Tak wyszło, że rozmowa z Wojciechem Stefańcem to jubileuszowy, pięćdziesiąty tekst z etykietką wywiadu. Autor wydanych na ostatnim łódzkim festiwalu "Szelek" opowiada o trudnej pracy nad scenariuszem Jerzego Szyłaka, o swojej kolekcjonerskiej naturze i o tym, dlaczego Pawlukowi w drugim tomie trylogii "Sz" zdążyło się wyłysieć. Zapraszamy do lektury!
Maciej Gierszewski: Niedawno minął miesiąc od wydania "Szelek". Powiedz, co czujesz, gdy przeglądasz, kartkujesz ten album? Czy są chwile, w których nienawidzisz tego tomu?
Wojciech Stefaniec: W sumie już zapomniałem o tym komiksie. Nie wracam do niego. Zająłem się innymi historiami, innymi projektami. Natomiast w pierwszych dniach po wydaniu komiksu, faktycznie przeglądałem go i analizowałem wszystko, co wyszło dobrze, a co źle. Co mogłem jeszcze poprawić, co dopracować. Lecz z drugiej strony mogłem go poprawiać bez końca, dlatego dobrze, że został wydany. Sprawa zamknięta.
Czy czasem nienawidzę tego albumu? Miałem takie chwile, że chciałem to wszystko spalić. Nie robić tego. Ale to było podczas robienia komiksu. Teraz, jak pisałem, zająłem się innymi rzeczami.
Robiłeś go bardzo długo, bo prawie pięć lat. Jak często miałeś chwile, w których chciałeś zrezygnować? Poddać się?
Wojciech Stefaniec: Robiłem go tak długo, ponieważ musiałem robić inne rzeczy, niż skupić się tylko i wyłącznie na robieniu komiksu. W Polsce nie da się żyć z komiksu. Nie ma z tego żadnych pieniędzy dla twórców, a ja ze swoją naturą kolekcjonera, muszę mieć comiesięczną wypłatę. Właśnie to powodowało u mnie załamania. Musiałem iść do pracy, która nie ma nic wspólnego z moimi zainteresowaniami. Musiałem zajmować się czymś zgoła innym. Denerwowało mnie, że muszę odkładać na następny dzień to, co zacząłem. Właśnie w takich chwilach dopada mnie załamanie, zrezygnowanie, rozczarowanie, depresja. Ale potem przychodzi następny dzień i pojawia się szansa na kontynuację.
Wspominasz, że masz naturę kolekcjonera. Rozumiem cię, sam mam różne natręctwa, zbieram sny oraz książki. Zdradzisz, jaką manią zbieractwa jesteś opętany?
Wojciech Stefaniec: Na pewno są to płyty CD z albumami muzycznymi. Troszkę tego jest. Dzięki mojemu przyjacielowi Pawłowi Kumpiniewskiemu, który ma dostęp do tanich płyt miesięcznie mogę kupić nawet 15 albumów. A może to przez niego mam tyle tego, sam już nie wiem. Kupuję również książki (chociaż ostatnio jakoś mniej) i albumy artystyczne. Swego czasu kolekcjonowałem filmy na DVD, ale przeszło mi. Kiedyś kolekcjonowałem kasety, miałem ich bardzo dużo. Nagrywałem całe audycje radiowe. Pozbyłem się tego i dałem wszystko kumplowi. No i nie zapominajmy o komiksach.
Co było najtrudniejsze dla ciebie, jako ilustratora, w tym scenariuszu?
Wojciech Stefaniec: Sam scenariusz.
To trudna historia. Jest bardzo odważna, ponieważ uwypukla, obnaża ludzkie emocje. Uzewnętrznia ciemne strony pragnień. "Szelki" są statyczne. Opierają się na dialogach. Nie ma w tym albumie tyle akcji, jak w "Szmince", w której dużo się dzieje, często zmienia się fabuła, jest wielu bohaterów. Pan Jerzy Szyłak drugi tom "Sz" świadomie poświęcił charakterystyce głównych bohaterów, aby przeanalizować cześć pierwszą i wprowadzić do finału. "Szelki” są swego rodzaju filarem, czy może pomostem w trylogii "Sz".
To był ten problem. Jak oczarować czytelnika, żeby go nie znudzić? W komiksie, który opiera się na dialogach, ważne są gesty, mimika, charakter postaci, jej emocje i pragnienia. Jak się zachowa osoba porywcza lub spokojna z natury w momencie, gdy...? Jak osoba po ciężkim dniu reaguje na...? Jak człowiek przyparty do muru, zachowałby się w momencie, gdy...? Etc, etc. Sceneria odchodzi na drugi plan. Ważne są relacje, reakcje wynikające z bodźców. Co jest warte podkreślenia, a co nie jest aż tak ważne dla fabuły. To właśnie charakteryzuje scenariusze Szyłaka, że tych "co jest ważne, a co nie" jest masa. Myślę, że zarówno ja, jak i Joanna Karpowicz, czy inni autorzy, którzy pracowali z scenariuszami pana Jerzego Szyłaka, nie mieli łatwej pracy.
Czy także do "Szalika" będziesz robił ilustracje?
Wojciech Stefaniec: Nie. Nie będę chciał robić ilustracji do "Szalika". Zgodnie z Jerzym Szyłakiem uznaliśmy, że trzecią cześć musi narysować ktoś trzeci. To wyjdzie na plus dla całej serii. Choć trylogia tworzy jedną historię, to każda cześć jest inna, to jeden z głównych powodów. Powinien ją zrobić ktoś, kto ma inny punkt widzenia. Teraz powstaje pytanie, kto się podejmie tej próby? I jak długo będzie ilustrował "Szalik"?
Gdy przegląda się album widać wyraźnie, że próbowałeś różnych technik malarskich, aby oddać klimat scenariusza. Ostatecznie zdecydowałeś się na olej (tak sądzę, że jest to olej, nie mam wykształcenia malarskiego, więc jedynie strzelam). Dzięki mocnym pociągnięciom pędzla, głębokim warstwom farby i szerokiej palecie barw wyraźnie widać mimikę twarzy bohaterów. Interesuje mnie, czy malowałeś na sztalugach? Czy mógłbyś trochę opowiedzieć o dochodzeniu i ostatecznym zdecydowaniu się na technikę olejną?
Wojciech Stefaniec: Ja również nie mam wykształcenia artystycznego. Chciałbym, żeby to był olej na płótnie, ale głównie to akwarele z domieszką akryli lub same akryle na kartkach kartonowych, jak i collage. Technikę opartą na farbach narzuciła Jonanna Karpowicz w "Szmince". I fajnie, gdyż dzięki temu uzyskała oryginalny klimat. Ja chcąc kontynuować historię, musiałem nawiązać do formy, aby nie odbiegać od klimatu. Podporządkowałem się temu stylowi. Nie mając wykształcenia artystycznego i po raz pierwszy siadając do farb wychodziło mi to dość kiepsko. Po zrobieniu 20 stron porzuciłem robienie albumu, gdyż stwierdziłem, że klimat komiksu idzie w złym kierunku. Wtedy powstał "Szanowny" do scenariusza Bartosza Sztybora. Od tego momentu dużo się zmieniło. Format ilustracji oraz paleta barw się powiększyła. Zmieniło się także moje myślenie nad kompozycją i podejście do historii.
Podsumowując. Pierwsze 20 stron "Szelek", które zrobiłem na początku, na samym końcu zrobiłem od nowa, gdyż nijak się miały do całości. Ale musiałem to zrobić.
Mówisz, że praca nad komiksem "Szanowny" była w pewnym sensie dla Ciebie przełomowa. Możesz coś więcej opowiedzieć? Jak praca nad tym komiksem zmieniła Twoje podejście do ilustracji?
Wojciech Stefaniec: Może przełomowa, to jednak złe słowo. Po zrobieniu 20 stron "Szelek" kompletnie mi się ten komiks nie podobał. Napisałem wtedy e-maila do pana Jerzego Szyłaka, że warstwa graficzna zmierza w złym kierunku i potrzebuję go, na jakiś czas odłożyć. Zająć się czymś innym, aby inaczej podejść do tematu. Wtedy zjawił się Bartosz Sztybor. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba 4 miesiące zajęło mi stworzenie "Szanownego". Dzięki temu mini-albumowi odstawiłem całkowicie pracę z komputerem, który mocno wkradał się do moich działań. To mi się nie podobało. Nie mam nic przeciwko pracy na komputerze. Mówię o sobie. Za dużo robiła za mnie maszyna. Chciałem mieć namacalny dowód tego, co zrobiłem. Nie w zapisie cyfrowym, ponieważ mam wrażenie, że wtedy nie istnieje materialnie. Nie można go dotknąć, zjeść ani powąchać. Wydruk to zawsze kopia. Komputer ma ograniczony zakres możliwości. Pozbawia emocji i przypadku. Wszystko przez klawisze Ctrl-Z. Tego chciałem uniknąć. Chciałem być świadomy tego co robię. To zmienił "Szanowny" i wpłynął, że "Szelki" mają taki, a nie inny wygląd. Dlatego musiałem zrobić te 20 stron jeszcze raz.
Twoje plansze przypominają trochę obrazy Luciana Freuda, czy to ważny dla Ciebie malarz?
Wojciech Stefaniec: Tak. Bardzo. Zakochałem się w jego ukazaniu cielesności. Coś niesamowitego.
Mam wrażenie, że malarze są dla ciebie ważniejsi niż ilustratorzy, czy to trafna intuicja? Mógłbyś zdradzić, których najbardziej lubisz?
Wojciech Stefaniec: Jak moja Ania mówi - "masz opresyjne (poszukujące) podejście do sztuki". Także nie można tu mówić, że malarze są dla mnie ważniejsi, bo nic nie przebije Polskiej Szkoły Plakatu i ich podejścia do tematu, myśli zawartej w ich pracach.
Ale jeśli mówimy o "Szelkach", to tak, masz rację – największy wpływ mieli tu malarze. Lucian Freud i jego akty, Jacek Malczewski i jego postaci, Edward Hopper ze swoją samotnością, czy nawet Jakub Rebelka i jego kolory. Malarstwo miało na ten album największy wpływ. A ulubieni malarze - na pewno impresjoniści, secesja i ekspresjonizm.. Ja jestem wzrokowcem, mi się bardzo dużo dzieł podoba. A ich autorów nawet nie przytoczę.
Czy malując miałeś modeli? Czy malowałeś ze zdjęć?
Wojciech Stefaniec: Chcąc zachować jak największy realizm, który jest zawarty w historii, musiałem się posiłkować modelami. "Szelki", które są opowieścią obyczajową z, jak ja to mówię, "elementami", musiały się opierać na ludzkich zachowaniach. Toteż zanim przystąpiłem do robienia konkretnych ilustracji, długo szukałem w gazetach odpowiednich ujęć, faktur, marszczeń ubioru itd. Realizmu z głowy nie jestem w stanie odtworzyć, gdyż mam kłopoty z pamięcią, musiałem posiłkować się fotografiami. Nie stać mnie na wynajęcie modeli. Znajdując odpowiednie elementy, łączyłem je ze sobą. Skanowałem, wycinałem, wklejałem, a następnie składałem na różne sposoby w komputerze, tak aby pasowały do mojego zamysłu. Takie "komponowanie" przypomina podejście Justina Mortimera. On podobnie podchodzi do pracy, co mnie ucieszyło.
Jarek Obważanek zadał na FB ciekawe pytanie, na które i ja chciałbym poznać odpowiedź: "Wojtku, dlaczego, czy raczej – po co zmieniłeś wygląd głównego, echem, bohatera? I nie tylko jego?".
Wojciech Stefaniec: A czemu nie? Dlaczego współczesny Batman odbiega wyglądem od pierwowzoru? Dlaczego Hamleta gra za każdym razem inny aktor? Wątpię, aby ta zmiana wpłynęła źle na jakość, czy trudności w odbiorze czytelniczym. Wątpię, żeby Jarek czytając komiks nie wiedział, że Pawluk to Pawluk. Pamiętajmy, że główny bohater nie ma trzydziestu lat. Jest starszy. Mężczyźni w jego wieku, od strony wyglądu, posiadają raczej wady, a niżeli zalety. Są bardziej podatni na choroby. Pawluk nie jest facetem z okładki, czy filmu. Tego chciałem uniknąć. Wszędzie w zapowiedziach jest napisane, że druga część trylogii "Sz" dzieje się dziewięć miesięcy po wydarzeniach, przedstawionych w "Szmince". W tym odstępie czasu mogło się zdarzyć wszystko... Posiwieć można w ciągu kilku minut. Wyłysieć można w ciągu miesiąca. Takie rzeczy dzieją się w życiu, więc dlaczego nie na kartach komiksu? To jest możliwe. Łysina go uczłowiecza. Zbliża do świata rzeczywistego, w którym ludzie nie są idealni. Nie są bohaterami wykreowanej fabuły.
Patrząc na to z innej strony, łysina dodaje pierzu. Do smaczku. Do efektu. Ona Pawlukowi pasuje. To jest danie o kilku smakach. Mogłem je przyprawiać do woli. Panu autorowi Szyłakowi i panu wydawcy Timofiejukowi smakowało, więc gotowałem dalej.
Nad czym teraz pracujesz? Robisz jakiś komiks?
Wojciech Stefaniec: Jakiś tam robię.
5 komentarzy:
Świetny wywiad.A Szelki uwielbiam, podobnie jak Szminkę.
Łukasz
:)
Duże brawa dla Wojtka
Fajny wywiad. Jeszcze lepszy komiks.
Pan Wojciech nie ma wykształcenia artystycznego? Chapeau bas, "Szelki" są namalowane doskonale.
Prześlij komentarz