piątek, 13 sierpnia 2010

#531 - Wywiadówka: "Życie bez dymka" - rozmowa z Grzegorzem Januszem

W drugiej, nieco luźniejszej części wywiadu z Grzegorzem Januszem rozmawiamy o kolejnych odcinkach przygód Ottona i Watsona, konkursach i paleniu papierosów.
 Tomasz Kontny: Zebrałeś chyba wszystkie poważniejsze nagrody, które mają do zaoferowania polskie festiwale i konkursy komiksowe. Co dalej? Zamierzasz spocząć na laurach i pozwolić wyżyć się mniej utytułowanym, samemu zajmując się pisaniem albumów, czy jeszcze na to nie pora?
Grzegorz Janusz: Konkursy wciąż mnie bardzo ekscytują. Są pretekstem do napisania nowych historyjek i sprawiają, że zajmuję się tematami, o jakich sam z siebie nigdy bym nawet nie pomyślał. Poza tym bardzo lubię krótką formę, więc o rezygnacji z konkursów nie mam mowy. 
 
W miarę upływu lat spędzonych na wymyślaniu fabuł, kolejne teksty pisze Ci się coraz łatwiej, czy coraz trudniej?
Trudno powiedzieć. Pomysłów mam jakby trochę mniej niż kiedyś, ale są one raczej lepsze niż te stare i łatwiej zamienia mi się je na gotowe scenariusze.
 
Był czas, kiedy nie byłeś tak znany w komiksowym środowisku jak teraz, chociaż ukazywało się sporo komiksów do Twoich scenariuszy. Co było przełomowym momentem w Twojej karierze, czyżby zwycięstwo „Esencji” w konkursie francuskiego wydawnictwa Glénat i telewizji arte? Czy w ogóle uznajesz jakieś wydarzenie za przełomowe?
Tamten konkurs (2004 r.) był oczywiście bardzo ważny, ale za przełom uznałbym raczej antologię „44” z 2007 roku. Wcześniej nie przypuszczałem nawet, że mógłbym napisać coś o Powstaniu Warszawskim, a do antologii ni z tego, ni z owego dałem cztery historie i nagle dotarło do mnie, że moje poprzednie teksty były dosyć ograniczone, skupione na kilku raczej oklepanych tematach. Horyzonty i zainteresowania znacznie mi się wtedy poszerzyły.
 
Parafrazując popularne pytanie: czy z pisania scenariuszy komiksowych da się wyżyć?
Z samych scenariuszy komiksów to nie, ale w ogóle z pisania to prawie, prawie... Gdyby nie te siarczyste mrozy i nieplanowane wydatki z tym związane, nie byłoby najgorzej.
 
Czy Grzegorz Janusz uległ aktualnej modzie na seriale telewizyjne? Idąc dalej – czy masz w planach serial komiksowy? Chętnie poczytałbym (na przykład) zeszytowe przygody Ottona i Watsona w cyklu kwartalnym…
Bardzo chętnie zająłbym się czymś cyklicznym, zmusiłoby mnie to do regularności, z którą mam wielki problem. Dawno temu były plany, żeby trzecia część „Ottona & Watsona” poszła w odcinkach w „Nowej Fantastyce”, ale na planach się skończyło.
 
W komiksowe postaci w cyklu „Przebiegłe dochodzenie Ottona i Watsona” wcielają się m. in. Maciej Parowski i Paweł Dunin-Wąsowicz. Kto decyduje o takich „występach gościnnych”? Czy sobowtóry mogą liczyć na specjalne względy w komiksie?
O występach postaci z życia wziętych decydował rysownik. W zasadzie każda postać z komiksu ma swój rzeczywisty pierwowzór, znacznie ułatwia to rysowanie, ale również charakterystykę psychologiczną. W „Romantyzmie” wystąpili również Robert Adler, Tomasz Niewiadomski, Ernesto Gonzales. O specjalnym traktowaniu nie mam mowy: wszyscy zginęli w komiksie.
 
Szczur Watson jest jednym z bardziej charakterystycznych niemych bohaterów komiksowych. Dlaczego padło akurat na szczura? Stoi za tym spisek wielbicieli gryzoni, a może jakaś anegdota?
W początkowym etapie pracy nad „Esencją” uświadomiłem sobie, że muszę niezbyt rozgarniętemu detektywowi dopisać jakiegoś pomocnika, w przeciwnym razie główny bohater zginie marnie na trzeciej góra planszy komiksu. Od razu pomyślałem o tresowanym zwierzęciu. Najpierw miał to być pies, potem gadająca papuga, ale wreszcie stanęło na szczurze, gdyż bohater pół życia spędza w kanałach.
 
Czy i ewentualnie kiedy możemy się spodziewać kontynuacji przygód dwójki wspaniałych detektywów Ottona i Watsona? (autor: Kubidło) 
Scenariusze dwóch kolejnych tomów („Antyromantyzm” i „Heroizm”) są od dawna gotowe. Natomiast nie wiem, niestety, kiedy zostaną zrealizowane.
 
Jak długo palisz papierosy? Próbowałeś rzucić, czy jakoś nigdy nie ciągnęło Cię do życia bez dymka?
Właśnie obliczyłem, że dłużej jestem palaczem (20 lat) niż byłem niepalącym (19 lat). Owszem, rzucałem, ale na krótko. Wiem, że to trucizna, ale mam tez niestety świadomość, że zawdzięczam nikotynie sporo niezłych pomysłów.

Brak komentarzy: