"Incognegro" okazało się, na tyle interesującą pozycją, że doczekało się na naszych łamach recenzyjnego dwugłosu. Komiks Mata Johnsona i Warrena Pleace`a wydany przez Egmont w kolekcji Wiek XX/wiek XXI oceniają Kuba Oleksak i Daniel Gizicki. Tekst Kuby pierwotnie ukazał się na łamach nieistniejących Below Radars i na Kolorowe Zeszyty powraca w nieco odświeżonej formie.
Kuba Oleksak:
Ameryka z początków ubiegłego wieku to kraj, w którym lincze dokonywane na czarnoskórych obywatelach były na porządku dziennym. Prasa traktowała je jako element południowego folkloru, czegoś tak powszechnego i normalnego, że nie istniała potrzeba informowania o tym opinii publicznej. A przynajmniej "białej" prasy. Zane Pinchback jest czarny. Pracuje w nowojorskim dzienniku "New Holland Herald". Jako reporter śledczy zdaje relację z samosądów. Udaje mu się to, bowiem jego karnacja jest tak jasna, że przez rednecków jest brany za białego. Może incognito, a właściwie incognegro, być świadkiem "widowisk".
Ostatni reportaż nie był udany. Zane został niemal zdemaskowany i teraz chce zrezygnować z kolumny i tajnej tożsamości, by zająć się krytyką sztuki. Jednak jego redaktor ma dla niego jeszcze jeden, ostatni materiał do zrealizowania. W Tupela, w stanie Missisipi jego brat bliźniak, Alonzo, o skórze czarnej jak smoła ma kłopoty. Został aresztowany pod zarzutem morderstwa białej dziewczyny, Micheali Matters. Zane, podając się za wysokiego działacza Ku Klux Klanu, wraz ze swoim przyjacielem z Nowego Jorku (również "bladym" Afroamerykaninem) ruszają na pomoc.
Mat Johnson, autor scenariusza, jest jednocześnie pisarzem obficie nagradzanych książek traktujących o tematyce afro-amerykańskiej i, od 2005 roku, ojcem bliźniaków. Jedno z nich jest białe, drugie czarne. Johnson przyznaje, że fabuła komiksu jest dosyć luźno nawiązuje do działalności Warrena Francisa White'a, aktywisty NAACP, jednej z najstarszych organizacji walczących o zniesienie segregacji rasowej i prawa człowieka. White był pierwowzorem Pinchbacka – był murzynem, który wyglądał jak biały i wykorzystywał to w infiltracji Ku Klux Klanu i pisaniu swoich relacji z linczów.
"Incognegro" to dosyć krótka, zwarta opowieść oparta z pozoru na absurdalnym pomyśle – na samym początku pomyślałem, że na maskaradę Zane mogą się nabrać tylko ci, których mylą okulary i zaczesana grzywka Clarka Kenta. Fabularny koncept, który wydawał mi się głupi, jest kołem zamachowym komiksu, przyczyną tragedii i znakomitą perspektywą poznawczą przyczyn ludzkiej nienawiści i głupoty. Pokazuje jak łatwo można manipulować ludźmi i do jakich tragedii może to prowadzić. Nawiasem mówiąc tragiczne zakończenie utworu i rozwiązanie zagadki tożsamości Incognegro należy do jego najmocniejszych punktów.
Niezwykle dużo miejsca autor poświęcił postaci Zane'a Pinchbacka, który wymyka się schematom pojmowania świata tylko przez pryzmat koloru skóry. Nie będąc ani czarnym, ani białym burzy dychotomiczne fundamenty świata utrzymanego w czarno-białych barwach, świata, którego już przecież nie ma. Zane jest zapowiedzią ery rasowej globalizacji, rozmycia się i utracie na znaczeniu różnic warunkowanych genetycznie.
Warren Pleece jest rysownikiem, któremu bliżej do standardu graficznego "Baśni", niż do stylu Daniela Clowes'a. Zgrabne, solidne rzemiosło, niepozbawione pewnego uroku, ale i błędów. Można by rzec – przeciętność w stylu Vertigo. Komiks jest czarno–biały, bez odcieni szarości.
Komiks Johnsona i Pleece'a łączy ze sobą wątki kryminalne, związane ze śledztwem Pinchbacka, podlane czarnym (sic!) humorem, z dawką obyczajowego historyzmu. Wydaję mi się, że scenarzysta nie wycisnął z tematu tyle, ile mógł. Jego obserwacjom, ubranym w przemyślenia Zane'a, trudno odmówić celności, lecz są to tylko błyskotliwe, pojedyncze spostrzeżenia. Myślę, że problematyka konfliktów rasowych, czarnoskórych mieszkańców południowych stanów, tamtejszej tradycji i mentalności, nie zostały odpowiednio pogłębione. Po części wynika to z samej struktury utworu, dla którego ta problematyka miała być ważnym kontekstem. Zresztą jest to chyba największy problem tego komiksu – miłośnicy kryminałów będą narzekać, że fabuła jest zbyt schematyczna, fanom opowieści obyczajowych będzie przeszkadzała płytkość historii, zahaczająca momentami o naiwność. Jeśli już jesteśmy przy zarzutach – Johnson o wiele dokładniej i ciekawej zarysował "białą" stronę konfliktu, ich fobie i racje, niż "czarną". Rasizm?Daniel Gizicki:
Ostatni reportaż nie był udany. Zane został niemal zdemaskowany i teraz chce zrezygnować z kolumny i tajnej tożsamości, by zająć się krytyką sztuki. Jednak jego redaktor ma dla niego jeszcze jeden, ostatni materiał do zrealizowania. W Tupela, w stanie Missisipi jego brat bliźniak, Alonzo, o skórze czarnej jak smoła ma kłopoty. Został aresztowany pod zarzutem morderstwa białej dziewczyny, Micheali Matters. Zane, podając się za wysokiego działacza Ku Klux Klanu, wraz ze swoim przyjacielem z Nowego Jorku (również "bladym" Afroamerykaninem) ruszają na pomoc.
Mat Johnson, autor scenariusza, jest jednocześnie pisarzem obficie nagradzanych książek traktujących o tematyce afro-amerykańskiej i, od 2005 roku, ojcem bliźniaków. Jedno z nich jest białe, drugie czarne. Johnson przyznaje, że fabuła komiksu jest dosyć luźno nawiązuje do działalności Warrena Francisa White'a, aktywisty NAACP, jednej z najstarszych organizacji walczących o zniesienie segregacji rasowej i prawa człowieka. White był pierwowzorem Pinchbacka – był murzynem, który wyglądał jak biały i wykorzystywał to w infiltracji Ku Klux Klanu i pisaniu swoich relacji z linczów.
"Incognegro" to dosyć krótka, zwarta opowieść oparta z pozoru na absurdalnym pomyśle – na samym początku pomyślałem, że na maskaradę Zane mogą się nabrać tylko ci, których mylą okulary i zaczesana grzywka Clarka Kenta. Fabularny koncept, który wydawał mi się głupi, jest kołem zamachowym komiksu, przyczyną tragedii i znakomitą perspektywą poznawczą przyczyn ludzkiej nienawiści i głupoty. Pokazuje jak łatwo można manipulować ludźmi i do jakich tragedii może to prowadzić. Nawiasem mówiąc tragiczne zakończenie utworu i rozwiązanie zagadki tożsamości Incognegro należy do jego najmocniejszych punktów.
Niezwykle dużo miejsca autor poświęcił postaci Zane'a Pinchbacka, który wymyka się schematom pojmowania świata tylko przez pryzmat koloru skóry. Nie będąc ani czarnym, ani białym burzy dychotomiczne fundamenty świata utrzymanego w czarno-białych barwach, świata, którego już przecież nie ma. Zane jest zapowiedzią ery rasowej globalizacji, rozmycia się i utracie na znaczeniu różnic warunkowanych genetycznie.
Warren Pleece jest rysownikiem, któremu bliżej do standardu graficznego "Baśni", niż do stylu Daniela Clowes'a. Zgrabne, solidne rzemiosło, niepozbawione pewnego uroku, ale i błędów. Można by rzec – przeciętność w stylu Vertigo. Komiks jest czarno–biały, bez odcieni szarości.
Komiks Johnsona i Pleece'a łączy ze sobą wątki kryminalne, związane ze śledztwem Pinchbacka, podlane czarnym (sic!) humorem, z dawką obyczajowego historyzmu. Wydaję mi się, że scenarzysta nie wycisnął z tematu tyle, ile mógł. Jego obserwacjom, ubranym w przemyślenia Zane'a, trudno odmówić celności, lecz są to tylko błyskotliwe, pojedyncze spostrzeżenia. Myślę, że problematyka konfliktów rasowych, czarnoskórych mieszkańców południowych stanów, tamtejszej tradycji i mentalności, nie zostały odpowiednio pogłębione. Po części wynika to z samej struktury utworu, dla którego ta problematyka miała być ważnym kontekstem. Zresztą jest to chyba największy problem tego komiksu – miłośnicy kryminałów będą narzekać, że fabuła jest zbyt schematyczna, fanom opowieści obyczajowych będzie przeszkadzała płytkość historii, zahaczająca momentami o naiwność. Jeśli już jesteśmy przy zarzutach – Johnson o wiele dokładniej i ciekawej zarysował "białą" stronę konfliktu, ich fobie i racje, niż "czarną". Rasizm?Daniel Gizicki:
Muszę przyznać, że "komiksy faktu" serwowane przez Egmont w ramach serii XX wiek/XXI wiek jakoś mnie do siebie nie przekonały. Żenujące "Niebo nad Brukselą", dużo ciekawszy "Deogratias" (który miał pecha bo jakoś w tym samym czasie przeczytałem "Strategię antylop" Jeana Hatzfelda, która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, a komiks był "tylko" dobry), "Berlin" jakoś przegapiłem i tak w sumie z przypadku sięgnąłem po "Incognegro". I dobrze zrobiłem bo to zacny tytuł.
Stany Zjednoczone to taki śmieszny kraj, w którym wszyscy nie posiadający "białych" europejskich korzeni mają przerąbane. Indianie - rdzenna ludność amerykańska - eksterminowana, wyniszczona kulturowo, wreszcie zamknięta w rezerwatach. Czarnoskórzy - najpierw jako niewolnicy, potem jako niższa klasa społeczeństwa, długo zamknięci w cywilizacyjnym getcie. Latynosi podobnie - to wciąż życie na marginesie. I te niechlubne wątki historii najpotężniejszego imperium świata często poruszają twórcy. Czasem w ujęciu humorystycznym (Jak choćby bracia Cohenowie w "Bracie gdzie jesteś") czy bardzo poważnym ("Missisipi w ogniu"). Tematy nierówności społecznych na tle rasowym to niezmiennie żywa i drażliwa kwestia, dlatego jako odbiorca oczekuję umiejętnego potraktowania tematu.
W "Incognegro" scenarzysta Mat Johnson zagrał bardzo wyraźnymi opozycjami. Jest tu jasny podział na dobrych i złych z nielicznymi wyjątkami. Będący obserwatorem zdarzeń, Zane tytułowy Incognegro a więc dziennikarz murzyńskiego pochodzenia ale o białej skórze udający białego, wędruje na południe i opisuje bestialstwo białych farmerów w stosunku do lokalnych przedstawicieli czarnej rasy. I to właśnie historię jednej z takich eskapad przedstawiają karty komiksu. Oczywiście nie jest to jedynym wątkiem dzieła, bo Johnson pokazuje również zdziwaczenie niektórych bohaterów, naiwny idealizm innych i przede wszystkim zaściankową głupotę amerykańskiej prowincji. To zaiste przerażająca opowieść.
Komiks zilustrował Warren Pleece i trzeba przyznać, że bardzo ascetyczna i oszczędna kreska doskonale oddaje opowiadaną historię. Dodatkowym atutem jest umiejętne prowadzenie narracji obrazem, dzięki czemu w odpowiednich momentach akcji przyspiesza w innych zaś zwalnia. Takim bardzo udanym elementem są całostronicowe plansze będące puentą dla konkretnych wydarzeń.
"Incognegro" to niewątpliwie komiks wart polecenia, bo w bardzo udany, choć w gruncie rzeczy prosty i pozbawiony fajerwerków, sposób opowiada o ważkich problemach. I właśnie takich tytułów oczekuję w serii XX wiek/XXI wiek.
Stany Zjednoczone to taki śmieszny kraj, w którym wszyscy nie posiadający "białych" europejskich korzeni mają przerąbane. Indianie - rdzenna ludność amerykańska - eksterminowana, wyniszczona kulturowo, wreszcie zamknięta w rezerwatach. Czarnoskórzy - najpierw jako niewolnicy, potem jako niższa klasa społeczeństwa, długo zamknięci w cywilizacyjnym getcie. Latynosi podobnie - to wciąż życie na marginesie. I te niechlubne wątki historii najpotężniejszego imperium świata często poruszają twórcy. Czasem w ujęciu humorystycznym (Jak choćby bracia Cohenowie w "Bracie gdzie jesteś") czy bardzo poważnym ("Missisipi w ogniu"). Tematy nierówności społecznych na tle rasowym to niezmiennie żywa i drażliwa kwestia, dlatego jako odbiorca oczekuję umiejętnego potraktowania tematu.
W "Incognegro" scenarzysta Mat Johnson zagrał bardzo wyraźnymi opozycjami. Jest tu jasny podział na dobrych i złych z nielicznymi wyjątkami. Będący obserwatorem zdarzeń, Zane tytułowy Incognegro a więc dziennikarz murzyńskiego pochodzenia ale o białej skórze udający białego, wędruje na południe i opisuje bestialstwo białych farmerów w stosunku do lokalnych przedstawicieli czarnej rasy. I to właśnie historię jednej z takich eskapad przedstawiają karty komiksu. Oczywiście nie jest to jedynym wątkiem dzieła, bo Johnson pokazuje również zdziwaczenie niektórych bohaterów, naiwny idealizm innych i przede wszystkim zaściankową głupotę amerykańskiej prowincji. To zaiste przerażająca opowieść.
Komiks zilustrował Warren Pleece i trzeba przyznać, że bardzo ascetyczna i oszczędna kreska doskonale oddaje opowiadaną historię. Dodatkowym atutem jest umiejętne prowadzenie narracji obrazem, dzięki czemu w odpowiednich momentach akcji przyspiesza w innych zaś zwalnia. Takim bardzo udanym elementem są całostronicowe plansze będące puentą dla konkretnych wydarzeń.
"Incognegro" to niewątpliwie komiks wart polecenia, bo w bardzo udany, choć w gruncie rzeczy prosty i pozbawiony fajerwerków, sposób opowiada o ważkich problemach. I właśnie takich tytułów oczekuję w serii XX wiek/XXI wiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz