„Wonder Woman – Hiketeia” kupiła mnie dwiema rzeczami. Po pierwsze okładką, która pretenduje do tytułu najbardziej badassowego komiksowego covera ever, bo co może być bardziej pytującego od kobiecej stopy przyciskającej twarz Mrocznego Rycerza do gleby? Po drugie – nazwiskiem scenarzysty. Seria „Queen & Country” i dwie części „Whiteout” wystarczyły, żebym uznał Grega Ruckę za scenarzystę z najwyższej półki i sprawdził inne prace jego autorstwa.
Kariera Rucki przypomina nieco „drogę Bendisa”. Podobnie, jak jego kolega po fachu, Greg swoimi niezależnymi pracami zdobył sobie szacunek czytelników, przychylne recenzje krytyków i zasłużył na etat u tych największych. W Marvelu zrestartowano specjalnie dla niego on-goinga z „Wolverinem”, którego pisał z niemałym sukcesami, a wraz z Edem Brubakerem przywrócił blask „Daredevilowi”. W DC zdążył już tworzył scenariusze dla wszystkich komiksowych ikon tego wydawnictwa („Detective Comics”, „Action Comics”, „Wonder Woman”) z wyjątkiem „Flasha” i ma na swoim koncie absolutnie znakomite „Gotham Central” (tu znowu w kooperacji z Bru). Oprócz prowadzenia serii regularnych, z powodzeniem pracował również przy crossoverach („52”, „Final Crisis: Revelation” , „The OMAC Project”) i dorobił się sporej ilości mini-serii i one-shotów. Jak wynika z tej wyliczanki Rucka jest scenarzystą, który daje sobie radę zarówno z komiksem nieco bardziej i nieco mniej rozrywkowym.
„Hiketeia” jest wzorcowym przykładem świetnego przepisu na komiks super-hero. Redaktorzy dają zdolnemu scenarzyście bohatera, 100 stron do wypełnienia treścią i nie wtrącają się do jego pracy. Proste, prawda? Greg Rucka bierze na warsztat Wonder Woman, która zaliczyła swój komiksowy debiut w odległym 1941 roku. Klasyczna super-bohaterka w pierwszej linii spokrewniona jest z Supermanem i podobnie jak Człowiek ze Stali, prezentuje podobny, poczciwy i staroszkolny model komiksowego heroizmu. Jej postać stanowi połączenie greckiej mitologii z estetyką super-hero, doprawioną o delikatne akcenty feministyczne. I dokładnie wszystkie te cechy Rucka wykorzystuje w swojej opowieści, przedstawiając Wonder Woman, jako ambasadorkę mitologicznej krainy Amazonek, Themysciry we współczesnym, rządzonym przez mężczyzn, świecie. Dla księżniczki Diany, wychowanej w tradycyjnym, greckim społeczeństwie, zdominowanym przez odwieczny obyczaj i religijny rytuał, bardzo trudno odnaleźć jest się w świecie, który nie podziela wyznawanych przez nią wartości.
Kariera Rucki przypomina nieco „drogę Bendisa”. Podobnie, jak jego kolega po fachu, Greg swoimi niezależnymi pracami zdobył sobie szacunek czytelników, przychylne recenzje krytyków i zasłużył na etat u tych największych. W Marvelu zrestartowano specjalnie dla niego on-goinga z „Wolverinem”, którego pisał z niemałym sukcesami, a wraz z Edem Brubakerem przywrócił blask „Daredevilowi”. W DC zdążył już tworzył scenariusze dla wszystkich komiksowych ikon tego wydawnictwa („Detective Comics”, „Action Comics”, „Wonder Woman”) z wyjątkiem „Flasha” i ma na swoim koncie absolutnie znakomite „Gotham Central” (tu znowu w kooperacji z Bru). Oprócz prowadzenia serii regularnych, z powodzeniem pracował również przy crossoverach („52”, „Final Crisis: Revelation” , „The OMAC Project”) i dorobił się sporej ilości mini-serii i one-shotów. Jak wynika z tej wyliczanki Rucka jest scenarzystą, który daje sobie radę zarówno z komiksem nieco bardziej i nieco mniej rozrywkowym.
„Hiketeia” jest wzorcowym przykładem świetnego przepisu na komiks super-hero. Redaktorzy dają zdolnemu scenarzyście bohatera, 100 stron do wypełnienia treścią i nie wtrącają się do jego pracy. Proste, prawda? Greg Rucka bierze na warsztat Wonder Woman, która zaliczyła swój komiksowy debiut w odległym 1941 roku. Klasyczna super-bohaterka w pierwszej linii spokrewniona jest z Supermanem i podobnie jak Człowiek ze Stali, prezentuje podobny, poczciwy i staroszkolny model komiksowego heroizmu. Jej postać stanowi połączenie greckiej mitologii z estetyką super-hero, doprawioną o delikatne akcenty feministyczne. I dokładnie wszystkie te cechy Rucka wykorzystuje w swojej opowieści, przedstawiając Wonder Woman, jako ambasadorkę mitologicznej krainy Amazonek, Themysciry we współczesnym, rządzonym przez mężczyzn, świecie. Dla księżniczki Diany, wychowanej w tradycyjnym, greckim społeczeństwie, zdominowanym przez odwieczny obyczaj i religijny rytuał, bardzo trudno odnaleźć jest się w świecie, który nie podziela wyznawanych przez nią wartości.
Cała historia nabiera rozpędu, kiedy w progu drzwi domu bohaterki klęka młoda dziewczyna, która prosząc o łaskę, ucieka się do starożytnego zwyczaju, tytułowej hiketei. Zobowiązania ochrony i opieki, którego Diana się podejmie, jednocześnie stawiając na szali swoje życie. Ich „umowy” będą doglądały Erynie, trzy wężowłose kobiety pilnujące przestrzegania przysiąg. Wonder Woman nie mogła jednak wiedzieć, że jej podopieczna jest ścigana przez pewnego przebierańca z Gotham City i konflikt między prawem obowiązującym w świecie współczesnym a starożytną i świętą tradycją jest nieunikniony.
Czytając komiks da się wyczuć, że został on napisany przez scenarzystę o sporym obyciu literackim. Nie można zapominać, że Grag Rucka jest autorem serii kryminałów z Atticusem Kodiakiem w roli głównej, podobno niezłych, zbierających nawet jakieś nagrody. „Hiketeia” jest napisana więcej niż sprawnie. Schemat komiksu super-bohaterskiego został bardzo zgrabnie wpisany w dialektykę tragicznego konfliktu, znanego z antycznego dramatu, któremu dynamikę nadają z jednej strony Batman, a z drugiej Wonder Woman. Fabuła prowadzona jest wręcz wzorowo, tajemnica Diany i Danielle intryguje czytelnika. Bohaterowie zostali odpowiednio nakreśleni, szczególnie spodobał mi się Batman w roli niewolnika swoich zasad. Wątki sprawnie się ze sobą zazębiają, w historii nie braknie kilku zaskakujących scen i zwrotów akcji (tu znowu w roli głównej Mroczny Rycerz), a i finał raczej nie zawodzi. Trochę więcej w „Hiketei” dymków, niż w przeciętnym komiksie mainstreamowym dlatego trzeba poświęcić więcej uwagi werbalnej stronie narracji.
O oprawie wizualnej można powiedzieć tylko tyle, że jest w porządku. J.G. Jonesowi z okresu, kiedy pracował nad „Hiketeią” daleko jeszcze do poziomu jednego z najlepszych rysowników zatrudnionych w DC, któremu daje się do zilustrowania „Final Crisis”. Trudno powiedzieć coś nad to, że Jones rysuje poprawnie, nieco śmielej poczynając sobie z układem kadrów. Słowem – nie zawodzi, ale od euforii daleko. I właściwie mogę to samo powtórzyć odnośnie komiksu, jako całości. Lekturą „Wonder Woman – Hiketeia” nie jestem co prawda rozczarowany, ale równie daleko mi od zachwytu. Nie mogę nawet powiedzieć, że się zawiodłem na scenarzyście, bo trudno jest coś mu zarzucić. Napisał co najmniej dobry komiks, któremu jednak nieco brakuje, do stania się jeszcze lepszym. Raczej nie mogę go nikomu polecić z czystym sumieniem.
Czytając komiks da się wyczuć, że został on napisany przez scenarzystę o sporym obyciu literackim. Nie można zapominać, że Grag Rucka jest autorem serii kryminałów z Atticusem Kodiakiem w roli głównej, podobno niezłych, zbierających nawet jakieś nagrody. „Hiketeia” jest napisana więcej niż sprawnie. Schemat komiksu super-bohaterskiego został bardzo zgrabnie wpisany w dialektykę tragicznego konfliktu, znanego z antycznego dramatu, któremu dynamikę nadają z jednej strony Batman, a z drugiej Wonder Woman. Fabuła prowadzona jest wręcz wzorowo, tajemnica Diany i Danielle intryguje czytelnika. Bohaterowie zostali odpowiednio nakreśleni, szczególnie spodobał mi się Batman w roli niewolnika swoich zasad. Wątki sprawnie się ze sobą zazębiają, w historii nie braknie kilku zaskakujących scen i zwrotów akcji (tu znowu w roli głównej Mroczny Rycerz), a i finał raczej nie zawodzi. Trochę więcej w „Hiketei” dymków, niż w przeciętnym komiksie mainstreamowym dlatego trzeba poświęcić więcej uwagi werbalnej stronie narracji.
O oprawie wizualnej można powiedzieć tylko tyle, że jest w porządku. J.G. Jonesowi z okresu, kiedy pracował nad „Hiketeią” daleko jeszcze do poziomu jednego z najlepszych rysowników zatrudnionych w DC, któremu daje się do zilustrowania „Final Crisis”. Trudno powiedzieć coś nad to, że Jones rysuje poprawnie, nieco śmielej poczynając sobie z układem kadrów. Słowem – nie zawodzi, ale od euforii daleko. I właściwie mogę to samo powtórzyć odnośnie komiksu, jako całości. Lekturą „Wonder Woman – Hiketeia” nie jestem co prawda rozczarowany, ale równie daleko mi od zachwytu. Nie mogę nawet powiedzieć, że się zawiodłem na scenarzyście, bo trudno jest coś mu zarzucić. Napisał co najmniej dobry komiks, któremu jednak nieco brakuje, do stania się jeszcze lepszym. Raczej nie mogę go nikomu polecić z czystym sumieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz