Kolejny raz gościmy na naszych łamach Michała Ochnika, który zgodnie z nową, świecką tradycją, zajmuje się na Kolorowych komiksami spod znaku "Star Wars", opisując kolejne numery serii "SW Komiks: Wydanie Specjalne". Zapraszamy do lektury!
Rebeliancki rozdział gwiezdnowojennej sagi został udokumentowany nie gorzej, niż ten przedstawiający kulisy Wojen Klonów. O ile jednak ten drugi reprezentowany jest głównie przez medium komiksowe i telewizyjne, o tyle ten pierwszy poznawaliśmy głównie za pośrednictwem pozycji książkowych. Pomiędzy mniej lub bardziej udanymi powieściami rozwijającymi poboczne wątki partyzanckiej walki Rebelii z Imperium zaplątała się też jedna seria komiksowa "Rebellion". Nie przetrwała ona jednak zbyt długo – po szesnastu numerach zdecydowano o zamknięciu tytułu. Najnowszy numer wydania specjalnego magazynu "Star Wars Komiks" zawiera historię, która pierwotnie ukazała się na łamach "Rebelliona" właśnie.
Główną bohaterką "Drobnych zwycięstw" jest Deena Shan, członkini ruchu oporu cierpiąca na wibrujący kompleks niższości. Dziewczyna, mimo kilku dość spektakularnych akcji na koncie, wciąż czuje, że nie dorasta do pięt ludziom, u boku których walczy – Luke'owi Skywalkerowi, Leii Organie czy Hanowi Solo. Niestety, pora na wizytę u psychoterapeuty nie jest zbyt sprzyjająca, bowiem okręt flagowy sojuszu, na którym obecnie znajduje się Deena jest w trakcie wariackiej ucieczki przed siłami Imperium. Traf chce, że okręt całkowicie przypadkowo ląduje w samym sercu stacji Bannistar, jednego z najważniejszych imperialnych pit-stopów w galaktyce. Rebelianci postanawiają wykorzystać tę niepowtarzalną okazję, by zadać wrogowi znaczący cios, niszcząc strategiczny punkt zaopatrzenia. Robią to ze świadomością, że misja jest niemal na pewno samobójcza…
Fabułę obserwujemy z perspektywy wyżej wspomnianej Deeny, która podczas tej akcji musi udowodnić sobie swoją wartość, uwierzyć w siebie, by ocalić przyjaciół… Słowem – zwykły, amerykański banał, do tego irytująco schematyczny. Trzecioosobowa narracja w komiksie nieco razi – trzeba mieć naprawdę dużo talentu i wyczucia, by taki zabieg nie wydawał się sztuczny i pompatyczny, a scenarzyście "Drobnych zwycięstw", Jeremy'emu Barlowowi, tego talentu i wyczucia wyraźnie brakuje. Fabuła leci jak po sznurku, możemy niemal odhaczać kolejne sztandarowe elementy. Niespodziewany dar od losu – jest. Bohaterskie poświęcenie w imię strawy – jest. Paskudny zły – jest. Niespodziewane ocalenie – jest. Na szczęście opowieść prowadzona jest na tyle sprawnie, by takie rażące uproszczenia fabularne przestały irytować, gdzieś tak w połowie lektury. Jak na komiks do przeczytania na kibelku czy przy porannej kawie – jest w porządku.
Komiks ratuje nieco bardzo dobra oprawa graficzna autorstwa Colina Wilsona. Postaci rysowane są w sposób realistyczny, emocje na twarzach bohaterów oddane są całkiem przyzwoicie (nie licząc jednej czy dwóch spektakularnych wpadek), bohaterowie znani z filmowej sagi też na ogół przypominają swoje ekranowe odpowiedniki. Sceny batalistyczne są świetnie narysowane, kolory dobrze podłożone, słowem – solidna rzemieślnicza robota.
"Drobne zwycięstwa" są zatem kolejnym czysto rozrywkowym komiksem w serii "Star Wars Komiks: Wydanie Specjalne". Jak na razie wszystko wskazuje na to, że kwartalnik nie podzieli losu "Fantasy Komiksu" i wciąż umożliwiać będzie zeszytówkowym miłośnikom regularne pielgrzymki do kiosków.
7 komentarzy:
Colin Wilson to solidny rysownik. W Losersach miał bardzo elegancki występ.
Oj tak, jeden z moich ulubieńców. Bardzo żywa, ładna kreska.
Czy ja wiem... Owszem, widać fach w ręku, ale nic poza "solidna rzemieślnicza robota" nie przejdzie mi przez klawiaturę. Może dlatego, że znam Wilsona tylko z tego jednego komiksu?
@Misiael - Nawet w tym jednym komiksie można odnaleźć zalety jego kreski. Lekkość, dynamikę, przejrzystość, czytelność planów, kontrasty plamy i drobnych kreskowań, dynamiczny światłocień, precyzję w detalach technicznych... Jeszcze elegancję dorzucę. To fachowiec jest i chyba mu klimat SW pasuje.
No i Wilson został zmiennikiem Girauda przy serii o młodości Blueberrego. Przy jego komiksach czesanych pod amerykańskie zeszytówy widać fascynację europejskim stylem.
Judge Dredd, Rogue Trooper, Battler Britton, Bionic Commando, Point Blank i jeszcze znane u nas Wilczyce deszczu. Trochę tego narysował. Chciałbym zobaczyć Funkyego Kovala w jego wykonaniu, ale to tylko marzenie:)
Fakt, 2000AD!
Prześlij komentarz