piątek, 6 marca 2009

#137 - Prosto z Piekła

Bardzo żałuje, że „From Hell” nie doczekało się takiej reakcji ze strony czytelników, krytyków i recenzentów, na jaką sobie zasłużyło. Jest mi wstyd, że wobec tytanicznej pracy autorów tego arcydzieła, wkładu polskiego wydawcy z jego cichymi wspólnikami, tłumaczy i wszystkich zaangażowanych w przygotowanie rodzimej wersji, recepcja tego wybitnego utworu ograniczyła się jedynie do garstki recenzji (w e-Splocie i na Polterze, w „Wyborczej” i na students.pl, jak w komentarzach podpowiada pjp, a także podobno w „Ziniolu”, którego nie miałem jeszcze okazji przeczytać), które dosyć pobieżnie potraktowały temat. Komiks Alana Moore i Eddiego Campbella warto szerzej omówić i przygotować grunt do dyskusji, która nie ograniczałaby się tylko do dywagacji o grubości okładek i wartości na rynku wtórnym, będącego ulubionym zajęciem polskiego czytelnika. Nawet pod koniec lutego, w kilka miesięcy po premierze i w sytuacji, kiedy większość nakładu jest już zapewne wyprzedana.

Przede wszystkim „Prosto z piekła” zaskakuje swoją formą, bo czy znacie jakiś inny komiks z przypisami? Moore w swoich momentami aż do przesady bogatych komentarzach do poszczególnych rozdziałów niczym zawodowy czarodziej sypie z rękawa danymi bibliograficznymi, faktograficznymi, przywołuje źródła, z których korzystał, oraz konteksty i nawiązania koniecznie do jak najpełniejszego zrozumienia jego dzieła, nie stroniąc przy tym od odautorskich refleksji. Nie znam innego dzieła, nie tylko komiksu, w którym odbiorca może tak dokładnie prześledzić jego proces twórczy. Kierowany przypisami czytelnik idzie tropem autora i jeśli trochę się postara, na własne oczy ujrzy jak wykuwało się arcydzieło. Dostrzeże ten ogrom trwającej dziesięć lat pracy, to mozolne sklejanie oryginalnych pomysłów, faktów i mitów w jedną, przerażającą i przerażająco spójną całość. Przy żadnym innym komiksie Moore`a mój podziw do tego szalonego Brytyjczyka nie rósł w takim tempie, jak było to w przypadku „From Hell”. A sam scenarzysta wywlekając na wierzch „bebechy” swoje dziecka z artystowską dezynwolturą, jeśli nie zwyczajną pychą i arogancją, obnosi się erudycją i komiksowym geniuszem. Ma świadomość, że w temacie opowieści obrazkowych niewielu może się z nim równać i nie wstydzi się pokazywać jak wielki dystans dzieli go od innych twórców. I stanowi to jedną z immanentnych cech autora „Prosto z Piekła”, którą da się dostrzec w innych jego dziełach, między innymi w „Strażnikach” („jeśli super-bohaterowie mieliby istnieć, to TAK właśnie by wyglądali”) czy w „V jak Vendetta” („TAK właśnie wygląda mechanizm uwikłania się w walkę z władzą totalitarną i TYM się właśnie kończy”). I zapewne komuś, kto nie jest gorliwym akolitą twórczości Moore`a, taka „bufonada” może przeszkadzać.

„Prosto z Piekła” przenosi swojego czytelnika do ociekającego brudem i nieprawością Londynu początku XX wieku, owej „pięknej epoki” demokratyzacji i modernizacji. Wbrew fabularnym pozorom opowieść o morderstwach Kuby Rozpruwacza nie jest kryminałem, podobnie jak „Blankets” nie jest ckliwym romansidłem. Rozwiązanie tajemnicy owiewającej wydarzenia jesieni 1888 roku w Whitechapel właściwie jest podane czytelnikowi na srebrnym półmisku. Moore mógłby napisać genialny, klimatyczny thriller, ale chciał czegoś więcej. Zabójstwa doktora Williama Gulla są centralnym punktem utworu, wokół którego wirują pozostałe wątki. „From Hell” jest dziełem wyrafinowanym, wielowątkowym, syntetyzującym, w którym ciężko wyróżnić jeden, dominujący temat. Jest ich kilka, wspólnie się przenikają, uzupełniają, a niekiedy koegzystują obok siebie. Wśród nich warto wyróżnić motyw ścierania się męskiego pierwiastka z żeńskim, pisarski autotematyzm szczególnie mocno zaznaczony w zamieszczonym dodatku, egzystencjalna analiza kondycji człowieka, robiona trochę przez mistyczny pryzmat, frapujący wątek niezwykłej architektury Londynu, wreszcie - bardzo sugestywnie podana spiskowa teoria nowoczesnych dziejów. Zwyczajowo do takich konspiracyjnych rewelacji pochodzę bardzo sceptycznie, ale w ujęciu moore`owskim jest to zrobione na tyle sprawnie, że łykam to jak młody pelikan.

Sama postać Kuby Rozpruwacza pisana piórem Moore`a jest niezwykle fascynująca. Podróżując po Londynie, oprócz zapoznawania się z miejscowym elementem i zwiedzania posępnych kościołów Hawksmoore`a, tak naprawdę podróżujemy w głąb jego psychiki. Dostajemy możność analizy morderczego geniusza. Poznajemy pobudki, jakimi kieruje się Gull, prezentujący na każdym kroku szczegóły swojego perfekcyjnie dopracowanego planu i wykładający nam swoją filozofię, albo raczej „filozofię”. I nie sposób nie poczuć do niego jakiejś pokręconej sympatii, jakiegoś pokątnie skrywanego podziwu. Bo na tle innych mieszkańców Londynu, których pusta drobnomieszczańska, werystyczna egzystencja pozbawiona jest jakichkolwiek wyższych pobudek, którzy bezcelowo miotają się w swoim życiu, postać zabójcy prostytutek jawi się jako postać na wskroś normalna. Jego determinacja i żelazna konsekwencja w kroczeniu drogą, którą sobie wytyczył budzi szacunek, podobnie jak wiedza i erudycja, którą posiadł, czy precyzja i dokładność cechująca każde jego działanie. Gull należy do wyższej sfery, to człowiek ze świata idei, do których „filistrzy”, skupieni na swoich małych, ziemskich sprawach, nie będą mieli nigdy dostępu. I nie jestem pewien czy idę dobrym tropem i czy na tyle dobrze „znam” Moore`a żeby odnajdywać charakterystyczne dla niego rysy w głównym bohaterze „From Hell”…

Osobny akapit należy się oprawie wizualnej, która robi wyśmienite wrażenie. Eddie Campbell to jeden z tych niepozornych grafików z Wysp, stroniących od efekciarstwa czy rozmachu, któremu daleko do graficznych wyczynów Geoffa Darrowa z jednej, czy Andreasa z drugiej strony. Cambell za pomocą najskromniejszych środków potrafi doskonale oddać całą architekturę grozy „From Hell”, która na śniadanie zjada wszystkie „Obrazy grozy” z Egmontu. Dzięki jego wyrafinowanemu kadrowaniu i kompozycji na długo w pamięci pozostaje rozpisane w najdokładniejszym szczególe scena morderstwa z czternastego rozdziału rozciągnięta na trzydzieści stron.

„From Hell” to arcydzieło i cóż można powiedzieć więcej? Chyba tyle, że wiem, nawet tą i tak dość przydługą recenzją wcale nie wyczerpałem tematu. Pozostaje jeszcze uchylić kapelusza przed Alanem Moore`em, który nie bał się porwać na komiks będący próbą uchwycenia ducha dziejów i przeprowadzenia na nim wiwisekcji godną najwybitniejszych literackich chirurgów. I pewnie sam autor by się zdziwił, gdym postawił jego utwór na półce zajmowanej przez najwybitniejsze dzieła romantyczne, gdzieś pomiędzy zabarwionymi mistyką historiozoficznymi dokonaniami Zygmunta Krasińskiego i Juliusza Słowackiego. Moore podjął się zadania, od którego niejako programowo literatura postnowoczesna stroni i, co więcej, wyszedł z tej próby w glorii zwycięzcy, przynosząc chlubę sobie i całej komiksowej rodzinie.

6 komentarzy:

pjp pisze...

1. Komiks z przypisami (w domyśle mówisz o przypisach autora) - proszę bardzo - praktycznie każdy "Usagi Yojimbo" z posłowiem Stana Sakai, który objaśnia legendy i tłumaczy motywy wykorzystane w komiksie.

2. Problem z braniem się do opisywania "Prosto z piekła" jest taki, że to dzieło monumentalne i co by nie napisać, to będzie zapewne za mało (i tak jest u Ciebie, ta Twoja recenzja wcale nie jest "przydługa"). "Prosto z piekła" jest niestety rzeczą, którą odkłada się "na potem". Sam przyznaj - ile się zbierałeś, żeby to opisać? ;)

3. Recepcja była troszkę większa, niż Ci się wydaje. Oprócz wspomnianych przez Ciebie recenzji, "Prosto z piekła" pojawiło się w jednym programie w TVP Kultura. Oprócz tego jest Orliński w Wyborczej lub recenzja w Students. Nie rozglądasz się zbyt dobrze, co zresztą widać po tym, że przyznajesz się, że nie czytałeś "Ziniola".

4. Myślę, że autor by się wcale, a wcale nie zdziwił.

Anonimowy pisze...

Bardzo fajny tekst. Ale mam kilka uwag:

- czy jest jakiś komiks, który doczekał się takiej reakcji ze strony czytelników, krytyków i recenzentów, że czułeś się usatysfakcjonowany i pomyślałeś: "no, o tym komiksie to się rozmawia sensownie i ciekawie a on na to w pełni zasługuje"?

- i idąc dalej: to właśnie takie miejsca w sieci jak wasze Kolorowe Zeszyty powinny inicjować dyskusje o komiksach. Żadne mainstreamowe medium tego tak naprawdę nie zrobi. Sami doskonale wiecie, jak to wygląda choćby w amerykańskiej komiksowej blogosferze. Tam się intensywnie i gorąco dyskutuje o różnych tematach (konkretne tytuły, metody dystrybucji, festiwale). U nas to wszystko ciągle wygląda ubogo a i tak w pewnym momencie zamienia się w przepychanki lub festiwal żartów (powstrzymam się od oceniania ich jakości). Sami w tym uczestniczymy i możemy to zmienić (lub nie). Mi strasznie brakuje tego typu

- oczywiście "Prosto z piekła" nie jest jedynym komiksem z przypisami (polecam choćby "Louisa Riela" Chestera Browna), ale przez osobę Moore'a te przypisy są absolutnie wyjątkowe i zapadają mocno w pamięć.

I na koniec a propos końcówki Twojego posta "...przynosząc chlubę sobie i całej komiksowej rodzinie". Myślę, że Moore mógłby powiedzieć - "pierdolić komiksową rodzinę".

Kuba Oleksak pisze...

Pjp,

1. Plask, racja Usagi, no i przecież Y: Ostatni z tłumaczy :) Niemniej przyposy u Moore`a są czymś więcej niż klasyczne przypisy w innych komiksach, mają dodatkowe funkcje i są integralną częścią dzieła, a nie "dodatkiem" czy "translatorskim naddatkiem"

2. Niewątpliwie masz racje. Zbierałem się dość długo i co gorsza, jak tylko skończyłem, uczucie, miałem uczucie, że temat nie został wyczerpany.

3. Dzięki za linki. Po prawdzie to brałem pod uwagę tylko komiksowy grajdołek, bo to właśnie my, jako element środowiska w piersi powinniśmy się uderzyć :)

4. Pewniekiem Moore`a mało co dziwi


Holcman,
dzięki za uznanie :)

I właściwie to nie wiem, co mam Ci odpisać, bo masz rację. Ja lubię porozmawiać o komiksach, lubię w przyjemnej atmosferze posprzeczać się o hisotoryjki obrazkowe. A okazji i miejsc w sieci jest do tego jakby mniej i mniej. Czym to jest spowodowane? Dobre pytanie.

Powiem więcej - miłośnicy komiksów nie są wyjątkiem w tej materii. Mam bardzo przykre doświadczenia z bliskiego mi życia akademickiego w Krakowie, gdzie wcale nie dyskutuje się o książkach, ideach, estetyce.

Bardzo ciepło wspominam kilka forumowcyh, czy ostatnio, blogowych dyskusji. A odpowiadając na Twoje pytanie - bardzo podobała mi się walka o "Phenian" toczona przez Mykapyka i myślę, że tak, ta dyskusja łapie się do kategorii "wyczerpująca".

A Moore chce, czy nie che komiksowm i jego twórcom robi dobre publicity.

pjp pisze...

Oho. Walka myka była eeeeepicka z tego co pamiętam. Nawet jako podlotek stopę tamże włożyłem.

A - Ale Julek - Ty licz przypisy twórcy komiksu, a nie tłumacza. Przypisy od tłumacza to co trzeci komiks ma. "Strażnicy" mają. Zrypane.

Piotr Nowacki pisze...

Bardzo długo zabierałem się do przeczytania "Prosto z piekła", ale jak już zdjąłem z półki, to nie wziąłem do rąk nic innego(a często zdarzają mi się przeplatańce)dopóki nie skończyłem. Jako, że nie jestem wirtuozem słowa, to napiszę tylko to co powtarzałem co chwila, czytając ten komiks robiąc coraz większe oczy. Ja pierdolę!

Unknown pisze...

30-stronicowa scena morderstwa oraz wizji przyszłości dr Gulla znajduje się w rozdziale 10 a nie 14 [przynajmniej w polskim wydaniu]. Pozdrawiam.