Autorem tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.
Broń zdobyta, naboje wyprodukowane, czas na ostateczne starcie. Połączone siły trzech osad ocalałych z apokalipsy zombie ludzi przystępują do walki z złowieszczym Neganem. Oznacza to początek regularnej wojny, która pochłonie niejedno ludzkie życie. "Wojna totalna" zapowiada się na prawdziwą bombę w świecie "Żywych trupów". Czy nie okazała się ogromnym niewypałem?
Dwudziesty tom trupiej epopei przynosi nam początek tego, na co zanosiło się od dłuższego czasu. Zjednoczeni pod przywództwem Ricka ocaleni chcą zakończyć działalność Negana, czemu właściwie nie można się dziwić. Robert Kirkman długi czas przed rozpoczęciem "Wojny totalnej" umiejętnie podgrzewał atmosferę. Dzięki czemu także i ja przed premierą tego tomu miałem wielkie oczekiwania. Po skończonej lekturze moim pierwszym wrażeniem był zawód. Ale dałem albumowi drugą szansę i mój osąd się odmienił. Choć nadal uważam dwudziesty tom "Żywych Trupów" za komiks w porywach średni, to jednak wolelibyście nie wiedzieć co sądziłem o nim wcześniej.
Zacznę od plusów. "Wojna totalna" przede wszystkim ma sens. Przez cały tom mamy do czynienia ze zwartą, momentami aż zbyt mocno, ale sensowną historią. Plan ekipy Ricka jest logiczny i dobrze dostosowany do sytuacji, w jakiej znajdują się osady. Nie ma tu żadnych wątpliwych wtop fabularnych pokroju cudownie znalezionego magazynu z bronią. Z drugiej strony konfliktu mamy Negana, który jest nieprzewidywalny jak zwykle, natomiast jego barwne słownictwo i kwieciste uwagi sprawiają, że podczas lektury trudno momentami się nie uśmiechnąć. To także główny przeciwnik Ricka Grimes jest w tym tomie autorem najbardziej niespodziewanej sceny. Nie chcę tu spoilerować, ale chodzi mi oczywiście o przekazanie jeńca. Dałem się złapać na to, co wydarzyło się chwilę później i zwyczajnie nie mogę nie przyznać za to chociażby najmniejszego plusa.
Z drugiej strony scenarzysta pierwszy raz tak mocno skupił się na walkach, że niemal zupełnie pominął to, co przez długi czas było siłą serii - relacje między postaciami. Te co prawda w "Wojnie totalnej" się pojawiają, ale jest ich mało. Sprawiają wrażenie wymuszonych, są skompresowane do niezbędnego minimum. Nie sposób również nie zauważyć pewnej zależności. Jeśli fabuła dłuższą chwilę koncentruje się na jakiejś postaci z dalszego plany czy wręcz tła, możemy być pewni, że Kirkman coś dla niej szykuje. Zgonów w tym tomie jest dość sporo, co zgadza się z przywołanymi już zapowiedziami scenarzysty, lecz konia z rzędem temu, kto potrafiłby z pamięci wymienić imiona osób, które pożegnały ten świat. Scenarzysta czyści drugi plan z no-name’ów, za wyjątkiem jednej osoby, o której wspomniałem już wyżej.
Osobnych kilka słów należy się Ezekielowi. Jeśli czytaliście moje wcześniejsze recenzje, wiecie już że postaci tej zwyczajnie nie trawię. Tymczasem Robert Kirkman nadal konsekwentnie wysuwa go na pierwszy plan, chociaż tym razem wszystko idzie po utartej ścieżce i bohater zostaje powoli sprowadzany do roli kolejnego podwładnego Ricka. I przy tym staje się jeszcze bardziej irytujący. Każda scena, każdy kadr i każdy wątek z tą postacią uważam za nieporozumienie, a przy scenie, w której powinno nam się zrobić smutno z powodu losów Ezekiela, ja zwyczajnie nie mogłem przestać trzymać kciuków za to, że zje go jakiś zombie. Już dawno żadna postać tak bardzo nie irytowała mnie na łamach komiksu.
Charlie Adlard jak zwykle stworzył rysunki poprawne, momentami naprawdę stojące na wysokim poziomie. Od tego tomu wspomaga go Stefano Gaudiano, lecz właściwie trudno zauważyć jakąkolwiek różnicę w warstwie graficznej. Gdy piszę niewiele o pracy rysownika, oznacza to że nie mam ani nad czym się zachwycać, ani czego ganić. Wśród tego typu artystów Adlard jest w czołówce tych pozytywnie wyróżniających się. Jednak do najlepszych już chyba nigdy jednak nie dołączy.
Wydawnictwo Taurus Media jak zwykle nie zawiodło i jakość wydania dwudziestego tomu "Żywych Trupów" należy oceniać pozytywnie. Czy jednak warto zapłacić za niego te 43 złote minus rabaty? "Wojna totalna" nie należy do najlepszych momentów w serii, choć znaleźć można jeszcze słabsze. Niemniej wydaje mi się, że wśród wybuchów i strzelanin z komiksu uleciał duch, który towarzyszył cyklowi od pierwszego numeru. I nic nie wskazuje na to, że miałby powrócić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz