Historia "Mysiej Straży" zaczyna się dawno, dawno temu. W jednym z wywiadów David Petersen, autor serii, przyznaje, że już w czasach licealnych w jego głowie zrodziła się idea komiksu z udziałem zwierząt. Z biegiem czasu ten pomysł ewoluował. Powstała wizja walki opartej na relacji łowca – zdobycz. Wreszcie doszło do wymyślenia zwierzęcych bohaterów, którzy posiadają realne kształty, a świat odwzorowany jest w naturalnych dla nich proporcjach. Tak doszło do stworzenia całej mysiej cywilizacji. Pierwszy zeszyt, wydany nakładem własnym autora, ukazał się w 2005 r. Rok później doszło do reedycji, już za sprawą Archaia Entertainment, który pozostaje jego wydawcą do dziś.
Poszczególne zeszyty, zgodnie z tradycją panującą za oceanem, zostały zebrane w albumy. Na każdy album składa się sześć zeszytów. Do września 2014 r. opublikowano następujące zbiory: „Mouse Guard: Fall 1152” (2007), „Mouse Guard: Winter 1152” (2008), „Mouse Guard: The Black Axe” (2013). Na listopad zapowiadany jest tom czwarty – „Mouse Guard: Baldwin the Brave and Other Tales”. Te cztery książki stanowią serię główną, obok niej ukazały się jeszcze dwie antologie: „Mouse Guard: Legends of the Guard, volume one” (2010) oraz „Mouse Guard: Legends of the Guard, volume two” (2013). Do stworzenia ich zaproszono różnych autorów, m.in.: Stana Sakaia. Wypada wspomnieć, że w 2008 r. Archaia wydała planszową grę RPG autorstwa Luke’a Crane’a, której akcja rozgrywa się w uniwersum „Mysiej Straży” – oprawę graficzną przygotował David Petersen. Książki i gra stanowią elementy składowe rozbudowanego uniwersum, które zostało zaprojektowane przez scenarzystę bardzo dokładnie.
„Mysia Straż” to świetna przygodówka. Swoista, ale wykreowana z wielkim rozmachem rycerska saga fantasy (z pominięciem elementów magicznych i wymyślnych potworów czy demonów), która rozgrywa się w realiach przypominających średniowiecze. Głównymi bohaterami, jak łatwo zgadnąć, są przedstawiciele mysiego gatunku, którzy należą do elitarnych jednostek bojowych, zwanych Strażą. W dawnych czasach strażnicy ciężko walczyli o wytyczenie granic mysiego królestwa, a następnie bronili go przed najeźdźcami, czyli wrogimi wojskami większych zwierząt. W komiksie często wspominana jest słynna wojna zimowa z roku 1149 przeciw łasicom – to świetny zabieg autora, polegający na tym, że bohaterowie wciąż powołują się na wydarzenia, które miały miejsca podczas tego konfliktu, na samą wojnę, ale relacje o niej poznajemy niejako z trzeciej ręki. Aktualnie rola mysiej staży sprowadza się „tylko” do bronienia szlaków handlowych oraz eskortowania cywili przez lasy i pola między poszczególnymi miastami Królestwa, czyli tereny, które nadal zamieszkują naturalni wrogowie małych gryzoni: sowy, węże czy lisy. Waleczne starcia strażników ukazano gwałtownie i krwawo (patrz: atak sowy).
„Mysia Straż” to świetna przygodówka. Swoista, ale wykreowana z wielkim rozmachem rycerska saga fantasy (z pominięciem elementów magicznych i wymyślnych potworów czy demonów), która rozgrywa się w realiach przypominających średniowiecze. Głównymi bohaterami, jak łatwo zgadnąć, są przedstawiciele mysiego gatunku, którzy należą do elitarnych jednostek bojowych, zwanych Strażą. W dawnych czasach strażnicy ciężko walczyli o wytyczenie granic mysiego królestwa, a następnie bronili go przed najeźdźcami, czyli wrogimi wojskami większych zwierząt. W komiksie często wspominana jest słynna wojna zimowa z roku 1149 przeciw łasicom – to świetny zabieg autora, polegający na tym, że bohaterowie wciąż powołują się na wydarzenia, które miały miejsca podczas tego konfliktu, na samą wojnę, ale relacje o niej poznajemy niejako z trzeciej ręki. Aktualnie rola mysiej staży sprowadza się „tylko” do bronienia szlaków handlowych oraz eskortowania cywili przez lasy i pola między poszczególnymi miastami Królestwa, czyli tereny, które nadal zamieszkują naturalni wrogowie małych gryzoni: sowy, węże czy lisy. Waleczne starcia strażników ukazano gwałtownie i krwawo (patrz: atak sowy).
Rzeczywistość, w której przyszło żyć myszom, jest przedstawiona wiarygodnie i – bynajmniej – nie sielankowa. Wiarygodnie – bo prawie wszystko, co żyje, dybie na ich skórę. W końcu myszy mają właściwie samych naturalnych wrogów, znajdują się na końcu łańcucha pokarmowego. Siła obrazowania, która niezwykle mocno działa na wyobraźnię czytelnika, polega na tym, że otoczenie, w którym żyją małe ssaki, ukazane jest w skali makro: drzewa są monstrualne, śnieżyca stanowi śmiertelne zagrożenie, sowa to latający zabójca etc. Bohaterowie muszą zmierzyć się z realnymi problemami, np. aby przebyć zasypane śniegiem pole, wykopują w nim tunel.
Akcja dwóch pierwszych tomów („Jesień 1152” oraz „Zima 1152”) jest najbardziej spójna, opowiadana jako jedna historia z kilkoma wątkami pobocznymi, ale przy zachowaniu ogólnej ciągłości. Fabuła nie wydaje się skomplikowana, ale dzięki jej prostocie autor mógł opowiedzieć o kwestiach fundamentalnych: lojalności, męstwie, przyjaźni, zdradzie. Niby wszystko dzieje się w świecie małych zwierząt, ale obdarzone ludzkim charakterem postacie umieją wzbudzić sympatię lub antypatię czytelnika.
Akcja dwóch pierwszych tomów („Jesień 1152” oraz „Zima 1152”) jest najbardziej spójna, opowiadana jako jedna historia z kilkoma wątkami pobocznymi, ale przy zachowaniu ogólnej ciągłości. Fabuła nie wydaje się skomplikowana, ale dzięki jej prostocie autor mógł opowiedzieć o kwestiach fundamentalnych: lojalności, męstwie, przyjaźni, zdradzie. Niby wszystko dzieje się w świecie małych zwierząt, ale obdarzone ludzkim charakterem postacie umieją wzbudzić sympatię lub antypatię czytelnika.
Poznajemy bliżej niektórych bohaterów dramatu: Lieama (najmłodszego ze strażników, który wyróżnia się odwagą i świetnie włada mieczem), Kenziego (doświadczonego stratega, od dawna patrolującego granice mysiego królestwa, walczącego kijem), kąpanego w gorącej wodzie Saxona (przyjaciela Kenziego), Sadie (uzbrojoną w dwa sztylety strażniczkę, która – ukończywszy misję specjalną – dołącza do ekipy Kenziego) oraz dzierżącego legendarny Czarny Topór Celanawe’a (emerytowanego strażnika, mądrego i doświadczonego, który przez długi czas żył niczym eremita, by później stać się mentorem Lieama). Ich głównymi przeciwnikami są: Midnight (niedoszły dyktator, zbrojmistrz z Lockhaven, twierdzy i głównej siedziby mysiej straży, który zdradza ideały wolności i samostanowienia mysich miast) oraz Abigail (uzdrowicielka, a następnie trucicielka z Lockhaven, która pozostaje wierna Midnightowi nawet po jego wypędzeniu). Oczywiście to nie są wszystkie postacie, które występują na łamach serii. Przewija się ich całe mrowie. Czytelnik nie gubi się jednak w tłumie bohaterów, ponieważ, mimo bardzo podobnej aparycji, zróżnicowali zostali poprzez kolory noszonych peleryn oraz umaszczenie futra.
„The Black Axe” ma charakter prequela, akcja dzieje się na długo przed wydarzeniami opowiedzianymi w pierwszych dwóch tomach. Czarny Topór przekazywany jest z pokolenia na pokolenie członkom rodziny Farrera, który go wykuł, wlewając w niego cały smutek i żal po stracie żony i dzieci. Artefakt gdzieś zaginął, a młody Celanawe oraz Em wyruszają na jego poszukiwania. „Legends of the Guard” stanowią rodzaj spin-offów, rozbudowujących uniwersum stworzone przez Petersena. Są to zbiory opowieści bez bezpośredniego wpływu na ciągłość i kształt linii fabularnej głównej serii. Różne historie o wyczynach Straży opowiadają sobie myszy siedzące w karczmie „June Alley” w Barkstone w 1154 r. (w pierwszym tomie) oraz w 1155 r. (w drugim). Właścicielka obiecała anulować dług tej z pijących na kreskę myszy, która opowie najciekawszą historię. I tak bohaterowie sobie siedzą, popijają, co tam gryzonie popijać mogą (pewnie browar ze sfermentowanych żołędzi) i przerzucają się wspomnieniami.
Albumy stylizowane są na średniowieczną kronikę. Każda zawiera sześć rozdziałów oraz epilog. Rozdziały zostały poprzedzone krótkim streszczeniem, przedstawiającym postępy akcji. Dodatkowo na końcu znajdziemy ciekawe dodatki, które rozbudowują, a zarazem scalają świat przedstawiony. Mamy więc mapy, przewodniki, opisy miast i miejsc, w których dzieje się akcja, galerię średniowiecznych zawodów i zapomnianych czynności produkcyjnych. Dbałość o każdy przedstawiony szczegół (czy to będzie belka podtrzymująca strop, broń, rodowe godło czy kufel) jest niewyobrażalna, a precyzja, z jaką artysta je projektuje, zapiera dech.
To grafika Petersona naprawdę sprawia, że książka jest piękna. Wielka dbałość o detale powoduje, że album ogląda się wielokrotnie i za każdym razem można skupić uwagę na kolejnych elementach lokacji. Plansze rozrysowano na planie kwadratu, kadrów jest niewiele, zwykle 3-4, dzięki czemu zajmują odpowiednio dużo miejsca. Jest coś oldschoolowego w rysunkach, może za prawą klasycznej techniki – tusz, a nie komputer. Do tego szeroka paleta kolorów. To powoduje, że całość jest bardzo miła dla oka. Po prostu chce się te książki wciąż i wciąż oglądać.
Albumy z cyklu „Mysia Straż” zdobyły uznanie czytelników oraz krytyków, zgarnęły wiele prestiżowych nagród komiksowych: trzykrotnie Eisnera (dwa wyróżnienia w 2008 i jedno w 2011 r.), między innymi w kategoriach Best Publication for Kids oraz Best Graphic Album: Reprint. A w tym roku „The Black Axe” otrzymał nagrodę Harveya. Moje pierwsze spotkanie z serią miało miejsce w Łodzi trzy lub cztery lata temu. Od tego czasu jestem jej wiernym fanem. Mam w domowej biblioteczce wszystkie części, a tom „Mouse Guard: Baldwin the Brave and Other Tales” już opłaciłem… Czekam teraz niecierpliwie na krajową premierę pierwszego zeszytu. Mam nadzieję, że zostanie przyjęty przez polskich czytelników ciepło i życzliwie. Z atencją, na jaką ta seria zasługuje.
„The Black Axe” ma charakter prequela, akcja dzieje się na długo przed wydarzeniami opowiedzianymi w pierwszych dwóch tomach. Czarny Topór przekazywany jest z pokolenia na pokolenie członkom rodziny Farrera, który go wykuł, wlewając w niego cały smutek i żal po stracie żony i dzieci. Artefakt gdzieś zaginął, a młody Celanawe oraz Em wyruszają na jego poszukiwania. „Legends of the Guard” stanowią rodzaj spin-offów, rozbudowujących uniwersum stworzone przez Petersena. Są to zbiory opowieści bez bezpośredniego wpływu na ciągłość i kształt linii fabularnej głównej serii. Różne historie o wyczynach Straży opowiadają sobie myszy siedzące w karczmie „June Alley” w Barkstone w 1154 r. (w pierwszym tomie) oraz w 1155 r. (w drugim). Właścicielka obiecała anulować dług tej z pijących na kreskę myszy, która opowie najciekawszą historię. I tak bohaterowie sobie siedzą, popijają, co tam gryzonie popijać mogą (pewnie browar ze sfermentowanych żołędzi) i przerzucają się wspomnieniami.
Albumy stylizowane są na średniowieczną kronikę. Każda zawiera sześć rozdziałów oraz epilog. Rozdziały zostały poprzedzone krótkim streszczeniem, przedstawiającym postępy akcji. Dodatkowo na końcu znajdziemy ciekawe dodatki, które rozbudowują, a zarazem scalają świat przedstawiony. Mamy więc mapy, przewodniki, opisy miast i miejsc, w których dzieje się akcja, galerię średniowiecznych zawodów i zapomnianych czynności produkcyjnych. Dbałość o każdy przedstawiony szczegół (czy to będzie belka podtrzymująca strop, broń, rodowe godło czy kufel) jest niewyobrażalna, a precyzja, z jaką artysta je projektuje, zapiera dech.
To grafika Petersona naprawdę sprawia, że książka jest piękna. Wielka dbałość o detale powoduje, że album ogląda się wielokrotnie i za każdym razem można skupić uwagę na kolejnych elementach lokacji. Plansze rozrysowano na planie kwadratu, kadrów jest niewiele, zwykle 3-4, dzięki czemu zajmują odpowiednio dużo miejsca. Jest coś oldschoolowego w rysunkach, może za prawą klasycznej techniki – tusz, a nie komputer. Do tego szeroka paleta kolorów. To powoduje, że całość jest bardzo miła dla oka. Po prostu chce się te książki wciąż i wciąż oglądać.
Albumy z cyklu „Mysia Straż” zdobyły uznanie czytelników oraz krytyków, zgarnęły wiele prestiżowych nagród komiksowych: trzykrotnie Eisnera (dwa wyróżnienia w 2008 i jedno w 2011 r.), między innymi w kategoriach Best Publication for Kids oraz Best Graphic Album: Reprint. A w tym roku „The Black Axe” otrzymał nagrodę Harveya. Moje pierwsze spotkanie z serią miało miejsce w Łodzi trzy lub cztery lata temu. Od tego czasu jestem jej wiernym fanem. Mam w domowej biblioteczce wszystkie części, a tom „Mouse Guard: Baldwin the Brave and Other Tales” już opłaciłem… Czekam teraz niecierpliwie na krajową premierę pierwszego zeszytu. Mam nadzieję, że zostanie przyjęty przez polskich czytelników ciepło i życzliwie. Z atencją, na jaką ta seria zasługuje.
Tekst zamieszczony powyżej pierwotnie został opublikowany w drugim numerze magazynu o komiksie i popkulturze "Smash!".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz