wtorek, 2 lutego 2010

#362 - Largo Winch

Jean Van Hamme to jeden z najpłodniejszych i najlepszych scenarzystów komiksowych tworzących na rynku frankofońskim. Przeciętnemu polskiemu czytelnikowi jest znany głównie ze swojej współpracy z naszym Grzegorzem Rosińskim, czyli z "Thorgala", a także "Szninkla" i "Westernu". Ale belgijski scenarzysta ma na swoim koncie mnóstwo innych, nie mniej udanych tytułów. Żeby wymienić tylko kilka – "Władców Chmielu" (z grafikami Francisa Valleese), "XIII" (narysowaną przez Williama Vance'a) czy "Histoire sans heroes" (wraz z Dany'm).

Na łamach "Largo Wincha" Van Hamme udowadnia, że doskonale zna się na swoim fachu. W drugim integralu, ukazującym się w egmontowym cyklu "Sensacja", zbierającym cztery kolejne tomy serii, poznajemy dalsze losy tytułowego bohatera. Largo, w wieku dwudziestu pięciu lat zostaje spadkobiercą bajecznej fortuny swojego przybranego ojca, Nerio Wincha, i staje na czele jednego z najpotężniejszych holdingów finansowych na świecie. Taka sytuacja nie jest na rękę największym udziałowcom firmy, którzy mieli chrapkę na całościowy pakiet przedsiębiorstwa i od pierwszego albumu nowy szef Koncernu wpada w sieć intryg, knutych przez jego współpracowników. Ten wątek będzie przewijał się przez kolejne albumy, a do tego Largo wykazuje wyjątkowy talent do pakowania się w dodatkowe tarapaty. W "H" i "Holenderskim Łączniku" będzie to afera narkotykowa, która ma pozbawić młodego Wincha firmy, a w "Twierdzy Makiling" i "Godzinie Tygrysa" rusza on na ratunek swojemu przyjacielowi, który wpadł w "małe" kłopoty w Birmie.

Jean van Hamme znakomicie opisuje świat wielkiej polityki i finansjery, znany czytelnikowi jedynie z wiadomości i doniesień prasowych. Każdy album przynosi kolejną rozgrywkę pomiędzy Largiem, cwaniakiem, jakich mało, będącym połączeniem Jamesa Bonda i Bruce'a Wayne'a, a jego przeciwnikami. To gra, w której wszystkie chwyty są dozwolone, a jej celem jest przechytrzenie przeciwnika. Scenarzysta dba o to, by jego opowieści były maksymalnie realistyczne, a do tego zwyczajnie wciągające. Van Hamme jak może unika klisz i ucieka od fabularnych schematów. Akcja stale trzyma w napięciu, czytelnik głowi się, jak tym razem bohaterowi uda się uporać z kłopotami, w które zabrnął. Sprawności scenarzysty wtóruje kunszt rysownika. Philippe Francq nie należy może do artystów komiksowej kreski, ale w swojej roli sprawdza się znakomicie.

Warto wspomnieć, że "Largo Winch" rozrósł się do małego, rozrywkowego przedsiębiorstwa. Na samym początku Van Hamme stworzył cykl powieści, które później zostały przerobione na serię komiksową, liczącą sobie na razie 16 tomów. Wraz z sukcesem serii nie trzeba było długo czekać na grę komputerową, serial telewizyjny, a wreszcie film kinowy, który nawiasem mówiąc okazał się taki sobie.

Pracę Van Hamme i Francq'a z otwartymi ramionami powinni przywitać wszelkiej maści malkontenci, których można spotkać w internecie, szwendających się po komiksowych forach. Ciągle narzekają, że na rynku brakuje dobrego komiksu środka, zapewniającego godziwą rozrywkę, a ukazują się jedynie jakieś udziwnione, artystowskie eksperymenty. W ogóle to komiksy są drogie, a wydawcy porzucają rozpoczęte serie, ku rozpaczy ich czytelników. Na szczęście Largo można kupić w przystępnej cenie, podczas lektury nie można narzekać na nudę i pewne jest, że Egmont nie przerwie jego publikacji.

2 komentarze:

Popielecki pisze...

A co z malkontentami, którzy na forach psioczą na komiks frankofoński, jako wyzuty z psychologii i nastawiony na tanią podróbkę amerykańskich sensacji?

Kuba Oleksak pisze...

Niech psioczą, psioczyć będą zawsze. Szczególnie jak psioczą głupio. "Largo" to zacna sprawa, choć jeśli miałbym mu postawić jakiś zarzut to postawiłbym na cukierkowatość.

Jasne, jest przemoc, morderstwa, narkotyki i intrygi, ale to wszystko w takim pogodnym klimacie a`la "Miami Vice" spotyka "Dynastię". Ale to naprawdę tyciuni zarzut.

Jak łykam "Largo" jak pelikan, choć czuć, że to Europa, a nie Rucka, Bendis czy Bru.