Historia sformowania się pierwszego składu "nowych" Mścicieli rozpoczyna się w pół roku po wydarzeniach przedstawionych na kartach "Avengers: Disassembled". Po najtragiczniejszym dniu w historii Największych Ziemskich Bohaterów, w którym Scarlet Witch przeżyła załamanie nerwowe i straciła kontrolę nad swoimi mocami, po śmierci Hawkeye'a i Visiona, Avengers się rozpadli. Ale jak życie nie znosi pustki, tak amerykański rynek komiksowy potrzebuje tytułu, w którym flagowi herosi Domu Herosów łączą swe siły, aby powstrzymać zagrożenie przewyższające ich indywidualne możliwości.
Pracując nad nową wizją Mścicieli Brian M. Bendis skorzystał z przepisu Granta Morrisona na Ligę Sprawiedliwości. W "JLA" szkocki autor zebrał w jednym zespole ikonicznych herosów DCU i wyszykował dla nich przygody, które do dziś porażają swoim rozmachem. Konglomerat czołowych twórców (ilustracjami do serii zajmowali się między innymi Leinil Francis Yu, Olivier Coipel czy Frank Cho), zestaw największych gwiazd (Kapitan Ameryka, Iron-Man, Spider-Man i Wolverine), wymieszany ze świeżą krwią (Luke Cage, Sentry i Spider-Woman) i nowymi pomysłami Bendisa miał zagwarantować sukces serii "New Avengers".
I rzeczywiście, ożywcza formuła się sprawdziła. Komiks niemal z miejsca stał się przebojem, zjednując sobie zastęp wiernych fanów, choć nie brakowało malkontentów, tęskniących do estetyki Srebrnej Ery. Akurat "Ucieczka", premierowy tom tej serii, trzyma się jeszcze mocno tradycyjnych schematów opowieści o Mścicielach. Pojawia się już jednak charakterystyczny bendisowy humor, zabawa z konwencjonalnymi chwytami, kruszenie strasznie poważnej konwencji "epic super-hero story" szczyptą ironii i skrobaniem w czwartą ścianę. Trudno nie mieć zdrowego dystansu do utworu, w którym grupa nadmiernie umięśnionych mężczyzn w kostiumach trafia na Antarktydę, po której biegają dinozaury, roznegliżowane dzikuski, prezentujące dopuszczalną dawkę nagości w komiksach dla młodzieży oraz mutanci, będący efektem eksperymentów genetycznych byłego jeńca hitlerowskich obozów. Hej, Marvel aż sam się prosi o podśmiechujki!
Brakuje jeszcze w "Ucieczce" tych elementów, dzięki którym "NA" wyróżniali się w zalewie przeciętnej, superbohaterskiej sieczki. Bendis wychodząc z założenia, że z opowieści o ubranych w kolorowe trykoty mięśniakach na poziomie treści zbyt wiele nie da się już wycisnąć, skupił się na formie. Burząc zwyczajny chronologiczny układ fabuły licznymi retardacjami, mnożąc retrospekcje, mieszając w strukturze przyczynowo-skutkowej, maksymalnie uatrakcyjnia superbohaterską sztampę. Świetnie będzie to widać w późniejszych tomach serii, w tym w moim ulubionym "Revolution", natomiast "Breakout" (który z kolei do moich faworytów nie należy) może się poszczycić kilkoma momentów. Efektowne wejście Marii Hill w finale, subtelnie zapowiadające pewne wątki z "Civil War", sposób, w jaki Sentry załatwił Carnage'a, któremu udało się nawet stać internetowym memem, czy większość przezabawnych wejść Człowieka Pająka to kilka z takich przebłysków Bendisa.
David Finch nigdy nie należał do moich ulubionych rysowników, ale trzeba uczciwie przyznać, że w "New Avengers" wspiął się na wyżyny swoich możliwości. Jego późniejsze prace w Marvelu, między innymi przy "Ultimatum", prezentują się blado w porównaniu z wydanym pierwotnie w połowie zeszłego dziesięciolecia albumie. Jego grubo ciosana, tęga krecha, gęsto podlano tuszem przywołuje efektowny styl najpopularniejszych rysowników lat dziewięćdziesiątych – Jima Lee czy Whilce'a Portacio.
Cieszę się, że Musze mimo wielu problemów udało się w końcu wystartować z polską wersją "New Avengers", która ucieszy wszystkich fanów super-hero (o ile jeszcze nie posiadają w swoich kolekcjach wersji oryginalnej). Zastanawiam się jednak, jak duński wydawca poradzi sobie z uwikłaniem on-goinga pisanego przez Briana M. Bendisa w największe marvelowskie wydarzenia ("Civil War", "Secret Invasion", "Siege"), które bardzo trudno czytać bez znajomości kilku innych tytułów. Co zrobi w sytuacji, kiedy "NA" będą bezpośrednio łączyć się z innymi, pokrewnymi seriami ("Mighty Avengers" i "Dark Avengers")? Obszerny komentarz i nakreślenie kontekstu raczej nie wystarczą, aby lektura pojedynczego tomu stała się satysfakcjonująca…
6 komentarzy:
Mam nadzieję, że Mucha będzie w miarę często wydawać NA. Pierwszy tom mam już w oryginale (podobał się, chociaż spodziewałem się czegoś lepszego), ale od drugiego zacznę kupować musze wydania.
Możecie coś napisać o pozostałych nowościach od Muchy? Wolverine, Thor? Nawet kilka słów, w komentarzu. Z chęcią sprawdzę Wolviego (choć nie wiem, czy nie skuszę się na wydanie oryginalne w jednym tomie), natomiast Thor nigdy mnie nie interesował, ale może akurat warto przeczytać Wikingów?
pozdrawiam
G.
Thor to ultra kupa - Ellis po prostu sobie niewybredny żart z Marvela puścił, a oni go puścili, i to w MAXie :) ultra-głupie, ale być moiże (mam nadzieję) to efekt zamierzony.
Logana nie znam, a chętnie sprawdzę - Millar i Romita w dobrym okresie to wystarczająca rekomendacja. A i chyba Blacksad czytał i przypadło mu do gustu.
Thora to chyba napisał Ennis...
Nawet na pewno. A kto ma ochotę na Thora według Ellisa niech sięgnie po bodajże osiemnasty "Mega Marvel"
Plask, oczywiście, że Ennis, nie Ellis. Miałem pewnie w głowie podobny numer, który Ellis wyciął Marvelowi robiąc jedną mini w ramach Ultimate universe.
Enemy of The State czytałem - niestety, nie polecam. Natłok marvelowskich postaci (to jakby oczywiste) i Logan cipkowaty i bez formy "jestemtakizłyiwaszjem". Rozczarowałem się bardzo tą historią i uważam, że "Old Man Logan" i "Ultimate Wolverine vs. Hulk" zjadają ją na długiej przerwie w pierwszej klasie gimnazjum.:)
Prześlij komentarz