środa, 24 sierpnia 2016

#2195 - Black Magick vol. 1: Awakening

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, który o komiksach pisze łamach bloga poświęconego Image Comics, na który serdecznie zapraszam.

Założę się, że każde z Was ma takiego twórcę komiksowego, scenarzystę lub rysownika, któremu ufacie, ponieważ dotychczasowe dzieła przypadły wam do gustu i spodziewacie się więcej. Dla mnie jednym z takich twórców był Greg Rucka. Sięgając po jego prace zawsze miałem gdzieś tam z tyłu głowy myśl, że prędzej czy później jakiś komiks może mu nie wyjść. Swego czasu sporo krytyki zebrała jego mini-seria "Veil", lecz nawet ona przypadła mi do gustu. W końcu jedna trafiłem na paździerz od Rucki i okazał się nim "Black Magick".


Rowan Black jest detektywem pracującym dla policji w Portsmouth. Zarazem jest też... praktykującą wiedźmą. Pogodzenie tych dwóch aspektów życia nigdy nie było łatwe, a będzie jeszcze trudniejsze, gdy najnowsza sprawa do jakiej zostaje wezwana, okaże się być mocno związana z jej drugim, nieznanym szerzej obliczem. Ktoś wie, że Rowan skrywa mroczne sekrety i nie zawaha się użyć tej wiedzy przeciwko niej.

Na papierze wszystko wyglądało zachęcająco. Rucka – scenarzysta, który jak nikt inny potrafi świetnie pisać żeńskie bohaterki oraz komiksy kryminalne – ogłasza kolejny projekt w swoim stylu, całość zaś dodatkowo zachęca tym, że zilustrować ma go Nicola Scott, która dała się poznać od dobrej strony pracująć w DC Comics. Po "Black Magick" sięgnąłem więc w ciemno.

Początek wypadł całkiem okazale, zarówno pod kątem scenariusza jak i warstwy graficznej. Jeśli chodzi o fabułę, premierowy zeszyt jest powolnym, lecz satysfakcjonującym wprowadzeniem w realia życia Rowan Black. Akcja nawet na moment nie przyspiesza zbyt mocno, lecz Rucka spokojnie, ale za to konsekwentnie przedstawia to, co powinniśmy wiedzieć o głównej bohaterce. Całość ujęta została w bardzo dusznym, ociekającym magią klimacie. Co więcej, dość zaskakujące zakończenie pierwszego numeru zwiastowało bardzo ciekawą kontynuację w kolejnych odsłonach. I tu pojawił się problem, ponieważ moim zdaniem nic takiego niestety nie nastąpiło.

Od drugiego numeru scenarzysta zaczął się miotać. Komiks, który miał być połączeniem kryminału i magii, ale Rucka jakby nie wiedział jak pogodzić te dwa żywioły. W dodatku mocno kulało tempo opowieści, które okazało się bardzo statyczne. Podczas lektury numerów 2-4 niejednokrotnie z zeszytu po prostu wiało nudą. Wreszcie zaś przychodzi zeszyt oznaczony numerem 5, który dla odmiany przyśpieszył tak mocno, że można było odnieść wrażenie jakby scenarzysta chciał mocniej rozruszać całą fabułę w tych 22 stronach, niż przez około 90 wcześniejszych, przez co doznałem uczucia, że za Rucka za bardzo skacze po łebkach. Pierwszemu story-arcowi "Black Magick" na pewno mocno pomogłoby lepsze rozłożenie ważniejszych akcentów na wszystkie zeszyty, a nie jedynie na pierwszy oraz piąty.

Bo wiecie, to nie jest tak, że w odsłonach 2-4 postacie nic nie robią i tylko prześlizgują się przez kolejne strony. Śledztwo Rowan cały czas trwa, lecz jego przebieg i ujawniane fakty jakoś nie potrafią mocniej zaintrygować. Idealnie widać to na przykładzie cliffhangerów, których zadaniem jest sprawienie, by czytelnik z niecierpliwością czekał na kolejny zeszyt. W przypadku drugiego numeru "Black Magick", zakończenie było tak miałkie, że gdyby nie napis end, spodziewałbym się jeszcze co najmniej jednej strony komiksu. Brakuje tutaj tempa i charakteru wielbionego przeze mnie "Lazarusa" czy zaskakujących rozwiązań znanych z łamów "Stumptown".  Fabularnie, spośród znanych mi dzieł Grega Rucki, a znam ich większość, tę pozycję oceniam zdecydowanie najgorzej.

Ale za to jaki jest to pięknie narysowany komiks! Nicola Scott dała nam komiks utrzymany w licznych odcieniach szarości, ze sporadycznie pojawiającymi się barwami, które za zadanie mają podkreślić istotniejsze elementy danej sceny. Wrażenie robi to naprawdę dobre, ponieważ wzmaga tylko i tak już wyraźnie akcentowany klimat komiksu. Ilustracje Scott są bardzo realistyczne, a ponadto widać, że artystka włożyła w ich powstawanie mnóstwo wysiłku. Poszczególne kadry są bardzo szczegółowe, zaś bardzo fajny efekt daje mocniejsze zaznaczenie konturów postaci ludzkich, dzięki czemu nieco mocniej skupiają one na sobie uwagę czytelnika. Scott nie kryła w wywiadach, że "Black Magick" jest dla niej pod kątem artystycznym dużym eksperymentem i moim zdaniem, wyszedł on jej bardzo dobrze. Ilustracje tej rysowniczki są zdecydowanie największym plusem omawianego komiksu.

Komiks ten kupowałem w wersjach zeszytowych, gdzie pojawiały się małe dodatki. Każdy rozdział zawierał fragment podzielonego na części opowiadania, a dodatkowo, w premierowej odsłonie pojawiło się całkiem intrygujące drzewo genealogiczne głównej bohaterki cyklu. Nie wiem czy są one dostępne w wydaniu zbiorczym, lecz jeśli powtórzone zostały praktyki z "Lazarusa", można przypuszczać, że nie.


No i jeszcze jedna, ważna rzecz. Jeśli jednak skusicie się na kupno tego komiksu, miejcie na uwadze fakt, że z powodu podpisania przez Ruckę i Scott kontraktu na tworzenie nowych przygód Wonder Woman dla DC, "Black Magick" zostało zawieszone do, podobno, kwietnia przyszłego roku. Oznacza to, że na kolejne wydanie zbiorcze przyjdzie Wam czekać ponad rok. Zaś jak widzicie z powyższego tekstu, wcale nie jestem przekonany, czy jest czego wypatrywać. Tytuł ten okazał się niestety niezbyt trafioną inwestycją, bardzo ciekawą pod kątem graficznym i z mocno zawodzącą fabułą. Ale Grega Ruckę nadal wielbię. Oby mniej takich wpadek w przyszłości.

Brak komentarzy: