Po krótkiej przerwie (to wszystko przez "zmęczenie" brazylijskimi plażami) wracamy z kolorowymi relacjami z wakacji. Po sporej dawce egzotyki, dzisiaj przyszła pora na bardziej swojskie klimaty. Zapraszamy więc na wycieczkę do naszych wschodnich sąsiadów - Ukrainy.... (JT)
Henryk Sienkiewicz i jego "Trylogia" trwale ukształtowała obraz Rzeczypospolitej szlacheckiej z XVII wieku. Wybitny, choć uchodzący za drugorzędnego, pisarz utrwalił w zbiorowej polskiej świadomości wzór rycerza-patrioty stojących na straży rubieży ojczyzny, goniącego Kozaka albo Tatara po Dzikich Polach, z lubością oddającego swoje życie w oblężeniu warownej twierdzy. Z podobnym materiałem historycznym, ale zupełnie inaczej poradził sobie komiksiarz Igor Baranko.
"Maksyma Osę" jego autorstwa z sienkiewiczowskim cyklem może łączyć jeszcze jedna rzecz. Obie lektury są wyborną rozrywką wciągającą swojego czytelnika od pierwszych stron. Historyczne realia siedemnastowiecznej Ukrainy posłużyły Barance za malowniczy kostium dla rasowej opowieści kryminalnej. Jej tytułowy bohater, Maksym Osa, wracający z kampanii przeciwko Turkom, w swoim rodzinnym domu zastają obcego mężczyznę zajmującego jego miejsce w małżeńskim łożu. Przegoniony na pobliski cmentarz trafia na grób z własnym imieniem i nazwiskiem. Prosty Kozak zaczyna mieć wątpliwości – co się wydarzyło? Może rzeczywiście poległ na polu bitwy i wrócił, jako duch? Jakby tajemnicy jego domniemanego zgonu było jeszcze mało, polski książę na tamtejszych włościach, Zenon Onufry Kryczewski chce, aby Osa odnalazł skarb ukryty przez jego kompana, atamana Matwieja Chwosta. W całą sprawę zamieszany jest również grasujący w okolicy wilkołak. W komiksie nie braknie również wątku romansowego, związanego z żoną i córką Kryczewskiego.
Jak widać wszystkie elementy kryminalnej układanki są na swoich miejscach. Maksym Osa, oprócz tego, że jak na Kozaka przystało, jest pierwszy i do szklanki, i do bójki, a kobiety nie mogą narzekać na jego męskość, sprawdza się również rozwiązując zagadki. Popisuje się przy tym analitycznym umysłem, a więc cechą niezbyt powszednią wśród jego sienkiewiczowskich pobratymców. To nie w ciemię bity ułomek, którego można łatwo wykorzystać do swoich celów, tylko szczwany lis, który z niejednego pieca chleb jadł.
Gdyby tylko zamienić kontusz na prochowiec, samogon na whisky, szablę i samopał na rewolwer, a fantazyjną kozacką fryzurę przyciąć zgodnie z żurnalami mody lat z połowy ubiegłego wieku, otrzymalibyśmy modelowego i chyba już nieco nudnego bohatera powieści spod znaku noir. A tak, w swojej ukraińskiej wersji, taka kreacja sprawia o wiele lepsze wrażenie. Zamiast betonowej, miejskiej dżungli wraz z Maksymem zwiedzimy bezkresne stepy, karczmy, w których nie sposób nie wdać się w bójkę i prawosławnego obrządku cmentarz. Sam Igor Baranko może uchodzić za obieżyświata, bowiem ma na swoim koncie publikacje, zarówno na rynku amerykańskim, jaki i frankofońskim. Pochodzący z Kijowa artysta lubi również wpaść do Polski, przy okazji konwentu komiksowego w Warszawie czy Łodzi (najbliższa emefka).
Postać głównego bohatera jest jednym z najjaśniejszych punktów komiksu, ale innym jego elementom też nie można zbyt wiele zarzucić. Reszta postaci prezentuje się ciekawie, z niosącym kaganem humanizmu na stepach Kryczewskim i nieco szalonym ojcem Silantijem na czele. Intryga kryminalna napisana jest całkiem sprawnie, a Baranko nie stroni od humoru i ma dobrą rękę do dialogów. Nie gorzej prezentuje się oprawa graficzna, w której można odnaleźć szlachetne, ale subtelne wpływy Moebiusa.
"Maksym Osa" wpisuje się w nurt kryminałów w oryginalnych dekoracjach, uciekających od utartych schematów i szablonowych rozwiązań. I wśród wielu pozycji wykorzystujących dobrą koniunkturę, komiks Igora Baranko jest lekturą na którą naprawdę warto zwrócić uwagę
Henryk Sienkiewicz i jego "Trylogia" trwale ukształtowała obraz Rzeczypospolitej szlacheckiej z XVII wieku. Wybitny, choć uchodzący za drugorzędnego, pisarz utrwalił w zbiorowej polskiej świadomości wzór rycerza-patrioty stojących na straży rubieży ojczyzny, goniącego Kozaka albo Tatara po Dzikich Polach, z lubością oddającego swoje życie w oblężeniu warownej twierdzy. Z podobnym materiałem historycznym, ale zupełnie inaczej poradził sobie komiksiarz Igor Baranko.
"Maksyma Osę" jego autorstwa z sienkiewiczowskim cyklem może łączyć jeszcze jedna rzecz. Obie lektury są wyborną rozrywką wciągającą swojego czytelnika od pierwszych stron. Historyczne realia siedemnastowiecznej Ukrainy posłużyły Barance za malowniczy kostium dla rasowej opowieści kryminalnej. Jej tytułowy bohater, Maksym Osa, wracający z kampanii przeciwko Turkom, w swoim rodzinnym domu zastają obcego mężczyznę zajmującego jego miejsce w małżeńskim łożu. Przegoniony na pobliski cmentarz trafia na grób z własnym imieniem i nazwiskiem. Prosty Kozak zaczyna mieć wątpliwości – co się wydarzyło? Może rzeczywiście poległ na polu bitwy i wrócił, jako duch? Jakby tajemnicy jego domniemanego zgonu było jeszcze mało, polski książę na tamtejszych włościach, Zenon Onufry Kryczewski chce, aby Osa odnalazł skarb ukryty przez jego kompana, atamana Matwieja Chwosta. W całą sprawę zamieszany jest również grasujący w okolicy wilkołak. W komiksie nie braknie również wątku romansowego, związanego z żoną i córką Kryczewskiego.
Jak widać wszystkie elementy kryminalnej układanki są na swoich miejscach. Maksym Osa, oprócz tego, że jak na Kozaka przystało, jest pierwszy i do szklanki, i do bójki, a kobiety nie mogą narzekać na jego męskość, sprawdza się również rozwiązując zagadki. Popisuje się przy tym analitycznym umysłem, a więc cechą niezbyt powszednią wśród jego sienkiewiczowskich pobratymców. To nie w ciemię bity ułomek, którego można łatwo wykorzystać do swoich celów, tylko szczwany lis, który z niejednego pieca chleb jadł.
Gdyby tylko zamienić kontusz na prochowiec, samogon na whisky, szablę i samopał na rewolwer, a fantazyjną kozacką fryzurę przyciąć zgodnie z żurnalami mody lat z połowy ubiegłego wieku, otrzymalibyśmy modelowego i chyba już nieco nudnego bohatera powieści spod znaku noir. A tak, w swojej ukraińskiej wersji, taka kreacja sprawia o wiele lepsze wrażenie. Zamiast betonowej, miejskiej dżungli wraz z Maksymem zwiedzimy bezkresne stepy, karczmy, w których nie sposób nie wdać się w bójkę i prawosławnego obrządku cmentarz. Sam Igor Baranko może uchodzić za obieżyświata, bowiem ma na swoim koncie publikacje, zarówno na rynku amerykańskim, jaki i frankofońskim. Pochodzący z Kijowa artysta lubi również wpaść do Polski, przy okazji konwentu komiksowego w Warszawie czy Łodzi (najbliższa emefka).
Postać głównego bohatera jest jednym z najjaśniejszych punktów komiksu, ale innym jego elementom też nie można zbyt wiele zarzucić. Reszta postaci prezentuje się ciekawie, z niosącym kaganem humanizmu na stepach Kryczewskim i nieco szalonym ojcem Silantijem na czele. Intryga kryminalna napisana jest całkiem sprawnie, a Baranko nie stroni od humoru i ma dobrą rękę do dialogów. Nie gorzej prezentuje się oprawa graficzna, w której można odnaleźć szlachetne, ale subtelne wpływy Moebiusa.
"Maksym Osa" wpisuje się w nurt kryminałów w oryginalnych dekoracjach, uciekających od utartych schematów i szablonowych rozwiązań. I wśród wielu pozycji wykorzystujących dobrą koniunkturę, komiks Igora Baranko jest lekturą na którą naprawdę warto zwrócić uwagę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz