Pierwszy tom "Nienawidzę Baśniowa" skończył się wywracającym do góry nogami cliffhangerem. O ile lektura "I żyli długo i burzliwe" trochę mnie zmęczyła, o tyle samo zakończenie i postawienie na głowie statusu quo zrobiło wrażenie. Właśnie dlatego ze sporą ciekawością sięgałem po "Fujowy żywot" zastanawiając się, jak Skottie Young sobie z tym wszystkim poradzi i jak na nowo poukłada klocki w Baśniowie.
Niestety, kontynuacja pod tym względem mnie rozczarowała, bo autor po prostu rakiem wycofał się z ruchu, który miał sprawić, że "nic już nie będzie takie samo", cytując klasyka. Rzecz jasna nie chcąc zdradzać zbyt wiele z przebiegu fabuły, mogę powiedzieć tylko tyle, że wątek, który spinał całość historii zostaje zamknięty w pierwszym zeszycie dość rozczarowującą woltą. W ten sposób Young zmienia nieco koncepcję na "Nienawidzę Baśniowa". Zamiast wyraźnie zarysowanej linii fabularnej stawia na krótkie, jednozeszytowe przygody. Mniej liczy się spójność, ważniejszy jest fajny i sprawnie ograny pomysł. Mamy więc bekę ze "Street Fightera", jest nawiązanie do "Obcego", post-apo w stylu "Terminatora II" (mój osobisty faworyt), a i miłośnicy wielkich potworów z Japonii również znajdą coś dla siebie.
Można żałować, że historia z "I żyli długo i burzliwe" tak się kończy, ale koniec końców fabularnie formuła "one-and-done" w przypadku "Nienawidzę Baśniowa" sprawdza się naprawdę dobrze. Wiadomo, lepsze zeszyty przeplatają się z tymi gorszymi, ale widać wyraźnie, że historia "rozkręca" się coraz bardziej, a Young niestrudzenie eksploruje motyw przegiętej i bombastycznej przemocy obecnej w przesłodzonym bajkowym uniwersum i posuwa się jeszcze dalej, niż w tomie pierwszym.
Mój jedyny problem polega na tym, że mam wrażenie, iż autor bawi się przy tym wyraźnie lepiej, niż jego czytelnik. Widać, że w przygody Gertrude, będącej kolejną wariacją na temat Lobo z delikatną domieszką Deadpoola i Tank Girl włożono wiele serca, ale w moim przypadku nie przełożyło się to na lekturową przyjemność.
Nie zrozumcie mnie źle, bo Skottie Young to bardzo kompetentny twórca. Świetnie świetnie radzi sobie z budowaniem fantastycznego świata pełnego bajkowych stworzeń, dobrze czuje narrację wizualną, umie zarówno w fabułę, jak i bohaterów, a w dodatku ma bardzo konkretną krechę. Co więcej, pewnie mniej sprawny twórca szybko zacząłby zjadać własny ogon przy komiksie tak bardzo ograniczonym przez własny koncept i nużył by swoją powtarzalnością, ale nie w tym przypadku nic takiego nie ma miejsca.
W zasadzie bardzo ciężko o jakieś konkretne zarzuty wobec autora, poza tym, że "Nienawidzę Baśniowa" mnie nie porwało. Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca, cytując innego klasyka. Rzecz jasna to tylko moje, całkiem subiektywne wrażenie. Z wami możemy być zupełnie inaczej.
W swojej recenzji Tomasz Drozdowski pisze o satyrycznym wymiarze rzeczonego komiksu. Według niego Skottie Young "brutalnie rozprawia się z infantylnością bajek, ich całym skretynieniem, które swą treścią obrażają wręcz inteligencję odbiorcy", zwracając uwagę, że pierwotnie nie były one "gatunkiem przesłodkim i milusim". Jako przykłady podaje "oryginalne" wersje baśni Andersena czy braci Grimm. Cóż, ja nic podobnego w "Nienawidzę Baśniowa" nie widzę, w komiksie nie trafiłem na tropy dekonstrukcji czy subwersji. W tej kwestii bliżej Youngowi do Lobo z jego przegiętą przemocą, jako wartością samą w sobie, a nie Deadpoola, który raczej mniej, niż bardziej udanie parodiuje superbohaterskie motywy.
Na zakończenie pozwolę sobie wspomnieć o świetnej robocie tłumacza, który pracował przy polskiej wersji. Wszyscy chwalą Marcelego Szpaka za tłumaczeni, pochwalę więc i ja, bo naprawdę jest za co. Robota, którą przy tym komiksie wykonała naprawdę robi wrażenie - czapki z głów!
Podsumowując, jeśli podszedł wam pierwszy tom to nie wahajcie się - dwójka jest moim zdaniem nawet lepsza pod pewnymi względami. Jeśli zaś "I żyli długo i burzliwe" was nie ruszyło, to nie widzę sensu w braniu się za "Fujowy żywot".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz