Tekst powstał na zlecenie krakowskiego Instytutu Książki. Pierwotnie został opublikowany na tej stronie.
Lucie Lomová w "Dzikich" włącza się do postkolonialnych narracji, i choć odwołuje się do schematów, powielając utrwalone w kulturze (głównie tej popularnej) klisze, jest w stanie powiedzieć coś ciekawego. W komiksie pojawia się ograny motyw spotkania człowieka pierwotnego z cywilizacją. To zderzenie prymitywizmu i egzotyki południowoamerykańskich Indian z europejską i specyficzną w sobie Pragą stoi tak humorem, takim nieco w czeskim stylu, jak i tragizmem.
Lucie Lomová w "Dzikich" włącza się do postkolonialnych narracji, i choć odwołuje się do schematów, powielając utrwalone w kulturze (głównie tej popularnej) klisze, jest w stanie powiedzieć coś ciekawego. W komiksie pojawia się ograny motyw spotkania człowieka pierwotnego z cywilizacją. To zderzenie prymitywizmu i egzotyki południowoamerykańskich Indian z europejską i specyficzną w sobie Pragą stoi tak humorem, takim nieco w czeskim stylu, jak i tragizmem.
Książka autorki, która została wyróżniona w poznańskim konkursie ABECEDEX na komiks dla młodzieży, jest z jednej strony bardzo ujmująca, a z drugiej przejmująca. Wyrwany ze swojego środowiska naturalnego Indianin Czerwiusz zderza się z miejską obcością. Na tyle, na ile potrafi uczy się zupełnie nieznanego mu świata, obyczajów, kultury i stylu życia, choć tak naprawdę nigdy nie będzie mógł go w pełni zrozumieć za pomocą pojęć, które posiada. Choć z całych sił będzie próbował oswoić czeską "inność", to jest z góry skazany na porażkę (co prowadzi do wielu tyle zabawnych, co dramatycznych sytuacji). Przez cywilizację zawsze będzie traktowany jako dzikus, małpolud, ewentualnie antropologiczna ciekawostka nadająca się co najwyżej do ekspozycji w muzeum albo co gorsza w jakimś cyrku lub objazdowym przedstawieniu.
Jednak cały wymiar tragizmu Czerwiusza ujawni się, gdy powróci on do swojego domu, zlokalizowanego gdzieś w dżungli, na brzegu rzeki Paragwaj. Po tym wszystkim, co zobaczył, co przeżył i czego się dowiedział, nie będzie potrafił odnaleźć się w swoich pierwotnym środowisku. Cywilizacyjny szok, jaki przeżył uniemożliwi mu powrót i przyczyni się do odrzucenia go przez współplemieńców. Niejako odbiciem jego dziejów są losy Vojto, głównego bohatera komiksu, badacza i antropologa, który przywozi rezolutnego dzikusa do czeskiej stolicy. To typ niepokorny, który doskonale potrafi odnaleźć się w dziczy, ale o wiele trudniej przychodzi mu poruszanie się po drobnomieszczańskich praskich salonach. Jego kariera naznaczona jest licznymi nieporozumieniami, w czym nie pomaga jego bezkompromisowy charakter. Obcowanie ze światem dzikich jeszcze bardziej pogłębia alienację w jego "naturalnym środowisku". Kreowany przez autorkę obraz Vojto, jako "ostatniego sprawiedliwego" zdradza cechy silnie subiektywnej narracji. Lomová wyraźnie bierze jego stronę zarówno w sporze z Vrazem, innym podróżnikiem, jak i przyjmuje jego ideologiczne zaangażowanie, popierając (trwające do dziś!) działania fundacji z plemienia Czamakoko.
Podobnie, jak lawirowanie pomiędzy rejestrami tragicznymi i komediowymi, dynamika relacji pomiędzy Czerwiuszem, a Vojto należy do najciekawszych elementów tego komiksu. Lomová nie ogranicza się do banału Piętaszka i Robinsoan, ale stara się dać jak najbardziej pogłębiony obraz zderzenia dwóch cywilizacji, dwóch kultur i dwóch, równie silnych osobowości. I znakomicie jej się to udaje.
Kontynuując tę wyliczankę superlatyw (bo jak zdążyliście się już zorientować - "Dzicy" to bardzo dobra interesująca pozycja!) pod względem formalnym nie sposób czegokolwiek Lomovej zarzucić. Pod względem kompozycyjnym i dramaturgicznym wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Przeszkadzać mogą jedynie wątki, które zostały dziwnie ucięte lub prowadziły donikąd. Podobnie jest w przypadku oprawy wizualnej. Czeska twórczyni odwołuje się do dość popularnej estetyki komiksu niezależnego, balansującego pomiędzy charakterystycznym dla kreskówek przerysowaniem, a komiksowym realizmem. Z pozoru być może rysunki nie prezentują się zbyt efektownie, ale to kawał znakomitej roboty. Znakomity warsztat znamionują choćby niuanse związane z perspektywą czy świetne, filmowe ujęcia.
Mówi się (parafrazując pewne popularne porzekadło), że można zabrać człowiek z dżungli, ale nie można wyrwać dżungli z człowieka. "Dzicy" Lucie Lomovej pokazują, że nie jest to taka prosta i oczywista sprawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz