środa, 3 marca 2010

#388 - RoboGil: Kolektyw #6


Robert Wyrzykowski: Czas szybko leci - ledwo trzy lata temu dyskutowaliśmy o pierwszym numerze "Kolektywu", a tutaj chłopaki wydają już numer szósty. Nie da się ukryć, że w międzyczasie "Kolektyw" jako pismo przeszedł długą drogę. Trzy lata temu była to amatorska akcja, gwiazdy webkomiksu z parciem na papier, sporo słabych komiksów łapanych na siłę i generalnie lekkie podśmiechujki w środowisku. A teraz - sroga selekcja, rosnący prestiż, uznani komiksiarze w środku, oficjalna premiera wespół z Kulturą Gniewu. Nobilitacja pełną gębą?

Daniel Gizicki: Może po prostu progres? Przecież ekipa skupiona wokół magazynu ślepa nie jest i potrafi krytycznie spojrzeć wstecz. Miesiąc po premierze "jedynki" autorzy byli zachwyceni, ale teraz zapewne z rozbawieniem przyglądają się swoim wczesnym wytworom. Fakt wspólnej premiery z KG nie poczytuję jako "nie wiadomo jak wielkie WOW!", raczej jako kolejny objaw integracji grajdołka.

RW: Zachwyt po premierze pierwszego numeru był w sumie uzasadniony - rozszedł się on jak świeże bułeczki, zadziałała magia nazwisk... chociaż pamiętam, że ze sprzedażą "dwójki" już nie było tak różowo.

DG: Myślę, że to norma. Dużo ludzi było ciekawych co też netkomiksiarze spłodzili, inni sięgnęli po prostu po nowy zin. A niższa sprzedaż "dwójki"? Trudno się dziwić, poprzedni numer zdecydowanie nie powalał poziomem.

RW: Po dwóch pierwszych numerach nastąpiła zmiana konwencji. Radosny freestyle zastąpiły antologie tematyczne, wzorem "Jeju" i "Maszina". Po dwóch kolejnych numerach dołączyły serie. W międzyczasie zmieniła się organizacja pracy - wcześniej nad doborem komiksów decydował cały Netkolektyw - jak w prawdziwej komunie. Dzięki temu prawie każdy z redakcji miał zapewnione wejście do numeru. W międzyczasie "władzę" przejęła Dolna Półka (Bartek Biedrzycki, Robert Sienicki, Jan Mazur) i wprowadziła bardziej kapitalistyczne podejście. Otwarcie na twórców niekoniecznie tkwiących w webkomiksowym półświatku zmusiło członków Netkolektywu do konkurowania jakością, jako że nikt już nie miał zapewnionego miejsca w kolejnym numerze. Nie wszyscy niestety temu podołali, ale kilka osób z oryginalnego składu dotrzymuje kroku, co tylko cieszy.

DG: To prawda i sądzę, że bardzo to dobrze zrobiło magazynowi. Zdrowa konkurencja, kryterium jakości decydujące o przyjęciu do druku... Wykruszyli się ci, których już sama obecność w Netkolektywie (który rozumiałem jako taką webkomiksową elytkę) mocno mnie dziwiła. Z drugiej strony niezmiernie cieszy rozwój jaki na przestrzeni tych 6 numerów można zauważyć u niektórych twórców z pierwotnego składu. Taki Łukasz Okólski czy Igor Wolski – jak dla mnie ci dwaj rysownicy to taka stała dobra wizytówka "Kolektywu". Ale rozwój widać też u tych, którzy dołączyli później, a największym odkryciem jest Tomasz "Spellcaster" Grządziela. Na początku to mi mocno Mignolą pachniał ale teraz to gościu trzaska komiksy aż miło!

RW: Ano, Grządziela wypracowuje swój własny, coraz lepiej rozpoznawalny styl. Jego "Ja potwór" z szóstego Kolektywu graficznie daje po garach, jedna z lepszych rzeczy w tym numerze... w którym tak naprawdę brak jakichś szczególnie słabujących komiksów. Wszystko jest co najmniej dobre.

DG: No właśnie, pogadajmy o tym nowym numerze, bo o poprzednich to już powiedziano wystarczająco. Uważam, że "szóstka" ma kilka potencjalnych hiciorów. Komiks Grządzieli jest na pewno jednym z nich, ale mi totalnie po łbie dały "Gniew Kehtanita" Biedrzyckiego i Lucjana Pakulskiego oraz "Wstecz" Kajetana Wykurza. No tak dobrych szorciaków to ja dawno nie widziałem. Jeśli włodarze MFK zmienią regulamin konkursu na krótką formę i dopuszczą dziełka już publikowane, "Gniew..." grand prix, nagrodę publiczności i nagrodę "Przekroju" ma jak w banku!

RW: "Gniew Kehtanita" jest jak dla mnie zdecydowanie komiksem numeru. To chyba najlepszy scenariusz Biedrzyckiego jaki kiedykolwiek czytałem, świetnie zrealizowany przez Pakulskiego. Godai'emu dobrze to wyszło, widać że to go szczerze pasjonuje - uważam, że powinien pisać więcej historii osadzonych w indiańskich klimatach. Kapitalne jest również "Wstecz" Wykurza - niebanalny pomysł, niepokojąco stopniowane napięcie i to wszystko zrealizowane z prawdziwym sznytem graficznym. Podoba mi się pomysł i fabuła Kuczyńskiego w "Potworze" oraz zgrabna popkulturowa puenta "Ech" Mazura i Ewy Jędrzejczak.

DG: No i świetne jednoplanszówki. Robert, a serie?

RW: W poprzednim numerze były trzy serie. W tym już cztery, w tym dwie zupełnie nowe – "Sarkis Karchazjan" Daniela Gizickiego i Rafała Trejnisa oraz "Drużyna A.K." tria Sienicki, Mazur i Wolski - nie wiem czy osadzona w uniwersum "Rycerza Janka", ale bardzo mi je przypominająca. Żałuję, że odpadła "Miska owoców", która była dla mnie komiksem piątego "Kolektywu".

DG: Ale ta "Drużyna" to w "piątce" była, jeno nie jako seria. Ale co sądzisz o samej idei puszczania komiksów w odcinkach? Bo ja szczerze mówiąc nie wierzyłem, że to wypali. Zwłaszcza, że "Kolektyw" ma taką a nie inną częstotliwość ukazywania się nowych numerów...

RW: Szczerze mówiąc - sama idea jest dla mnie przeciętna. Twórcy równie dobrze mogą zapomnieć o tym, że mają jakiś komiks zrobić raz na pół roku - albo też zarzucą w międzyczasie ten projekt. Czytelnik też się specjalnie nie przywiąże do komiksu, który czyta dwa razy do roku. Może gdyby to były serie, które regularnie pojawiają się w różnych zinach - jak "Destyluch" - albo odcinki tytułów dostępnych w Internecie? Nie mówię, że serie to zły pomysł, po prostu zastanawiam się ile z tych serii zobaczymy w siódemce.

DG: Czy ja wiem? Potem kompletuj te wszystkie ziny, żeby szukać odcinków jakiejś serii... Myślę, że raczej można by pójść w sieć, to znaczy co dwa miechy wkładać do netu odcinek, a te, które wypadną w okresie publikacji kolejnych numerów "Kolektywu" dawać na papier. Tylko czy to by wypaliło? Czy twórcy by tak chcieli – wszak papier ponoć uszlachetnia? Czy by przede wszystkim dali radę, w końcu wykonać co dwa miechy 10 stron, gdy się normalnie pracuje na etacie, lub studiuje, nie zawsze jest wykonalne? Poniekąd tą drogą poszli chłopaki (Sienicki, Okólski) z "Recours", ale czy to by zdało egzamin w przypadku wszystkich serii?

RW: Myślę, że zdaje w przypadku "Destylucha" Bartosza Sztybora i Macieja Pałki... tyle że to seria szczególna, raczej tajemnicza układanka, którą chłopaki publikują w przeróżnych zinach od paru lat, bawiąc się (z) czytelnikiem - o ile któryś z nich zadaje sobie trud skompletowania i analizowania tego uniwersum. Odcinek z szóstego "Kolektywu" wydaje się łączyć z którymś tam z poprzednich odcinków, kojarzę te babkę z kolczykami w kształcie swastyk. Sztyborowi nie można odmówić wyobraźni w kreowaniu niesamowitych postaci, jakie przewijają się przez "Najwydestyluchniejszego". Jak całość wyjdzie w praniu, przyjdzie nam ocenić podczas lektury albumowego wydania.

DG: No pewnie i tak. Dobra, to może zacznijmy podsumowywać 6 numerów i trzy lata istnienia "Kolektywu" takimi najlepsze/najgorsze. Najlepszy komiks?

RW: Najlepsze ze wszystkich sześciu?

DG: A co się będziemy!?

RW: Najgorsze to chyba grafomańskie bohomazy Skarży, które regularnie były publikowane aż do czwartego numeru. Najlepsze... hmm... trudno wskazać. "Gniew Kehtanita" i komiks Wykurza z tego numeru, z poprzednich pamiętam świetne szorty Unki Odyi i Tomka Grządzieli (#4).

DG: Hy! To ja mam podobnie. Największe pomyłki to Skarża i w sumie większość zawartości pierwszych dwóch numerów. Najlepiej wypadają te najnowsze komiksy – to co wspominasz, jeszcze dla mnie wypasem była "Legenda o szczurzym harfiarzu" Dakuba Jebskiego i Wolskiego oraz ten komiks z masą zer i jedynek w tytule autorstwa Daniela Chmielewskiego. No i bardzo, bardzo podobały mi się okładki "trójki", "piątki" i "szóstki". Weź se je porównaj z kaszaniastą okładką "jedynki"...

RW: Zdecydowanie można powiedzieć, że "szóstka" to dobry numer, a w związku z brakiem innych wydawnictw - w tym momencie zdecydowanie bezkonkurencyjny... No właśnie. Dostrzegam w tym momencie swego rodzaju zmierzch zinów - być może to tylko chwilowy sen zimowy, a może po prostu znak wirtualnych czasów, gdzie każdy ma bloga, Twittera i konto na Digarcie. Nie wychodzi "Maszin", "Jeju"; nie słyszy się w kuluarach o nowych ambitnych planach - a jeszcze parę lat temu zdawało się, że każdy chciał mieć własny magazyn. W tym momencie obecne są jedynie zinowy tylko z nazwy "Ziniol", "Karton", który ma aspiracje do bycia masowym magazynem komiksowym... No i "Kolektyw", który też dryfuje w kierunku magazynu. Czy jest on takim Ostatnim Mohikaninem zinów, że zainspiruję się tutaj komiksem Biedrzyckiego i Pakulskiego?

DG: Oj tam, zaraz zmierzch. Może chwilowy przesyt po prostu. Zobaczysz, minie trochę czasu to pojawią się znowu ziny. Nie te co dotychczas to inne, tworzone przez nowych ludzi. W końcu wydać zina to nie problem, a kolejni komiksiarze rosną... I pewnie za chwilę będziemy narzekać na młodziaków, że słabiznę produkują, a oni za dwa-trzy lata, w szóstym zrobią takie komiksy, że hoho!

RW: Problem nie problem - zamrożenie kasy, drukarnie, dystrybucja, zysk z tego żaden. Trochę do tej refleksji zainspirowała mnie sama Dolna Półka, publikując trzy pierwsze numery "Kolektywu" na swojej stronie. Prawie wszyscy i tak mają stałe łącze.

DG: No ale wolałbyś, żeby zrobili dodruk?

RW: Nigdy w życiu! Tak sobie po prostu zastanawiałem, czy w niedalekiej przyszłości ziny w pdfkach nie wyprą zinów na papierze. Autorzy i tak publikują za darmo. Ale to się okaże w swoim czasie. Tymczasem, "Kolektyw" #6 zdecydowanie polecam.

DG: Przesadzasz, dopóki żyją takie zgredy jak my co lubią papier, to chyba nie przeniosą nam wszystkiego do sieci? Właśnie! Nie przenośta nam zinów do sieci! A "szósteczkę" polecam zdecydowanie. Bo to kawał dobrego zina jest.

1 komentarz:

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

o cóż, ja bardzo dziękuję. Powiem tylko tak, jak się już na Kajku i Kokoszu nauczyłem czytać, to się przesiadłem na Curwooda, Marlicza i spółkę, więc lubię Indian.

Natomiast byłbym bardzo nie fair, gdyby nie powiedział otwarcie, że za ostateczny kształt scenariusza w dużym stopniu odpowiada także Lucjan - on zrobił z pierwotnie 4-stronicowego komiksu w sumie 8 plansz i chociaż nie ingerował w treść czy dialogi, to całkowicie skomponował layout i podzielił tę opowieść jakby od nowa. Bez tej jego ingerencji ten short prawdopodobnie byłby inny.

Więc ja tak tylko, cichutko, publicznie - żeby nie było.