Autorem poniższego tekstu jest Michał Ochnik, który o kulturze popularnej i nie tylko pisze na blogu Mistycyzm popkulturowy.
Czytanie "Transmetropolitan" w 2019 roku to dość… pouczające doświadczenie, pokazujące w jak innym kierunku podążała rzeczywistość jeszcze dwie dekady temu. Komiks Warrena Ellisa był bowiem – przede wszystkim – satyrą na Amerykę przełomu tysiącleci, jeszcze sprzed zamachu terrorystycznego na World Trade Center, wojny w Iraku, kryzysu ekonomicznego i całego tego Sajgonu, z którym musimy sobie radzić do dnia dzisiejszego.
Była to rzeczywistość zupełnie inna od tej, którą mamy teraz – dlatego zawarty w komiksie zjadliwy komentarz społeczny potępiający, między bardzo wieloma innymi zjawiskami społecznymi, rozdmuchany konsumpcjonizm, pozbawiony moralnego kręgosłupa liberalizm i seksualne transgresje jako oznakę rozpusty, brzmi dziś odrobinę abstrakcyjnie. Wiele się zmieniło od tamtego czasu. Niekoniecznie na lepsze.
Najmocniej uderzyło mnie to w momencie, gdy Pająk Jeruzalem, główny bohater serii, zastanawia się, czy powodem panującej wokół niego apatycznej dekadencji społeczeństwa nie jest fakt, że utraciła ona kontakt z własnymi korzeniami – futurystyczna wersja USA w świecie komiksu przestała stosować tradycyjny kalendarz i większość osób zaczęła kontekstualizować przeszłość poprzez orientacyjne wydarzenia z historii najnowszej. „Ponieważ trudno jest odnieść się do przeszłości, bardziej niż kiedykolwiek żyjemy w teraźniejszości” mówi w pewnym momencie protagonista. O ile taka refleksja pod koniec lat dziewięćdziesiątych mogła stosunkowo dobrze rezonować z ówczesną rzeczywistością, o tyle współcześnie jest ona wyjątkowo nietrafiona. Przeszłość nawiedza nas nieustannie, w polityce, międzyludzkich relacjach i kulturze masowej.
Nie winię komiksu za to, że jest produktem swoich czasów. Przeciwnie – bardzo go za to cenię. Podkreślałem to jednak wielokrotnie i będę pewnie jeszcze podkreślał przy wielu innych okazjach – "Transmetropolitan" to komiks, który w wielu miejscach dość dramatycznie się zestarzał. Znajduję to szczególnie zabawnym w świetle faktu, że w trakcie pisania tej serii Warren Ellis tworzył równolegle inny projekt – metanarracyjny komiks superbohaterski "Planetary", który pod wieloma względami jest przeciwieństwem "Transmetropolitan". Także pod względem relewantności. "Transmetropolitan" był zjadliwą krytyką społeczną, która z czasem straciła swoją aktualność. "Planetary" tymczasem, jako list miłosny do kultury popularnej dwudziestego wieku, z czasem tej aktualności nabrał i dziś, w rzeczywistości, w której kultura masowa bazuje niemal wyłącznie na formach kulturowych powołanych do istnienia dwadzieścia, czterdzieści, siedemdziesiąt czy nawet sto lat temu, "Planetary" jest znacznie bardziej aktualne niż w chwili swojej premiery. I dlatego – choć oba komiksy uznaję za wybitne – myślę, że to ten drugi znacznie lepiej przetrwał próbę czasu.
Wróćmy jednak do "Transmetropolitan". Odbywające się w ostatnim tomie wybory spowodowały, że do władzy doszło polityczne monstrum pozbawione jakiejkolwiek moralności i przyzwoitości, gotowe poświęcić zdrowie i życie osób ze swojego najbliższego otoczenia, byle tylko zapewnić sobie kadencję. Pająk, jako celebryta z relatywnie dużym wpływem na opinię publiczną, znalazł się zatem na celowniku – szczególnie, że już wcześniej miał na pieńku z obecnym prezydentem. Cały czwarty tom obraca się właśnie wokół tego konfliktu. Główny bohater zmuszony jest zejść do podziemia, porzucić swoją dotychczasową pracę i związać się z mniejszym wydawcą, zmienić miejsce zamieszkania (kilkukrotnie), uważać na płatnych morderców i jednocześnie prowadzić medialną kampanię wymierzoną w prezydenta, zamieniającego powoli cały kraj w autorytarne Piekło. W międzyczasie Pająkowi przytrafia się coś, co wymusza na nim konfrontację z własną śmiertelnością i refleksję odnośnie całego jego życia. Równolegle Yelena, jedna z jego asystentek, przechodzi interesującą transformację charakterologiczną – obcowanie z Pająkiem sprawia, że kobieta przejmować niektóre jego cechy charakteru i manieryzmy. Oba te wątki poprowadzone są umiejętnie, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nieco pospiesznie – wątkowi Yeleny zabrakło trochę mocniejszego kontrapunktu, wątek Pająka sprowadza się zaś do kilku nieskoordynowanych fabularnie sygnałów ostrzegawczych zwieńczonych diagnozą w jednym z ostatnich rozdziałów. Nie jest to w żadnym razie coś, co jakoś znacząco osłabiałoby wymowę tych narracji, jednak dało się to zrobić lepiej.
Poza główną linią fabularną tradycyjnie mamy również całe segmenty – a nawet rozdziały – poświęcone wyłącznie satyrze i komentarzom społecznym, w którym główni bohaterowie schodzą na dalszy plan albo, w przypadku Pająka, służą jako narratorzy. Tu Warren Ellis, twórca i scenarzysta "Transmetropolitan", błyszczy chyba najmocniej, wykorzystując świat przedstawiony jako soczewkę uwydatniającą przywary zachodniego społeczeństwa z przełomu tysiącleci. Największe wrażenie zrobił na mnie rozdział zatytułowany „Biznes”, w całości poświęcony zagadnieniu prostytucji osób nieletnich. Ellis podszedł do tego tematu w sposób bardzo mocny, przytłaczający i obciążający psychicznie, ale jednocześnie bez sensacyjnego, skandalizującego zadęcia czy eksploatacji.
W takich właśnie momentach (drugim z nich jest rozdział poświęcony osobom chorym psychicznie) z postaci Pająka wychodzi to, co trudno dostrzec na pierwszy, czy nawet na drugi rzut oka – jego empatię w stosunku do najsłabszych i najbardziej narażonych na skrzywdzenie. Łatwo zaszufladkować jest tę postać jako cynicznego dupka i antybohatera z przerośniętym ego i przywilejami społecznymi umożliwiającymi mu bezkarne łamanie norm społecznych i prawa, ale pod tą pozą kryje się znacznie więcej. Pająk nie jest ideałem. Nie jest nawet postacią pozytywną, chyba że na tle większości innych z jego otoczenia. Jest jednak idealistą, który troszczy się o innych na tyle, na ile pozwala mu na to sytuacja i jego własne ograniczenia charakteru.
Jeśli kupiliście trzy pierwsze tomy komiksu "Transmetropolitan", prawdopodobnie zakupicie również i ten, więc jakiekolwiek rekomendacje są Wam zupełnie zbędne. Warren Ellis i Darrick Robertson robią w nim dokładnie tak samo dobrą robotę, co we wszystkich poprzednich. Tymczasem gorąco zachęcam osoby, które nadal się wahają, by dały szansę tej serii – mając w głowie wszystkie powyższe zastrzeżenia, to wciąż jest wybitny, znakomicie napisany i narysowany komiks, który stanowi zarówno ważny punkt w historii tego medium, jak i zajmującą opowieść mocno przesiąkniętą polityczną i społeczną satyrą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz