Jeana Van Hamme'a nie trzeba przedstawiać żadnemu miłośnikowi dobrych komiksów. Zanim jednak pochodzący z Brukseli prozaik, pisarz i scenarzysta zasłynął, jako autor "Thorgala", "Largo Wincha", "Władców Chmielu", czy "Szninkla", stworzył wraz z rysownikiem Danym "Historie bez bohatera". Krótką, pomieszczoną w standardowej objętości albumie europejskiego formatu (48 stron) historię tragicznego lotu CR512, która w 1979 otrzymała nagrodę Saint-Michel dla najbardziej realistycznego scenariusza.
Opowieści o ocalałych z lotniczej katastrofy rozbitkach bliżej jest do kameralnego dramatu, niż efektownej opowieści przygodowej. Zagubieni gdzieś w amazońskiej dziczy mają niewielkie szanse na przetrwanie, a zanim przyjdzie jakakolwiek pomoc może być już za późno. Z grupki bohaterów postawionych w ekstremalnej sytuacji, scenarzysta wydobywa cały wachlarz ludzkich reakcji, emocji i postaw. Desperację, zrezygnowanie, determinację, głupią, męską dumę. Pozbawieni nadziei rozbitkowie, w obliczu śmierci głodowej, pokazują, jacy są naprawdę i do czego są zdolni byle przetrwać. Szkoda tylko, że Van Hamme w finale swojej opowieść zdecydował się na dość banalny i przerysowany podział na "złych" i "dobrych", rozczarowując mnie nieco na zakończenie tego całkiem udanego komiksu.
Kontynuacja "Historii bez bohatera" uderza w zupełnie inne tony. Została połączona ze swoim pierwowzorem znakomitym, metatekstowym fragmentem korespondencji Van Hamme'a-autora z bohaterem jednego z jego utworów, Largo Winchem. W "Dwudziestu latach później" (rzeczywiście napisanej i narysowanej dwadzieścia lat później, w 1997 roku) powracają ci rozbitkowie, którym udało się przeżyć katastrofę. Dziwnym zrządzeniem losu wplątują się w geopolityczną aferę szpiegowską. Niestety, wątek nazistowskich zbrodni i zaginionych dokumentów doczepiony został dość niedbale i zupełnie nijak ma się do poprzedniej fabuły. Nie można jednak mu czegokolwiek zarzucić – historia, jak to zwykle w przypadku Van Hamme'a bywa, poprowadzona jest bardzo sprawnie. Jest wartka akcja, dramatyczne zwroty, tajemnice z przeszłości – szkoda tylko, że to fabularnie wyświechtana, tania opowiastka sensacyjna.
Dany, a właściwie Daniel Henrotin, na potrzeby scenariusza Van Hamme'a, zmienił swój styl rysowania. Przedtem jego kreska miała bardziej cartoonowy, komiksowy charakter. W "Historii bez bohatera", utrzymanej w realistycznej konwencji, wciąż bardzo dobrze widać te kreskówkowe pozostałości. To z kolei nadaje oprawie graficznej komiksu tego charakterystycznego, oldscholowego posmaczku starych, pulpowych komiksów przygodowych. Rysunki Dany'ego w pierwszej części integrala, pomimo jego belgijskiego pochodzenia, przypominają amerykańskie dokonania komiksowe i przynoszą na myśl "Tarzana" i grono jego następców, w którym eksperymentowano z ujęciami i efektownymi skrótami perspektywicznymi.
Natomiast "Dwadzieścia lat później" jest już zupełnie inaczej rysowane. Tendencje realistyczne umocniły się jeszcze bardziej, kreska stała się bardziej "europejska", choć ja dostrzegam w niej znowu skłonności charakterystyczne dla wczesnego Barry'ego Windsor-Smitha z pierwszych "Conanów" i Johna Buscemy, czyli amerykańskich klasyków lat osiemdziesiątych. Podpierając się tym przykładem można zaryzykować wysunięcie tezy, że do pewnego momentu, rozwój komiksu w Europie i Ameryce szedł podobnymi torami.
Z pewnością "Historia bez bohatera" będzie nie lada gratką dla miłośników europejskiej starej szkoły komiksu. Co dziwić nie może, skoro album Jean Van Hamme'a i Dany'ego został wydany w egmontowej kolekcji "Plansze Europy". Pomimo że historia dość mocno się zestarzała, świetnie pokazuje jak zmieniał się styl rysowania komiksów realistycznych na przestrzeni dwudziestu lat.
Opowieści o ocalałych z lotniczej katastrofy rozbitkach bliżej jest do kameralnego dramatu, niż efektownej opowieści przygodowej. Zagubieni gdzieś w amazońskiej dziczy mają niewielkie szanse na przetrwanie, a zanim przyjdzie jakakolwiek pomoc może być już za późno. Z grupki bohaterów postawionych w ekstremalnej sytuacji, scenarzysta wydobywa cały wachlarz ludzkich reakcji, emocji i postaw. Desperację, zrezygnowanie, determinację, głupią, męską dumę. Pozbawieni nadziei rozbitkowie, w obliczu śmierci głodowej, pokazują, jacy są naprawdę i do czego są zdolni byle przetrwać. Szkoda tylko, że Van Hamme w finale swojej opowieść zdecydował się na dość banalny i przerysowany podział na "złych" i "dobrych", rozczarowując mnie nieco na zakończenie tego całkiem udanego komiksu.
Kontynuacja "Historii bez bohatera" uderza w zupełnie inne tony. Została połączona ze swoim pierwowzorem znakomitym, metatekstowym fragmentem korespondencji Van Hamme'a-autora z bohaterem jednego z jego utworów, Largo Winchem. W "Dwudziestu latach później" (rzeczywiście napisanej i narysowanej dwadzieścia lat później, w 1997 roku) powracają ci rozbitkowie, którym udało się przeżyć katastrofę. Dziwnym zrządzeniem losu wplątują się w geopolityczną aferę szpiegowską. Niestety, wątek nazistowskich zbrodni i zaginionych dokumentów doczepiony został dość niedbale i zupełnie nijak ma się do poprzedniej fabuły. Nie można jednak mu czegokolwiek zarzucić – historia, jak to zwykle w przypadku Van Hamme'a bywa, poprowadzona jest bardzo sprawnie. Jest wartka akcja, dramatyczne zwroty, tajemnice z przeszłości – szkoda tylko, że to fabularnie wyświechtana, tania opowiastka sensacyjna.
Dany, a właściwie Daniel Henrotin, na potrzeby scenariusza Van Hamme'a, zmienił swój styl rysowania. Przedtem jego kreska miała bardziej cartoonowy, komiksowy charakter. W "Historii bez bohatera", utrzymanej w realistycznej konwencji, wciąż bardzo dobrze widać te kreskówkowe pozostałości. To z kolei nadaje oprawie graficznej komiksu tego charakterystycznego, oldscholowego posmaczku starych, pulpowych komiksów przygodowych. Rysunki Dany'ego w pierwszej części integrala, pomimo jego belgijskiego pochodzenia, przypominają amerykańskie dokonania komiksowe i przynoszą na myśl "Tarzana" i grono jego następców, w którym eksperymentowano z ujęciami i efektownymi skrótami perspektywicznymi.
Natomiast "Dwadzieścia lat później" jest już zupełnie inaczej rysowane. Tendencje realistyczne umocniły się jeszcze bardziej, kreska stała się bardziej "europejska", choć ja dostrzegam w niej znowu skłonności charakterystyczne dla wczesnego Barry'ego Windsor-Smitha z pierwszych "Conanów" i Johna Buscemy, czyli amerykańskich klasyków lat osiemdziesiątych. Podpierając się tym przykładem można zaryzykować wysunięcie tezy, że do pewnego momentu, rozwój komiksu w Europie i Ameryce szedł podobnymi torami.
Z pewnością "Historia bez bohatera" będzie nie lada gratką dla miłośników europejskiej starej szkoły komiksu. Co dziwić nie może, skoro album Jean Van Hamme'a i Dany'ego został wydany w egmontowej kolekcji "Plansze Europy". Pomimo że historia dość mocno się zestarzała, świetnie pokazuje jak zmieniał się styl rysowania komiksów realistycznych na przestrzeni dwudziestu lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz