Ziścił się mokry sen fanów, w którym przenikają się uniwersa dwóch słynnych serii telewizyjnych. Co ciekawe, wyszło to nadzwyczaj dobrze. Z crossoverami często bywa tak, że ich jedynym zadaniem jest wyłuskać z kieszeni fanów dwóch znanych marek trochę więcej grosza niż zazwyczaj.
Same historie nie reprezentują sobą zbyt wiele, a schemat takich spotkań jest zazwyczaj jeden: pojawia się wielkie zagrożenie, bohaterowie najpierw spuszczają sobie manto, potem okazuje się, że jednak stoją po tej samej stronie barykady, łączą siły i wspólnie zażegnują niebezpieczeństwo. Widzieliśmy i czytaliśmy takie opowieści wiele razy, ostatnio chociażby w „Avengersach” Jossa Whedona, czy wielu wspólnych komiksach Marvela i DC. A co się stanie, gdy dojdzie do interakcji pomiędzy bohaterami kierującymi się wyłącznie logiką i dyplomacją, o pokojowym nastawieniu, zajmującymi się eksploracją i badaniem obcych światów i cywilizacji? Nudy, pomyślicie. Niekoniecznie.
Zjednoczona Federacja Planet po raz kolejny zostaje zaatakowana przez kolektyw Borg. Jednak tym razem ich taktyka różni się od dotychczasowej. Szybki, niezapowiedziany napad kończy się śmiercią bądź asymilacją mieszkańców całej Delty IV. Okazuje się, że drony mają sprzymierzeńca w postaci Cyebrmanów – bezwzględnych, cybernetycznych wojowników. Gdy flota nieprzyjacielskich okrętów rozpoczyna inwazję na kolejne planety, Doctor, wraz ze swymi kompanami, Amy i Rorym, kończy pobyt w starożytnym Egipcie i wyrusza w następną emocjonującą przygodę. Jak to najczęściej bywa, nie trafiają tam gdzie chcą, a tam gdzie przeniesie ich Tardis - w miejsca, w których obecność ostatniego z żyjących Władców Czasu jest niezbędna. Tym samym lądują na pokładzie USS Enterprise, gdzie kapitanem jest Jean-Luc Picard. Po wymianie uprzejmości, w atmosferze lekkiego niepokoju i braku zaufania, na jaw wychodzi fakt napaści. Załoga NCC-1701-D nieoczekiwanie musi połączyć siły z Doctorem, który jako jedyny zdaje się posiadać informacje o nieznanych Federacji Cybermanach.
Dwutomowy komiks „Star Trek TNG/Doctor Who: Assimilation” to przykład klasycznego schematu crossovera, pozbawiony jednak żenujących przywar pierwszego spotkania. Zamiast klepać się po pyskach, zarówno Picard jak i Doctor obwąchują się, mierzą siły na zamiary, chcą poznać nieznane. W tym momencie można zauważyć jak wiele wspólnego mają ze sobą „Star Trek” i „Doctor Who”; obaj bohaterowie to analitycy, ciekawi świata, rozsądni, o pokojowym usposobieniu, a ich uniwersa zawierają wiele wspólnych elementów (jak właśnie cybernetyczne rasy Borg i Cybermen, czy wojowniczy Klingoni i Sontaranie).
Bracia Tipton, poruszający się po świecie Star Treka jak po własnej kieszeni, opowiedzieli nadzwyczaj wciągającą historię, przyjazną zarówno dla Trekkies jak i Whovian. „Assimilation” to typowy stand-alone, niewymagający znajomości innych opowieści, który świetnie zazębia się zarówno z jednym jak i drugim uniwersum. Scenarzyści po mistrzowsku ujęli atmosferę obu seriali telewizyjnych, sprawiając że przygoda ta, zamknięta w dwóch epizodach, mogłaby być częścią regularnie emitowanych odcinków. Choć można ją czytać bez znajomości obu marek, pełno w niej nawiązań, smaczków, retrospekcji i futurospekcji, a także gościnny występ załogi Eterprise NCC-1701, w osobach kpt. Kirka, Spocka i Scotty’ego a także czwartego Doctora. Jest też mnóstwo akcji, w której wykazują się zarówno Doctor, Worf, Rory czy Data. Nie brakuje również trzymających w napięciu cliffhangerów. Pomimo sporej ilości dialogów i monologów, nie uświadczymy tutaj nudy.
Uroku całości dodają fotorealistyczne grafiki J.K Wooodwarda, w pełni wykorzystującego swe malarskie zdolności. Odwzorowanie twarzy i mimiki aktorów, ilość szczegółów na drugim i trzecim planie, a także kolorystyka sprawiają wrażenie kadrów wyciętych prosto ze szpul taśmy filmowej. Pierwsze sceny ataku na Deltę IV, czy też wycieczka w przyszłość ukazującą Federację zdewastowaną przez Cybermanów, wręcz zapierają dech w piersiach. Artysta w niepowtarzalny sposób uwiarygodnia przedstawioną przygodę i nadaje jej odpowiedniej dynamiki.
„Assimilation” spotkało się z aprobatą zarówno wybrednych fanów jak i krytyków. Zasługa w tym nie tyle nadzoru ze strony stacji CBS i BBC, ale autentycznej fascynacji i dużego szacunku twórców do obu uniwersów. To nie tylko wciągająca i zapadająca w pamięć przygoda, ale też jeden z najciekawszych crossoverów ostatnich czasów, pozostawiający po sobie miłe wrażenia, a także małą furtkę na ewentualną kontynuację. Warto się zapoznać, chociażby w kontekście nowej odsłony kinowego „Star Treka”, czy też zbliżającej się, okrągłej rocznicy powstania „Doctora Who”.
Autorem tekstu jest Paweł Deptuch,. I jeszcze uwaga formalna - recenzowany komiks ma tytuł "Assimilation tu wstaw znaczek "do-kwadratu-którego-blogpsot-najwyraźniej-nie-zna"]"
Zjednoczona Federacja Planet po raz kolejny zostaje zaatakowana przez kolektyw Borg. Jednak tym razem ich taktyka różni się od dotychczasowej. Szybki, niezapowiedziany napad kończy się śmiercią bądź asymilacją mieszkańców całej Delty IV. Okazuje się, że drony mają sprzymierzeńca w postaci Cyebrmanów – bezwzględnych, cybernetycznych wojowników. Gdy flota nieprzyjacielskich okrętów rozpoczyna inwazję na kolejne planety, Doctor, wraz ze swymi kompanami, Amy i Rorym, kończy pobyt w starożytnym Egipcie i wyrusza w następną emocjonującą przygodę. Jak to najczęściej bywa, nie trafiają tam gdzie chcą, a tam gdzie przeniesie ich Tardis - w miejsca, w których obecność ostatniego z żyjących Władców Czasu jest niezbędna. Tym samym lądują na pokładzie USS Enterprise, gdzie kapitanem jest Jean-Luc Picard. Po wymianie uprzejmości, w atmosferze lekkiego niepokoju i braku zaufania, na jaw wychodzi fakt napaści. Załoga NCC-1701-D nieoczekiwanie musi połączyć siły z Doctorem, który jako jedyny zdaje się posiadać informacje o nieznanych Federacji Cybermanach.
Dwutomowy komiks „Star Trek TNG/Doctor Who: Assimilation” to przykład klasycznego schematu crossovera, pozbawiony jednak żenujących przywar pierwszego spotkania. Zamiast klepać się po pyskach, zarówno Picard jak i Doctor obwąchują się, mierzą siły na zamiary, chcą poznać nieznane. W tym momencie można zauważyć jak wiele wspólnego mają ze sobą „Star Trek” i „Doctor Who”; obaj bohaterowie to analitycy, ciekawi świata, rozsądni, o pokojowym usposobieniu, a ich uniwersa zawierają wiele wspólnych elementów (jak właśnie cybernetyczne rasy Borg i Cybermen, czy wojowniczy Klingoni i Sontaranie).
Bracia Tipton, poruszający się po świecie Star Treka jak po własnej kieszeni, opowiedzieli nadzwyczaj wciągającą historię, przyjazną zarówno dla Trekkies jak i Whovian. „Assimilation” to typowy stand-alone, niewymagający znajomości innych opowieści, który świetnie zazębia się zarówno z jednym jak i drugim uniwersum. Scenarzyści po mistrzowsku ujęli atmosferę obu seriali telewizyjnych, sprawiając że przygoda ta, zamknięta w dwóch epizodach, mogłaby być częścią regularnie emitowanych odcinków. Choć można ją czytać bez znajomości obu marek, pełno w niej nawiązań, smaczków, retrospekcji i futurospekcji, a także gościnny występ załogi Eterprise NCC-1701, w osobach kpt. Kirka, Spocka i Scotty’ego a także czwartego Doctora. Jest też mnóstwo akcji, w której wykazują się zarówno Doctor, Worf, Rory czy Data. Nie brakuje również trzymających w napięciu cliffhangerów. Pomimo sporej ilości dialogów i monologów, nie uświadczymy tutaj nudy.
Uroku całości dodają fotorealistyczne grafiki J.K Wooodwarda, w pełni wykorzystującego swe malarskie zdolności. Odwzorowanie twarzy i mimiki aktorów, ilość szczegółów na drugim i trzecim planie, a także kolorystyka sprawiają wrażenie kadrów wyciętych prosto ze szpul taśmy filmowej. Pierwsze sceny ataku na Deltę IV, czy też wycieczka w przyszłość ukazującą Federację zdewastowaną przez Cybermanów, wręcz zapierają dech w piersiach. Artysta w niepowtarzalny sposób uwiarygodnia przedstawioną przygodę i nadaje jej odpowiedniej dynamiki.
„Assimilation” spotkało się z aprobatą zarówno wybrednych fanów jak i krytyków. Zasługa w tym nie tyle nadzoru ze strony stacji CBS i BBC, ale autentycznej fascynacji i dużego szacunku twórców do obu uniwersów. To nie tylko wciągająca i zapadająca w pamięć przygoda, ale też jeden z najciekawszych crossoverów ostatnich czasów, pozostawiający po sobie miłe wrażenia, a także małą furtkę na ewentualną kontynuację. Warto się zapoznać, chociażby w kontekście nowej odsłony kinowego „Star Treka”, czy też zbliżającej się, okrągłej rocznicy powstania „Doctora Who”.
Autorem tekstu jest Paweł Deptuch,. I jeszcze uwaga formalna - recenzowany komiks ma tytuł "Assimilation tu wstaw znaczek "do-kwadratu-którego-blogpsot-najwyraźniej-nie-zna"]"
4 komentarze:
Zapowiada się ciekawie, obadam.
Co jeszcze warto sprawdzić z komiksowego Who?
Superscript 2. Jest na to znacznik html ;)
Ja Ci Janku nie pomogę :)
o ile się nie mylę to prawidłowy tytul tej historii brzmi "Assimilation^2" [do kwadratu].
Prześlij komentarz