Na tegorocznym Międzynarodowym (i to pełną gębą!) Festiwalu Kultury Komiksowej "Ligatura" w Poznaniu zjawił się Maciej Gierszewski. Na potrzeby Kolorowych Zeszytów Giera przygotował relację z imprezy w dość nietypowej, dziennikowej formie. Dziś zapraszamy do lektury pierwszej części, a już wkrótce zaprezentujemy część drugą.
Poniedziałek, 2011-05-30, czyli prolog:
Przydałaby mi się ulotka z programem "Ligatury", dlatego poszedłem do "Meskaliny". Pomyślałem sobie, że skoro w tej knajpie ma się odbyć "Komiksofon" i bankiet kończący festiwal, to pewnie w okolicach baru lub gdzieś na stolikach znajdę leżące jakieś ulotki informacyjne. Akurat był koncert, więc nie miałem możliwości, aby wejść do środka. Na bramce stał Benek, więc zapytałem go, czy są ulotki "Ligatury". W odpowiedzi usłyszałem: "Organizator jeszcze nie dostarczył". Pomyślałem, że może są już w "Dragonie", więc poszedłem do "Dragona", ale tam także nie było. Wróciłem do domu z pustymi rękami. W domu przekopiowałem szczegóły programu, wkleiłem do worda i wydrukowałem.
Przyznaję, nie uczestniczyłem we wszystkich imprezach, spotkaniach, wykładach, wystawach i innych iwentach tegorocznego, 2-go Międzynarodowego Festiwalu Kultury Komiksowej "Ligatura", który odbywał się w dniach od 1 do 4 czerwca w Poznaniu. Idea przewodnia minionego festiwalu została przez organizatorów streszczona w bardzo chwytliwym haśle: "Czasy się zmieniają – wyjdź z ramek". To bardzo atrakcyjna myśl. Może w swojej pierwszej części nazbyt banalna. Natomiast intrygujące "wyjdź z ramek" przyświecało organizatorom przy konstruowaniu programu, który był bardzo rozbudowany i różnorodny. Z racji ograniczeń czasowych, wynikających z zadań pracowniczych, wybrałem dla siebie tylko niektóre jego elementy. Dlatego moja relacja będzie wybiórcza i szczątkowa.
Środa, 2011-06-01:
Agnieszka Piksa: "Clue Clouds"
Spóźniłem się na wernisaż, który odbył się w najbardziej zasłużonej/wysłużonej galerii Poznania - "Arsenale". Spóźniłem się niewiele, ale jednak. I dlatego nie miałem okazji wysłuchać słów wstępu kuratora wystawy, w którym pewnie zostało wytłumaczone, co przedstawiają prezentowane prace, na co należy zwrócić szczególną uwagę, jak należy je interpretować oraz dlaczego zostały pokazane w czasie trwania festiwalu komiksowego. Mój ograniczony aparat pojęciowy, który nie liznął ani grama klasycznego wykształcenia artystycznego, nie pozwolił mi zrozumieć rysunków z cyklu "chmury pojęciowe". Na wystawie pokazane zostały także słowne ready-made’y, których ideę jak najbardziej rozumiem. Miałem okazję zapoznać się z podobnymi utworami, pisanymi przez współczesnych poetów, takich jak Andrzej Sosnowski, Darek Foks czy Marta Podgórnik. Jeśli mam być szczery, to ich utwory, które zostały zbudowane na takiej samej zasadzie, znaczą. Znaczą w warstwie komunikatu i sensu tego komunikatu. Słowne ready-made’y Agnieszki Piksy odebrane zostały przeze mnie jako różnokolorowe strzępy zdań, które nie łączyły się w całość.
Wieczorem, gdy wróciłem do domu, przeczytałem ze stronie "Ligatury" kilka słów, które mają przybliżać autorkę i jej prace: "prace tekstowe, w których klasyczna literacka narracja zastąpiona została przez formę eseju wizualnego, podobnego aleatorycznej partyturze. Tym samym projekt "Clue Clouds" w bezpretensjonalny sposób odwołuje się do tradycji konceptualnej, wzbogacając ją o ekspresyjną formę graficzną i nietuzinkowe poczucie humoru". Te zdania, może i ładne, pojemne, wcale nie pomogły mi w zaakceptowaniu faktu, iż prace wystawione w "Arsenale" zostały zaprezentowane w ramach festiwalu "kultury komiksowej".
Maciej Sieńczyk: "Polisario"
Na wystawie w Galerii ON zostało zgromadzonych około 40 prac – rysunków, szkiców, obrazów, kolorowych grafik, ilustracji, krótkich, kilkuplanszowych komiksów. Obok tych, stricte autorskich produkcji, wystawiono także zbiór eksponatów z "gabinetu kolekcjonera", czyli z prywatnej kolekcji namiętnego zbieracza, jakim okazał się być Maciej Sieńczyk. Rekwizyty zbierane przez niego, to w głównej mierze przedmioty-odrzuty, przedmioty-buble. Przedmioty, które kiedyś do czegoś konkretnego służyły, które należały do sfery użytkowej, a teraz są to w głównej mierze śmieci. Umieszczenie ich w galerii, miedzy oryginalnymi, autorskimi pracami, wydobyło z tych "martwych" przedmiotów drugie i trzecie dno. Ukazało, jak niedaleko jest od prac Sieńczyka do zbieranych przez niego osobliwych i absurdalnych ready-made’s. Wymienię kilka z nich: duże, kartonowe, kolorowe plansze do przysposobienia obronnego – "Zasady strzelania do celów powietrznych", "Materiały wybuchowe", "Znaki topograficzne". Nietypowe, socjalistyczne druki, ulotki, broszury, książeczki, podręczniki – "Z biblioteki toromistrza kolejowego", tom 4, pod tytułem "Walka z pełzaniem szyn", autorstwa Marcelego Rosta. Plastikowe zabawki, kosmiczne, księżycowe, kolorowe łaziki. Dziecięcy, wykonany z plastiku, stetoskop.
Przemieszanie autorskich prac z przedziwnymi eksponatami, rekwizytami rodem z wysypiska śmieci, okazało się być bardzo trafnym i "płodnym" zabiegiem. Dzięki takiej prezentacji prac wyszło na jaw, że obiekty i sytuacje zaczerpnięte z życia codziennego, leżakują przez jakiś czas w pamięci Sieńczyka, aby następnie powrócić na łamy jego prac. Ale "powrót" nie jest dosłownym cytatem z rzeczywistości, następuje surrealistyczne przetworzenie i dzięki temu stają się one zabawne i straszne. Smutne, ale i zarazem absurdalnie komiczne. Wystawa "Polisario" zasadniczo zmieniła mój punkt widzenia i oceny prac Macieja Sieńczyka.
Wernisaż prac konkursowych: SILENCE
W holu kina Muza spotykam pierwszych dziś znajomych, którzy nie należą do "światka komiksowego". Oni także przyszli pooglądać wywieszone prace. Dużo nie ma do oglądania. W słowie wstępnym Michał Słomka mówi, że na konkurs przysłono ponad 200 prac z 36 krajów. Zastanawiające jest, dlaczego zaprezentowano jedynie 9 z nich. Mało, bardzo mało, za mało. Fakt, kino Muza to kameralne miejsce, ale zmieściłoby się jeszcze co najmniej drugie tyle prac. Michał w swoim wystąpieniu nie powiedział, dlaczego zaprezentowano tak mało autorów z tych 79, których zakwalifikowano do konkursu.
Zrobić ciekawy komiks bez słów, nawet na niewielu stronach, to trudna sztuka. Opowiedzieć zajmującą historię za pomocą samego obrazu, aby nie popaść w anegdotyczność przedstawienia, to nie lada wyzwanie. Mi najbardziej podobały się dwa komiksy: Juanity Kellner z Niemiec oraz Marty Długołęckiej z Polski. Bardzo różne od siebie. Plansze Juanity Kellner opowiadały historię dziewczynki, która bawi się z misiem, a następnie miś bawi się dziewczynką. Fascynujące w tych planszach były kolory oraz ekspresjonistyczna kreska. Z tych kadrów biły silne emocje, jakby całość została narysowana z nienawiścią. A komiks Marty Długołęckiej ostatecznie wygrał cały konkurs Silence.
Czwartek, 2011-06-02:
Niestety jestem w pracy do wieczora, dlatego nie mam okazji uczestniczyć w żadnym punkcie programu. Najbardziej żałuję, że nie byłem na wernisażu pierwszego numerku kwartalnika artystycznego "Gili Gili", który poświęcony jest w całości ilustracji. Bohaterem prac dziewiętnastu autorów bieżącego numeru jest islandzki wulkan Eyjafijallajökull. Z opisu zamieszczonego na stronie, wnioskuję, że wspomniany kwartalnik ma więcej wspólnego ze sztuką niż z komiksem, rozumianym nawet jako "kolorowe historie". Osobiście się o tym nie przekonałem, ponieważ nigdzie nie natknąłem się na informację, jak i do kiedy czynna jest ta wystawa.
13 komentarzy:
Ciekawe uzasadnienie bezpretensjonalności prac pani Piksy :D
"Nieme" komiksy to piękna i faktycznie strasznie trudna rzecz. Tym bardziej polecam Ci twory norweskiego Jasona.
Eric Powell zrobił też w ten sposób jeden z zeszytów "Goona" (i jest to jeden z najlepszych). Ale, co ciekawe, nie zrezygnował z dymków, tyle że zamiast słów znajdują się w nich pomniejsze rysunki mówiące o nastroju (złamane serce, chmury z piorunami, itd.) lub chęci (na zbrodnię, na cukierki, itd.)
danej postaci.
Ciekawa ta "Ligatura". Może za rok się wreszcie wybiorę.
Konkursowy komiks Marty Długołęckiej bardzo dobry, tylko że na wystawie w kinie Muza plansze zostały powieszone w zupełnie dowolnej kolejności i ciężko było go odczytać...
heh, ale że festiwal kulturalny ma błąd w oficjalnej nazwie to już jednak żena
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=8587
Polecam wyszukiwarkę google, bardzo pożyteczna sprawa:
http://issuu.com/gili-gili/docs/magazynnr1
Poza tym z zawartością "Gili-Gili prezentuje: nr 1 Eyjafjallajokull" można sie było też zapoznać na "Krótkich historiach", gdzie kwartalnik był dostępny.
p.s. A wprowadzanie podziału na "sztukę" i "komiks" przemilczę...
Ej, poprawcie mnie jeśli się mylę, ale czy to nie jedyna relacja z Ligatury w internetach?>
ta była pierwsza:
http://frfcl.blogspot.com/2011/06/ligatura.html
komiks Marty Długołęckiej, która wygrała można pooglądać tu:
http://martadlugolecka.blogspot.com/2011/06/1st-place-in-international-comic.html
Z całym szacunkiem dla organizatorów ale czy przypadkiem Ligatura nie przedryfowała w kierunkach jakby trochę nie zrozumiałych?
Z całym szacunkiem dla komiksomaniaków z klapkami na oczach, ale jeśli uważacie, że na takiej imprezie wszystko musi być podane jak na dłoni, bo w komiksach przecież wszystko jest podane jak na dłoni (jak w piosence Kukulskiej), to prawdopodobnie przedryfowaliście w kierunkach jakby trochę niezrozumiałych (dla osób, które nie chcą widzieć komiks wyłącznie w roli rozrywki podanej jak na dłoni).
Przychylam rozbawionemu. Aczkolwiek dziwuję się, dlaczego komuś chciało się zalogować na blogierze tylko po to aby zostawić anonimka.
Kiedy druga część? No kaman;)
Podobno w poniedziałek.
druga część będzie jutro, czyli w poniedziałek.
Prześlij komentarz