Prochowce nie są ani zbyt wygodne ani specjalnie modne, pistolety może i dodają pół metra wzrostu, ale ile kłopotów sprawiają przy załatwianiu pozwoleń, a femme fatale choć seksowna to następnego dnia okazuje się być gorsza od litra wódki. Ale mimo tego, kto nie lubi książek Raymonda Chandlera, filmów z Humphreyem Bogartem oraz - w przypadku ludzi z naszego "środowiska" - komiksów o Blacksadzie? Właśnie dlatego, kiedy w połowie zeszłego roku zrobiło się głośno o trykotach Marvela w wersji noir stwierdziłem, że muszę to przeczytać....
Marvelowski cykl noir rozpoczął się od Daredevila, by następnie rozprawić się po kolei ze swoimi najpopularniejszymi bohaterami - Spider-Manem, mutantami z X-Men, Punisherem, Iron Manem lecz również i mniej znanym Lukiem Cage'em. Wszystkie historie zamykają się w czterech zeszytach za wyjątkiem one-shota w postaci "Weapon X Noir". Ja zapoznałem się z pierwszą czwórką wymienionych komiksów i niestety muszę napisać, że ta dawka superbohaterów w prochowcach w pełni mi wystarczy. Powodów jest kilka....
"Czarne kryminały" to zazwyczaj historie, które fascynują nie tylko ciekawą zagadką detektywistyczną i twardym, zgorzkniałym bohaterem, lecz, czasem może nawet przede wszystkim, ciężkim nastrojowo światem, gdzie tanie prostytutki o złotych sercach mieszają się z bezwzględnymi "ludźmi interesu", a słońce świeci tylko nad rezydencjami bogaczy, tanim barom zostawiając wyłącznie gęsty, nikotynowy dym. I choć zazwyczaj ta rzeczywistość jest mniej lub bardziej przewidywalna to miłośnika tych klimatów chyba nigdy nie znuży. Niestety twórcy marvelowego noir nie pokusili się o umieszczenie swoich historii w tak fascynującym świecie, jakby bali się, iż czytelnicy zapomną, że to nadal są komiksy o superbohaterach. Dlatego nie licząc odmiennej mody i regresji technologicznej, jest to właściwie ten sam świat, który znamy ze standardowych zeszytów Marvela. Jonah Jameson zwalcza Spider-Mana za pomocą "Daily Bugle", wspólnikiem Matta Murdocka jest Foggy Nelson a Jean Grey i Scott Summers są parą.
Jednak mógłbym przymknąć oko na tę "zachowawczość" w kreowaniu alternatywnego świata, gdyby scenarzyści zaprezentowali rasowe, kryminalne opowieści. Niestety tak się nie stało. W przypadku Spider-Mana (David Hine scenarzystą) i Punishera (Frank Tieri) mamy do czynienia z następną wersją ich genezy, a historia X-Menów (od Freda Van Lente) to "kolejny" pojedynek z Magneto. Na tle tych komiksów "Daredevil Noir", pomimo do bólu standardowego zestawu postaci (Fisk i Bullseye), broni się najlepiej. A to dlatego, że Alexander Irvine jako jedyny zdecydował się opowiedzieć jakąś konkretną historię. I choć opowieść o dążeniu do zemsty za śmierć ojca jest prosta i niezbyt oryginalna to całkiem sprawnie wpisuje się w nastrój "czarnego kryminału". Gdy dodamy do tego fakt, że chociaż tym razem oszczędzono nam scen z "narodzinami" bohatera oraz ciekawe połączenie postaci Elektry i Bullseye'a, to otrzymamy komiks naprawdę nadający się do czytania.
Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni, przez co werdykt jest jednoznaczny - fabularnie te komiksy nie są w stanie się obronić. A co w takim przypadku robi "przeciętny" czytelnik komiksów? Ogląda uważnie rysunki, by móc chociaż powiedzieć "za to graficznie jest doskonały". Lecz i tym razem poczułem się zawiedziony, ponieważ rysownicy tej serii nie potrafili udźwignąć klimatu opowieści noir. Od strony technicznej właściwie żadnemu z nich nie można czegokolwiek zarzucić, ale co z tego skoro Fabrice Sapolsky ("Spider-Man Noir") i Dennis Calero ("X-Men Noir") nie potrafią nawet w najmniejszym stopniu uczynić tego co robi Juanjo Guarnido w historiach Blacksada, czy też Jordi Bernet w "Torpedo", czyli wprowadzić w ciężki nastrój za pomocą samych rysunków. W obu tych przypadkach sytuację ratują kolory pełne odcieni szarości, dzięki czemu historia staje się chociaż odrobinę mroczna. O pracach Paula Azaceta z "Punisher Noir" pozwolę sobie nic nie napisać, ponieważ nie znajduje w nich niczego o czym warto byłoby wspomnieć, a ile można krytykować w jednej recenzji? I w ten sposób znowu na "prowadzenie" wychodzi "Daredevil Noir" z rysunkami Toma Cokera. Jako jedyny swoją kreską jest w stanie oddać ducha amerykańskich uliczek z czasów prohibicji, w których niebezpieczeństwo miesza się z przyjemnościami.
Komiksowe półki uginają się od alternatywnych historii superbohaterów. Dlatego by zaciekawić czytelnika takim komiksem, musi on być naprawdę nieźle skonstruowany od strony fabularnej i graficznej. Właśnie z tego powodu tak negatywnie zadziwił mnie marvelowski cykl noir. Jest on napisany zupełnie bez polotu, a narysowany co najwyżej poprawnie. Z każdym kolejnym zeszytem lektura stawała się dla mnie coraz bardziej męcząca. Cała ta "inicjatywa" sprawia wrażenie jakby była tylko bezczelną próbą zarobienia na miłośnikach "czarnych kryminałów"....
Marvelowski cykl noir rozpoczął się od Daredevila, by następnie rozprawić się po kolei ze swoimi najpopularniejszymi bohaterami - Spider-Manem, mutantami z X-Men, Punisherem, Iron Manem lecz również i mniej znanym Lukiem Cage'em. Wszystkie historie zamykają się w czterech zeszytach za wyjątkiem one-shota w postaci "Weapon X Noir". Ja zapoznałem się z pierwszą czwórką wymienionych komiksów i niestety muszę napisać, że ta dawka superbohaterów w prochowcach w pełni mi wystarczy. Powodów jest kilka....
"Czarne kryminały" to zazwyczaj historie, które fascynują nie tylko ciekawą zagadką detektywistyczną i twardym, zgorzkniałym bohaterem, lecz, czasem może nawet przede wszystkim, ciężkim nastrojowo światem, gdzie tanie prostytutki o złotych sercach mieszają się z bezwzględnymi "ludźmi interesu", a słońce świeci tylko nad rezydencjami bogaczy, tanim barom zostawiając wyłącznie gęsty, nikotynowy dym. I choć zazwyczaj ta rzeczywistość jest mniej lub bardziej przewidywalna to miłośnika tych klimatów chyba nigdy nie znuży. Niestety twórcy marvelowego noir nie pokusili się o umieszczenie swoich historii w tak fascynującym świecie, jakby bali się, iż czytelnicy zapomną, że to nadal są komiksy o superbohaterach. Dlatego nie licząc odmiennej mody i regresji technologicznej, jest to właściwie ten sam świat, który znamy ze standardowych zeszytów Marvela. Jonah Jameson zwalcza Spider-Mana za pomocą "Daily Bugle", wspólnikiem Matta Murdocka jest Foggy Nelson a Jean Grey i Scott Summers są parą.
Jednak mógłbym przymknąć oko na tę "zachowawczość" w kreowaniu alternatywnego świata, gdyby scenarzyści zaprezentowali rasowe, kryminalne opowieści. Niestety tak się nie stało. W przypadku Spider-Mana (David Hine scenarzystą) i Punishera (Frank Tieri) mamy do czynienia z następną wersją ich genezy, a historia X-Menów (od Freda Van Lente) to "kolejny" pojedynek z Magneto. Na tle tych komiksów "Daredevil Noir", pomimo do bólu standardowego zestawu postaci (Fisk i Bullseye), broni się najlepiej. A to dlatego, że Alexander Irvine jako jedyny zdecydował się opowiedzieć jakąś konkretną historię. I choć opowieść o dążeniu do zemsty za śmierć ojca jest prosta i niezbyt oryginalna to całkiem sprawnie wpisuje się w nastrój "czarnego kryminału". Gdy dodamy do tego fakt, że chociaż tym razem oszczędzono nam scen z "narodzinami" bohatera oraz ciekawe połączenie postaci Elektry i Bullseye'a, to otrzymamy komiks naprawdę nadający się do czytania.
Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni, przez co werdykt jest jednoznaczny - fabularnie te komiksy nie są w stanie się obronić. A co w takim przypadku robi "przeciętny" czytelnik komiksów? Ogląda uważnie rysunki, by móc chociaż powiedzieć "za to graficznie jest doskonały". Lecz i tym razem poczułem się zawiedziony, ponieważ rysownicy tej serii nie potrafili udźwignąć klimatu opowieści noir. Od strony technicznej właściwie żadnemu z nich nie można czegokolwiek zarzucić, ale co z tego skoro Fabrice Sapolsky ("Spider-Man Noir") i Dennis Calero ("X-Men Noir") nie potrafią nawet w najmniejszym stopniu uczynić tego co robi Juanjo Guarnido w historiach Blacksada, czy też Jordi Bernet w "Torpedo", czyli wprowadzić w ciężki nastrój za pomocą samych rysunków. W obu tych przypadkach sytuację ratują kolory pełne odcieni szarości, dzięki czemu historia staje się chociaż odrobinę mroczna. O pracach Paula Azaceta z "Punisher Noir" pozwolę sobie nic nie napisać, ponieważ nie znajduje w nich niczego o czym warto byłoby wspomnieć, a ile można krytykować w jednej recenzji? I w ten sposób znowu na "prowadzenie" wychodzi "Daredevil Noir" z rysunkami Toma Cokera. Jako jedyny swoją kreską jest w stanie oddać ducha amerykańskich uliczek z czasów prohibicji, w których niebezpieczeństwo miesza się z przyjemnościami.
Komiksowe półki uginają się od alternatywnych historii superbohaterów. Dlatego by zaciekawić czytelnika takim komiksem, musi on być naprawdę nieźle skonstruowany od strony fabularnej i graficznej. Właśnie z tego powodu tak negatywnie zadziwił mnie marvelowski cykl noir. Jest on napisany zupełnie bez polotu, a narysowany co najwyżej poprawnie. Z każdym kolejnym zeszytem lektura stawała się dla mnie coraz bardziej męcząca. Cała ta "inicjatywa" sprawia wrażenie jakby była tylko bezczelną próbą zarobienia na miłośnikach "czarnych kryminałów"....
2 komentarze:
przepieknie wydane sa zbiorcze wydania tej odnogi uniwersum. Sam posiadam Daredevil Noir i choc nie jest to lektura najwyzszych lotow , narysowana jest bardzo sprawnie i klimatycznie i na polce wyglada ok. O.
Pytanko - czy te "przepiękne wydanie" jest chociaż w klimacie czasów noir (lata '20,'30)? Znaczy jakaś imitacja starego papieru, "podniszczony" grzbiet etc.?
Prześlij komentarz