Na kartach „Małego świata Golema” jego autor Joann Sfar, chyba jeden z najpłodniejszych i najwybitniejszych obecnie komiksowych twórców, zaprasza czytelnika na opowieść wraz z bohaterami znanymi z innych jego dzieł. W tym nietypowym crossoverze wezmą udział między innymi dwaj spryciarze - elegancki Michel Douffon i zgryźliwy Vincent Ehrenstein, nie mogący się zdecydować, w którą stronę wyruszyć Drzewiec, komisarz wileńskiej policji nazywany złośliwie Humpty`m Dumpty`m, melancholijny wampir Fernand oraz piękna Mandragora.
Niestety, polski czytelnik nie miał jeszcze okazji zapoznać się z tymi postaciami, występującymi na łamach swoich własnych tytułów i serii. W„Małym świecie Golema” cały ten konglomerat został bardzo udanie połączony w jedną, spójną i frapującą całość, co znamionuje komiksowy kunszt Sfara, znanego z „Kota Rabina” (wydawanego nakładem Postu) i „Klezmerów” (niedawno opublikowanych przez Kulturę Gniewu). Francuski artysta żydowskiego pochodzenia w swoim komiksie łączy krótkie nowelki z bohaterami w nich występującymi delikatną nicią głównego wątku, tworząc nastrojową opowieść. Pełną humoru, napisaną i narysowaną lekkim piórem, ciepłą, ironiczną, ale jednocześnie mądrą. W swoich pracach Sfar bardzo często dotyka tradycji żydowskiej i „Golem” od tej reguły nie jest wyjątkiem. Ja mogę się tylko domyślać znaczenia i wymowy tu i ówdzie pozostawianych przez autora śladów, bo nie jestem specjalista w tej dziadzienie, przez co moja lektura nie może być pełna.
Pod względem wizualnym komiks prezentuje się bardzo dobrze. Sfar narysował „Mały świat Golema” urokliwą i skromną czarno-białą kreską, adekwatną do swobodnie prowadzonej historii. Chwilami lirycznej i spokojnej, a chwilami bardzo ekspresyjnej, albo i nawet ekspresjonistycznej.
Mroja Press chwali się wysoką jakością edytorską swoich komiksów i rzeczywiście, trudno coś zarzucić „Małemu światu Golema” pod tym względem. Odpowiednio utwardzona okładka ze skrzydełkami, dobrej jakości, gruby papier, oryginalne liternictwo i świetne tłumaczenie. Co więcej, ciekawym pomysłem jest wydanie komiksu w wersji „czystej”, to jest pozbawionej czegokolwiek, co nie należy do dzieła. Na skrzydełkach nie znajdziemy biogramu twórcy, na tylnej stronie okładki nie ma krótkiego streszczenia utworu i wyliczanki patronów medialnych.
Nie wahałbym się nazwać „Małego świata Golema” komiksem z licznymi elementami poetyki postmodernistycznej, gdyby nie to, że obdarzając go takim określeniem wyrządzę prędzej więcej szkody niż pożytku. Nie chcę obciążać go brzemieniem utworu wydziwionego i niezrozumiałego, bo przecież „Golemowi” bardzo od tego daleko. Ale da się dostrzec w komiksie kilka cech charakterystycznych dla tradycji ponowoczesnej, z których korzysta Sfar. W same założenia jego komiksu wpisana jest nieoryginalność, bowiem autor swobodnie korzysta ze swoich poprzednich utworów. Podkreślona została jego umowność jako utworu literackiego (strona 29 i przerwanie ciągłości narracji), a samego komiksu nie można traktować jako utworu koherentnego, spójnego (w 1894 roku nie mógł istnieć taki samochód, jakim poruszają się Michel i Vincent). Wreszcie „Golem” wyrasta z lokalnego i indywidualistycznego doświadczenia swojego autora, które nijak ma się do wartości powszechnie uznawanych za uniwersalne i powszechne, choć ten argument chyba najłatwiej obalić.
„Mały świat Golema” jest dobrą, a może nawet bardzo dobrą pozycją w dorobku wybitnego i płodnego twórcy, ale nie prezentuje klasy choć zbliżonej do „Kota Rabina”. Słowem – nie jest to wybitny komiks.
2 komentarze:
A nie komisarz wileńskiej policji?
Jak "Golem" o od razu meyrinkowska Praga na myśli, oczywiście, że wileńskiej :)
Prześlij komentarz