poniedziałek, 16 sierpnia 2010

#535 - Tajna Wojna

Pomysł na fabułę „Tajnej Wojny” Brian M. Bendis zaczerpnął z opowieści byłego agenta amerykańskich służb wywiadowczych, którą usłyszał w dzieciństwie. Przynajmniej on sam tak twierdzi, a rozważanie czy tak rzeczywiście było, to już kwestia drugorzędna. Szczególnie, że udało mu się znakomicie wpleść paranoiczny nastrój rozgrywek szpiegowskich na globalną skalę, w historię, w której faceci ubrani w obcisłe kostiumy okładają się pięściami i strzelają promieniami z dupy.
Aby przybliżyć, o czym „Secret War” opowiada, nie sposób nie zdradzić nieco z jego fabuły. Dyrektor marvelowskiej agencji wywiadowczej S.H.I.E.L.D., Nick Fury, prowadzi dochodzenie w sprawie dziwnych działań trzecioligowych superprzestępców. Zastanawia się skąd podrzędne szumowiny mają dostęp do superzaawansowanej technologii. Jak się okaże, ich ataki sponsorowane są przez królestwo Latverii. Dla mniej zorientowanych w geografii – Latveria jest fikcyjnym państwem w Europie, sąsiadującym z Węgrami, Rumunią, Chorwacją i (równie wyimaginowaną) Symkarią. To ostatni bastion totalitaryzmu na Starym Kontynencie, do niedawna rządzony żelazną pięścią przez arcyłotra Marvela, Doktora Dooma. Wybryki bandy zamaskowanych psychopatów na amerykańskiej ziemi można więc potraktować, jako akty terroru, wymagające podjęcia odpowiednich działań. Niestety, Fury ma związane ręce. Rząd amerykański utrzymuje bowiem bardzo zażyłe kontakty dyplomatyczne z administracją Lucii Von Bardas. Nowa latveriańska pani premier podjęła się trudu demokratyzacji swojej ojczyzny, wydatnie korzystając przy tym z pomocy finansowej USA. Fury przypuszcza, że pieniądze brane z kieszeni amerykańskich podatników wcale nie są przeznaczane na światłe reformy, tylko na futurystyczny program zbrojeniowy. Nie waha się długo z zebraniem oddziału zaufanych herosów (Kapitan Ameryka, Spider-Man, Daredevil, Luke Cage i Wolverine) i wypowiedzeniem małej, tajnej wojny Latverii.

Czytając niektóre z ostatnich komiksów autorstwa Briana M. Bendisa zdążyłem zapomnieć, jaki jest z niego cholernie dobry scenarzysta. Miło jest sobie to przypomnieć. Przede wszystkim świetnie czuje formę amerykańskiego zeszytu, w przypadku „Tajnej Wojny”, liczącego nieco więcej, niż standardowe 24 strony. Misternie przeplata wątki, rozgrywające się w różnych momentach trwania fabuły, pozostawiając czytelnikowi przyjemność poskładania ich razem, przez co gdzieś na końcu języka kołacze się porównanie go z Guy`em Ritchie. Nie sposób również nie wspomnieć o bendisowskiej ręce do pisania dialogów i operowania cliffhangerami. Na rynku komiksowym Bendis zabłysnął znakomitymi kryminałami i przyznam, że nie spodziewałem się po nim tak ciekawie pomyślanej (jak na standardy super-hero, oczywiście) opowieści sensacyjnej. Gęsto podlanej szpiegowskim sosem, z delikatną, geopolityczną nutką. W „Tajnej Wojnie” poprzez wplątanie w agenturalne układy, ubrani w kolorowe kostiumy nadludzie, mutanci, kosmici i innej maści dziwolągi zyskują nieco na realizmie. Na tej operacji najlepiej wyszły postaci trudniące się groteskowym zawodem superprzestępcy.

Z komiksami „malarskimi” zawsze jest problem. Niekoniecznie to, co pięknie prezentuje się oprawione w ramy i powieszone na ścianie, musi sprawdzić się w komiksie. Trudno odmawiać kunsztu Alexowi Rossowi, ale jego statyczny i hiperrealistyczny styl nie zawsze pasuje do komiksowej poetyki opowiadania obrazem. Na szczęście z rysunkami Gabriele Dell`Otto, który odpowiada za oprawę wizualną „Tajnej Wojny”, nie ma tego problemu. Styl włoskiego grafika przynosi na myśl bardziej ułożonego Simona Bisleya. Mniej zdeformowany, ale w porównaniu ze wspomnianym Rossem, brudniejszy i bardziej ekspresyjny. Nie ma wątpliwości, że Dell`Otto jest bardzo mocnym atutem "Tajnej Wojny".
Pierwszy numer mini-serii „Secret War” ukazał się w kwietniu 2004 roku, a na ostatni zeszyt amerykańscy czytelnicy musieli czekać aż do grudnia 2005. Tytuł cierpiał na potworne opóźnienia i tyle dobrze, że w Polsce ukazuje się od razu w wersji albumowej. Szkoda tylko, że polskie wydanie zbiorcze zostało bardzo brutalnie okrojone z prawie stu stron dodatków. Nie wiadomo jeszcze, z jakich, bo nie trzymałem w rękach rodzimej edycji, ale w oryginale znajdowało się mnóstwo bonusowego materiału. Odautorskie komentarze, mnóstwo szkiców, projektów i niewykorzystanych grafik, galeria Dell`Otto, kartoteka przestępców występujących na kartach komiksu i wreszcie uzupełniające fabułę raporty agentów Woo i Stilwella.

Do końca roku jeszcze trochę pozostało, ale ja pokusiłbym się już o stwierdzenie, że „Tajna Wojna” Briana M. Bendisa i Gabriele Dell`Otto to najciekawsza pozycja nurtu superhero, jaka wyszła w 2010. A już z pewnością jedna z najlepszych, choć w tym roku wybór był dość mizerny.

3 komentarze:

Jan Sławiński pisze...

Możesz napisać coś więcej o dodatkach znajdujących się w oryginale?

pozdro

Kuba Oleksak pisze...

Tak jak pisałem :)

Oprócz klasycznego zestawu (galeryjka Dell`Otto, szkice, projekty nowych kostiumów postaci - wszystko b.fajne), wstępów, raportów z pracy nad komiksem są integralne z fabułą elementy pozakomiksowe. Raporty z przesłuchań SHIELD agentów Woo i Stilwella, "notatki" Nicka Fury`ego.

Fajne sprawy - przypuszczam, że będą w muszym wydaniu.

W przeciwieństwie do ekstrasów z twardookładkowca. Przypuszczam w haceku (jak stoi na Amazonie) są jeszcze marvelowe kartoteki (w stylu handbookowym) złoczyńców.

Kuba Oleksak pisze...

Wszystko jasne - porównując wersję polską z oryginalną, Mucha bardzo nieładnie okroiła komiks z przesłuchań agentów Woo i Stillwela, które stanowiły dość ważną część fabuły samego komiksu :/

Wywiady były dostępne w zeszytach i trejdzie.

Będzie to wadziło nie tylko purystom, ale też zwykłym czytelnikom, którzy chcieliby obcować z całością dzieła.