sobota, 19 kwietnia 2014

#1579 - Nicholas Grisefoth: La Nef de pierre

Autorem poniższego tekstu jest Andrzej Janucik. Więcej jego tekstów o komiksie i nie tylko możecie znaleźć na stronie Przypadkowe Akty Głupoty.


O „Nicholasie Grisefocie”, komiksie Hannu Lukkarinena i Juhy Ruusuvuoriego, pisałem już wcześniej, a recenzję dwóch pierwszych tomów serii można znaleźć pod tym linkiem. Tylko tytułem wstępu przypomnę, że jest to komiks fińskich twórców, którego akcja rozgrywa się w basenie Morza Bałtyckiego, w okolicach roku 1300. Głównym tematem opowieści są przygody tytułowego kupca, Nicholasa Grisefoth’a na tle politycznych rozgrywek pomiędzy kościołem, gildią handlową i różnymi graczami politycznymi tego okresu. 




Bohater, którego imię na język polski można przetłumaczyć jako Mikołaj Krzywastopa, został w poprzednich albumach wplątany w aferę związaną z handlem świętymi relikwiami i konfliktem między różnymi zakonami, kupcami fińskimi i saksońskimi, a także władcami ościennych krajów. Przy okazji zdołał popaść w niełaskę Inkwizycji, a pierwszy dyptyk serii skończył się niezbyt szczęśliwie dla Nicholasa. Zamiast stać się znaczącym i statecznym kupcem stracił większość swojego majątku, najlepszego przyjaciela i ukochaną, aresztowaną przez Inkwizycję.

W trzecim tomie zatytułowanym „La nef de pierre” („Kamienny statek”) bohater pod wpływem swoich doświadczeń zmienia dość radykalnie swoje podejście do życia i etyki. Skoro uczciwość, rzetelność i głęboka wiara religijna (to ostatnie to lekka przesada, Mikołaj jest raczej agnostykiem i religijnym hipokrytą) nie doprowadziły go do oczekiwanego sukcesu, to postanawia zostać... piratem. Ponieważ piractwem w pojedynkę parać się raczej trudno, pierwszą rzeczą, jaką trzeba się zająć będzie rekrutacja załogi o podobnych przekonaniach w kwestii moralności. Nicholas znajduje ją w osobach Ogodeja i Thorbjorna - Kałmuka i pogańskiego Wikinga. Te dwie postacie zapewniają komiksowi obowiązkowy element humorystyczny. Komizm w tym tomie zbudowany jest głównie na zasadzie kontrastu między postawami ich obu. W poprzednich albumach dostarczycielem humoru był Dietmar, cynik i ateista, ale nie pojawia się on w tym tomie, ani nie pojawi się, najprawdopodobniej, w żadnym z kolejnych. Po skompletowaniu załogi nasi bohaterowie przystępują do działań, jakimi powinni się zajmować szanujący się piraci, a które są doskonale znane już z filmów czy innych komiksów. Nicholas z załogą ochoczo zabiera się do rabowania i zdobywania statków, ratowania więźniów, brania zakładników i innych pirackich zajęć.


Piractwo, które kojarzy się jednak głównie z Karaibami, rzemiosłem uprawianym na Morzu Śródziemnym czy teraz, bardziej współcześnie, z wybrzeżem Somalii, było w swoim czasie dość popularnym zajęciem również na naszym Bałtyku. Począwszy od słowiańsko–wikińskich wypraw z X-XI aż po XIV wiek piractwo miało się całkiem dobrze na tym akwenie, dopóki władza Hanzy nad Bałtykiem nie okrzepła, a państwa nadbałtyckie wzmocniły się na tyle, by bez problemu kontrolować to dość małe morze i jego wybrzeża. Niezależna inicjatywa niestety musiała oddać pole bardziej zorganizowanej i nowocześniejszej formie rozboju morskiego, czyli kaperstwu. I to również jest jednym z elementów historii opowiedzianej w „Kamiennym Statku”. Nicholas musi zdecydować czy zachować niezależność czy też zostać kaprem na służbie króla Danii, która była przez lata skonfliktowana z Hanzą w związku z walką o kontrolę handlu na Bałtyku, a przede wszystkim o kontrolę nad Cieśninami Duńskimi i nakładanymi w nich cłami.

Nowe, pirackie życie naszych bohaterów zaczyna się od zdobycia statku kupieckiego. Akcja komiksu mknie na złamanie karku, na ponad 130 stronach albumu nieustannie coś się dzieje. Nicholas opływa niemal całe Morze Bałtyckie, od Turku przez Wyborg aż po Gdańsk. Autorzy nie mają wygórowanych ambicji, co do przeznaczenia swojego dzieła - zamierzali dostarczyć rozrywki w postaci komiksu pełnego przygód, niespodziewanych zwrotów akcji, walk czy pościgów poprzeplatanych od czasu do czasu wątkami humorystycznymi. Udało im się to znakomicie. Komiks wyraźnie nawiązuje do klasyki gatunku, a spośród innych tego typu opowieści wyróżnia go osadzenia akcji w swojskich klimatach Bałtyku i jego wybrzeży.

Nowy album różni się od dwóch poprzednich w kilku aspektach. Przede wszystkim jest dużo dłuższy, zawiera dwukrotnie więcej stron, niż każdy z poprzednich tomów. Nastawiony jest bardziej na elementy przygodowe, które występowały i w poprzednich częściach, ale były jednak przysłonięte intrygą kryminalną. Dla mnie to plus, ponieważ intryga z poprzedniej historii była nadmiernie skomplikowana. W „La nef de pierre” scenariusz jest bardziej liniowy, choć pojawiają się w nim elementy wprowadzające nowe wątki, które zapewne zostaną rozwiązane dopiero w kolejnych tomach serii. Inną zmianą jest wprowadzenie elementów fantastycznych. W poprzednich częściach były one obecne, ale wprowadzano je w sposób dyskretny i niejednoznaczny. W drugiej historii autorzy nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Bohaterowie na tytułowym kamiennym statku podróżują w czasie, a przyjaciółka Nicholasa, wiedźma Annja, używa czarów.


Generalnie komiks, choć w żadnym wypadku nie oryginalny, jest porządną pozycją rozrywkową i mimo swoich wad wciąga i zapewnia dobrą rozrywkę. Czyta się go płynnie, w czym pomaga niewątpliwie zmiana z kryminału w realiach średniowiecznych, a`la „Imię Róży”, na opowieść przygodową, a nawet sowizdrzalską. Strona graficzna nie zmieniła się od poprzednich części i chyba się już nie zmieni. Rysownik ciągle miewa problemy z rysowaniem sylwetki ludzkiej czy dynamicznych scen grupowych. Naprawdę czasem trzeba się namęczyć, by zrozumieć wszystko, co dzieje się podczas niektórych scen bitewnych. Niemniej w komiksie pojawiają się również plansze ciekawe graficznie, z interesującymi uproszczeniami w przedstawianiu krajobrazów czy pejzaży lub scen grupowych. Operowanie czernią i plamami bieli również daje w niektórych wypadkach ciekawe efekty.

Oczywiście, jako że seria ma być rozrywkowa, motywacje bohaterów są raczej współczesne, tak samo jak ich poglądy na religię czy moralność. Nie widać w scenariuszu jakiegoś wysiłku w celu nadania postaciom i ich motywom rysów historycznych. Wielu z nich jest agnostykami, zadeklarowanymi poganami lub ma ambiwalentny i cyniczny stosunek do religii i społeczeństwa oraz jego instytucji. Mimo tego scenarzysta poświęca wiele uwagi osadzeniu opowieści w sprecyzowanej przestrzeni historycznej, dbając o szczegóły politycznego czy społecznego środowiska, w jakim rozgrywa się akcja komiksu.


Seria, jak wspomniałem, wydaję się być zakrojona na wielką skalę i sporą liczbę albumów. Na zakończenie trzeciego tomu główny bohater zebrał nie tylko statek i załogę, ale także zestaw wrogów, mniej lub bardziej jawnych. Scenarzysta przygotował sobie grunt pod rozwój całej historii w wielu kierunkach. I jeżeli cykl zdoła utrzymać poziom, jaki prezentuje w dotychczasowych odsłonach z pewnością będę go nadal śledził, bo dostarcza doskonałej rozrywki w nieczęsto eksploatowanej w komiksie scenerii. Mam tylko nadzieję, choć niewielką, że Hannu Lukkarinen, wyeliminuje kilka drażniących problemów w oprawie graficznej komiksu. 

Brak komentarzy: