem", lecz po wykluczającej go ze sportu kontuzji stracił wszelką chęć do życia. Widzimy jak egzystuje w świecie, "zawieszony" w próżni jakichkolwiek oczekiwań. Ta specyficzna "asceza" bardzo trafnie została spuentowana w "Jonny Double", gdzie bohater mówi, że gdy wystarczająco długo żyje się bez pieniędzy to człowiek dochodzi do wniosku, iż tak naprawdę nie są one mu właściwie do niczego potrzebne. I trzeba przyznać, że te podejście do życia fascynuje, bo daje nadzieję, że istnieje coś więcej niż materializm "wpajany" ze wszystkich stron. Właśnie w takich momentach ich życia, Azzarello przedstawia nam swoich bohaterów.
Bohaterów, których można podziwiać za przezwyciężenie przeciwności losu, ale w żadnym wypadku nie sposób ich nazwać wzorem do naśladowania. Żaden z nich nie jest ofiarą "w złym miejscu i w złym czasie". Wszyscy, choć żyjący jakby z dala od świata, bardzo łatwo dali mu się skusić, i w jednej chwili, bez większych oporów rozpoczęli ryzykowną grę o ulotną miłostkę (Junk z "Filthy Rich"), pieniądze (Jonny Double) bądź zemstę (Milo ze "Counterfifth Detective"). Sami nie tylko sprowadzili na siebie kłopoty, ale nakręcili wokół tego spiralę, która w gruncie rzeczy przyczyniła się do ich porażki. Na domiar złego sytuacje te ujawniły, że ich alienacja nie była wyborem, lecz koniecznością, a wtedy podziw za ich nonkonformizm znika.
"Home of the so rich it doesn't pay to be famous"
Jednak ciekawy bohater bez miejskiej dżungli zdominowanej przez pieniądz, seks i przemoc to tylko półprodukt. To właśnie otoczenie nadaje tym postaciom sens i sprawia, że są tak wyraziste. U Azzarello Nowy Jork, San Francisco czy Los Angeles niczym się od siebie nie różnią. We wszystkich tych miastach by przeżyć, należy spełnić bardzo wyśrubowane wymagania. Nie tylko trzeba z wielką łatwością łamać karki i wszelkie normy społeczne, lecz - co ważniejsze - mieć odpowiednie znajomości, które pomagają upaść "na cztery łapy". Bo jak przystało na porządny kryminał, upadków jest tutaj mnóstwo.
I choć zdawać by się mogło, że na tym miejskim poligonie znaleźć można tylko cynizm i niebezpieczeństwo, to od upadków o wiele więcej jest tu uczuć i emocji - bardzo gwałtownych i spalających. I mimo że zazwyczaj jest to "tylko" pożądanie, prowadzące mniej lub bardziej prostą drogą do przegranej, to nawet tutaj zdarzają się przyjaźnie i szacunek, urastające do rangi ostatnich przebłysków człowieczeństwa.
Niestety w tym wszystkim Azzarello nie sili się nawet na odrobinę oryginalności. W jego historiach bez problemu obok Milo Garreta mógłby stanąć Philip Marlowe, i nikt by się tym crossoverem nie zdziwił. I choć w pewnym sensie łatwo zrozumieć tę zapobiegawczość w kreowaniu świata, bo przecież te "czarno-białe" miasta fascynują od lat, to brakuje w tym wszystkim chociaż odrobiny odautorskiej wizji.
"Once upon a time... is how a fairy tale begins"
Na szczęście fabularnie i narracyjnie Azzarello nie zawodzi. W jego historiach można znaleźć odrobinę czarnego humoru ("rent - worst fuckin four-letter word.... work - another four-letter word"), świetną grę drugim planem i fantastyczny klimat czarnych kryminałów. I chwała mu za to, ponieważ w gruncie rzeczy te komiksy opierają się na nastroju, nie na zagadce "do rozwiązania". Dlatego w "Counterfifth Detective" tak starannie budowane jest uczucie "osaczenia" wokół bohatera, a w "Filthy Rich" senna narracja bardzo powoli, jakby od niechcenia, prowadzi nas do kilku wstrząsów fabularnych. "Jonny Double" natomiast zabiera nas w wycieczkę gdzie nowoczesność zderza się z przeszłością, a wyrachowanie miesza się z prostą dobrodusznością. Wszystko to zostaje doprawione starym, dobrym duchem noir, gdzie starszy, przegrany facet i młoda, piękna kobieta to pewne kłopoty.
Kryminalne zagadki Azzarello nie są niczym oryginalnym. Ale w tym gatunku już od dawna panuje "stagnacja formy", której wcale nie uznaję za wadę. Poszczególni autorzy różnią się od siebie tym, w jakich proporcjach czerpią z klasyki gatunku. W tym przypadku czytelnik otrzymuje wykolejone postaci, które przez większość czasu borykają się z własnymi problemami, a ratowanie "dziewic" zostawiają innym. Opowiada to bardzo sprawnie i w nie przegadany sposób, a nie zapominajmy, że w tego typu historiach nadmiar "monologów wewnętrznych" bywa prawdziwym utrapieniem. I choć nie uważam, żeby "Jonny Double" czy "Filthy Rich" były arcydziełami gatunku, to dziwi mnie jak bardzo są one przemilkiwane, kiedy mówi się o komiksowych kryminałach. Następnym razem, gdy zapragniecie zanurzyć się w wyrachowanym i niebezpiecznym świecie noir nie zapominajcie o Brianie Azzarello. Dobra zabawa gwarantowana....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz