środa, 8 kwietnia 2015

#1843 - Przebudzenie

Autorem tekstu jest Przemek Pawełek, który o komiksie (i nie tylko) bloguje na Nas tu nie chce być.

Nie miałem dotąd jakoś przekonania do komiksów Scotta Snydera. "Amerykański Wampir" fajnie się rozpoczynał i narobił mi smaku na więcej, ale po drugim tomie nie żałowałem, że polski wydawca nie śpieszy się z jego kontynuacją. Jego "Batman" zaczyna się ciekawym, innym niż dotąd spojrzeniem na Gotham, ale też w końcu zawiódł mnie rozwinięciem i kolejne tomy czytam z umiarkowanym entuzjazmem. Do trzech razy sztuka. W końcu udało mi się przeczytać coś spod jego ręki, do czego nie mam większych zastrzeżeń.





"Przebudzenie" wchłania się jak dobry, amerykański kinowy blockbuster. Dzieje się dużo, akcja jest wartka, kolejne sceny są ciekawe wizualnie i podane całkiem niegłupio, acz oczywiście nie zaszkodzi nieco przymrużenia oka, jak to zwykle w przypadku rozrywkowych fabuł z epickim rozmachem bywa. Filmowe wzorce do których odwołuje się Snyder widać tu co chwilę - choćby pierwsze pięć zeszytów tej serii to ukłon w stronę twórczości Jamesa Camerona i Johna Carpentera. Grupa naukowców bada tajemnice, które mogą drzemać w morskich głębinach, czekając na swoje tytułowe przebudzenie. Kolejnych pięć zeszytów to nagła zmiana konwencji na mniej mroczną, za to bardziej przygodową.

Klimatycznemu oddaniu meandrów fabuły świetnie przysłużyła się kreska Seana Murphyego. Rysownik potrafi odjechać w bardziej czystą linię gdy przychodzi mu kreślić urządzenia czy maszyny, nie brak mu jednak charakteru. Jego rysunek bywa szorstki, brudny czy też poszarpany, ale nie nieczytelny. Równie dobrze wypada w kolorowej, drugiej połowie tomiku, co w pogrążonej w mroku i ciemnościach pierwszej części.


"Przebudzenie" to komiks który wchłania się łatwo i przyjemnie, faktem jednak jest że dużo po lekturze w głowie nie pozostaje. Dyskusyjny może być też dla niektórych finał, ale dla mnie wpisuje się on w koncepcję całości fabuły, która ma być spektakularna i pędzi tak szybko, że nie ma tu czasu na głębszą analizę. Inaczej jest już w spokojniejszej kulminacji, osobiście jednak nie mam większych zastrzeżeń, bo wpisuje się do dla mnie w przyjętą przez autora konwencję. To świetne czytadło bez wyższych ambicji, i ta bezpretensjonalność jest dla mnie wbrew pozorom zaletą. 

Snyder, choć zdecydował się na istotną woltę w środku opowieści, podaje swoją historię bardzo płynnie, nie zatracając tempa, nie grzęznąc w dialogach przerastających opowieść. Oddaje sporo miejsca Murphy`emu, który potrafi pokazać pazur. Jeśli chcecie przeczytać dobre rzemiosło w filmowym stylu, bujające się fabularnie gdzieś pomiędzy "Obcym 2", "Kulą" czy "Wodnym światem" i nie marnujące czasu czytelnika na wciśnięte na siłę refleksje o kondycji ludzkości, to może to być komiks dla Was.


Brak komentarzy: