Wraz z Gierą zdecydowaliśmy się na mały trójkącik z Navis. Czysto recenzencki, oczywiście. Dzisiaj on weźmie na swój warsztat "Kroniki Armady", natomiast jutro ukaże się tekst mojego autorstwa. (KO)
Na wstępie muszę coś wyznać. Czas najwyższy, abym się wreszcie przed kimś, nie tylko przed samym sobą, do tego przyznał. Dłużej już nie wytrzymam, ciężko żyć z takim sekretem, ukrywać go, dusić w sobie, dbać o to, aby się żadnym słowem czy gestem nie zdradzić. Przez prawie 10 lat nikomu o tym nie mówiłem. Więc w końcu wypada, abym to głośnio wszem i wobec powiedział: Kocham Navis!
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem jedyny, że nie tylko ja się w niej kocham. Jest wielu mężczyzn, których porusza do głębi jej tarzańska żywiołowość i upór, jej waleczność i niezgoda na zło świata, w którym przyszło jej żyć, zło "Armady" – ekspansywny kolonializm, korupcję, małostkowość, pragnienie władzy. Jest wielu mężczyzn, którym nie jest obojętny jej urok, czar i powab. Są i tacy, którzy mają kosmate myśli, gdy oglądają rysunki ją przedstawiające. Dla nich wszystkich (dla nas wszystkich) Wydawnictwo Egmont opublikowało "Kroniki Armady".
Oryginalne, francuskie wydanie "Les chroniques de Sillage" to zestaw sześciu albumów. W każdym albumie znajduje się pięć ośmiostronicowych opowiadań. Szkoda, że polski wydawca nie zdecydował się opublikować całości. Album, który się ukazał kilka tygodni temu, jest wyborem i składa się na niego czternaście historii, czyli niecała połowa. W antologii przygód Navis zamieszczone zostały wszystkie historie z dwóch pierwszych tomów oraz po dwa z tomu czwartego i szóstego, nie zamieszczono żadnego opowiadania z zeszytu trzeciego i piątego. Dlaczego tak? Nie mam pojęcia.
Zaprezentowane w "Kronikach Armady" historie nie układają się w jakąś spójną całość, która uzasadniałaby dokonanie takiej a nie innej selekcji. Co prawda opowiadania ujęte są w klamrę, pierwsze z nich przedstawia Navis jako małego szkraba, biegającego z procą po sawannie, a ostatnie jako starą, ale nadal kochającą Clemente’a Vildieu, kobietę. Tym co łączy wszystkie przedstawione w tym albumie historie, jest narracja prowadzona przez Bobo, wieloletniego towarzysza i wiernego przyjaciela Navis. I gdyby nie ten zabieg wprowadzenia narratora, który spisuje kronikę życia swojej przyjaciółki, całość rozpadałaby się na luźne, nie powiązane ze sobą epizody. A tak zostają wypełnione białe plamy w jej biografii, opowiadanej w głównym cyklu przygód nieustraszonej agentki.
Scenariusze do wszystkich opowieści zostały napisane przez Philippe’a Buchetta i Jeana Davida Morvana. Natomiast za rysunki i kolory odpowiadają różni artyści. Widać, nie tylko czytelnicy kochają się w Navis, ale także rysownicy i koloryści, wielu artystów. Stąd ogromna różnorodność grafik i rysunków. Niektóre z nich są bardzo intrygujące i ciekawe. Inne, te odwołujące się do konwencji gier komputerowych czy też kreskówek typu "Atomówki", są mało atrakcyjne, a nawet irytujące. Zaproszenie różnych artystów do współtworzenia "Kronik Armady" należy uznać za duży plus całego projektu. Jest co oglądać. Wizualnie najbardziej spodobały mi się następujące epizody: "Oczy" (rys. Ignacio Noé), "Późne przebudzenie" (rys. Pierre-Mony Chan), "Szpieg na mrozie" (rys. Sylvain Savoia), "Cena komfortu" (rys. Javier N.B. {właśc. Javier Barrengo Nawarro}).
Z zupełnie innych powodów podoba mi się historia "Nieudana symulacja", bo czasem również mam kosmate myśli z Navis w roli głównej.
2 komentarze:
Fajny pomysł z takim trójkącikiem. Może jakiś kwartet czy kwintet kiedyś?
Cały ten nasz trójkącik wyszedł bardzo spontanicznie. Zupełnie nie wiedziałem, że Giera pisze o Kronikach, a on nie wiedział, że ja pisze!
Prześlij komentarz