poniedziałek, 22 czerwca 2009

#189 - Dreszczowiec kolejowy

Lewis Trondheim dał się już poznać polskiemu czytelnikowi jako autor nie do końca typowej opowieści o piratach („Wyspa Burbonów. Rok 1730” od Egmontu) i odkrywca pierwszego komiksu spoza naszej galaktyki („A.L.I.E.E.N.” od Kultury Gniewu). Teraz, na kartach „Dworca Centralnego” (od Mroja Press, rysunki - Jean-Pierre Duffour), francuski twórca odsłoni kolejne ze swoich artystycznych wcieleń.

Wraz z głównym bohaterem utworu czytelnik trafi na tytułowy dworzec, gdzie nie przyjeżdżają żadne pociągi. Rozkłady jazdy utrzymywane są w tajemnicy, a każdy z zegarów pokazuje inną godzinę. Wszystkie kasy pozostają zamknięte, żaden z pracowników nie potrafi udzielić jakiejkolwiek sensownej pomocy. Groteskowość i grozę tej sytuacji potęgują obecne na miejscu dziwaczne indywidua – religijny fanatyk, nawracający przypadkowych podróżnych, biznesmen wydający irracjonalne polecenia ze swojego wagonu czy tajemniczy mnisi nastawiający wszystkie zegary na jedną godzinę. Poszukiwanie jakiejkolwiek informacji o pociągu przez głównego bohatera (przedstawionego w postaci animorficznego kota) i próba przetrwania w tym festiwalu szaleństwa stanowią treść tego komiksu.

Myślę, że „Dworcowi Centralnemu” więcje szkody niż pożytku wyrządziło porównanie z twórczością Franza Kafki. Bo rzeczywiście pewne cechy charakterystyczne dla prozy praskiego pisarza można odnaleźć w pracy Trondheima i Duffoura. Bezimiennego i anonimowego bohatera ścierającego się z bezduszną instytucją, której praw działania nie pojmuje, narrację utrzymaną na granicy jawy i koszmarnego snu, z którego nie sposób się obudzić, zdeformowaną rzeczywistość pełną parabolicznych obrazów czy dojmującą atmosferę niepokoju, stale towarzysząca czytelnikowi podczas lektury. Cały ten arsenał kafkowskich środków jest obecny w komiksie. Podobnie, jak „Proces”, możemy odczytywać „Dworzec Centralny” jako alegorię zagubienia się człowieka w obcym i wrogim mu świecie. Lecz ci, którzy będą chcieli wejść głębiej, poza tę nieco powierzchowną interpretację, mogą poczuć się zawiedzeni, skoro nie znajdą w komiksie religijnej egzegezy nowoczesności czy literackich egzorcyzmów tragicznej biografii. Ja przynajmniej ich nie znalazłem, ale wcale nie czuję się zawiedziony, bo utwór Duffoura i Trondheima broni się sam. To świetny kolejowy dreszczowiec, żerujący na moich lękach przed zagubieniem się na dworcu w obcym mieście, przesiadką do złego pociągu czy kradzieżą dokumentów. „Dworzec Centralny” swoim niepokojącym, dusznym nastrojem i przedziwnymi, absurdalnymi konceptami potrafił utrzymać mnie w napięciu aż do ostatniej strony, jako pierwszy komiks od czasów Maxa Anderssona i Thomasa Otta.

Wielka w tym zasługa grafika, który potrafi świetnie prowadzić fabułę i stopniowo dozować napięcie. Jean-Pierre Duffour stworzył „wyciszoną” oprawę wizualną utrzymaną w stonowanych i surowych odcieniach szarości, doskonale podkreślających klimat komiksu, będącego jego najmocniejszą stroną. Lekturą „Dworca Centralnego” najbardziej usatysfakcjonowani będą ci czytelnicy, którzy oczekują nastrojowej i wciągającej lektury. Ja na szczęście mogę się zaliczyć do tej grupy.

1 komentarz:

tO mY: pisze...

aleśmy się zgadali, pRzYpAdKoWo ;-)

dobry komiks, sporo przyjemności przy czytaniu, ale u mnie dopiero przy drugiej lekturze.